Rok 2011 nie rozbrykał się jeszcze na dobre, a Wydawnictwo Jaguar rusza z pełnym impetem swą ofensywą wydawniczą. Jednym z efektów była niedawna premiera trzeciego tomu cyklu "Upadli", pt. "Raj utracony", autorstwa Thomasa E. Sniegoskiego. Wszystko wskazuje na to, że powrócimy do anielskich spraw i znów będziemy mieć przyjemność śledzić losy młodzieńca Aarona w trakcie jego niesamowitych przygód. Koc, kubek kawy i dłuższy wieczór wystarczył, by się przekonać, co tym razem nam zaserwowano.
W "Raju utraconym" powraca wątek stanowiący kręgosłup fabuły dwóch poprzednich części: Aaron wraz z Upadłym Aniołem, Kamaelem, oraz swym wiernym labradorem Gabrielem poszukują Steviego – młodszego, przyszywanego braciszka naszego bohatera. Niestety sprawa nie jest taka prosta, bo autystyczne dziecko zostało porwane przez Werchiela, Dowódcę Potęg, który zamierza zgładzić Aarona. Dlaczego? Potężny anioł w głębi serca nie zgadza się z powszechnie znaną i rozpowiadaną przepowiednią, mówiącą o Nefilimie, mającym ocalić wszystkie Upadłe Anioły i pozwolić im wrócić do Nieba. Jako że niektórzy widzą swego wybawcę w Aaronie, stał się on priorytetowym celem. Młodzieniec doskonale zdaje sobie z tego sprawę, lecz mimo to uparcie podąża śladem porwanego braciszka. Jednak fortuna naszykowała dla niego inne wydarzenie, na skutek którego, wraz z dwójką wspomnianych bohaterów, trafia do Aerie – "Nieba" na Ziemi. Tam zaczyna uczyć się kontrolować moc, jaką czuje w głębi, ale niespodziewanie dowiaduje się, że Potęgi porwały Vilmę – dziewczynę, która skradła mu serce w "normalnym" życiu, zanim nie wiedział, że jest Nefilimem, synem anioła i śmiertelnej kobiety. Impulsywność bierze górę i młodzieniec wyrusza z odsieczą, nie zdając sobie sprawy, że właśnie na to liczy czekający na ponowne spotkanie vis-a-vis Werchiel. Tak w skrócie prezentują się wydarzenia, które dostaniemy wraz z tą lekturą.
Jakie wrażenie są w stanie zrobić na czytelniku? Przyznam, że całkiem pozytywne. W "Raju utraconym" zastosowano znany z wielu innych książek schemat: na początku wszystko rozgrywa się spokojnie, lecz tylko do pewnego momentu. Pewne wydarzenie staje się przysłowiową bombą podłożoną pod tamę, która po eksplozji uwalnia gromadzone dotąd w wodzie zapierające dech w piersi wydarzenia, a te, nie mając nic na przeszkodzie, zalewają uśpionego z początku czytelnika i do końca utrzymują go w napięciu. Jeśli zatem uda nam się dotrwać do punktu kulminacyjnego, z łatwością damy się pochłonąć rozgrywającym się zdarzeniom. Niestety nie ma co liczyć na mnogość wątków pobocznych; autor skupił się wyłącznie na przedstawieniu tego głównego w taki sposób, by zdobyć uznanie czytelników, nie zawracając sobie głowy tym, co niekoniecznie jest potrzebne i nie ma wpływu na dominującą fabułę.
Książkę czyta się szybko i przyjemnie, gdyż, z racji na przewidywany wiek odbiorców, nie zostaniemy uraczeni trudnymi w zrozumieniu słowami. Pomimo faktu, że nie pojawiają się przekleństwa i cała historia jest z pozoru "grzeczna", nie brak tu brutalnych scen czy rozlewającej się krwi. Anielska otoczka wciąż stanowi pewną świeżość w dobie niepokonanych rycerzy i ubijanych smoków, co z pewnością można uznać za plus.
Proszę mi wybaczyć, ale muszę sobie trochę ponarzekać, a znakomitą okazję do tego, o dziwo (!!), daje mi samo techniczne wykonanie książki. Po pierwsze, wybrana okładka ani trochę nie zachęca do zainteresowania się tą pozycją – ot nagi tors pewnego młodzieńca. Reprezentantkom płci przeciwnej może i się podoba, ale co z nami, mężczyznami? Dlaczego obok nie stoi kobieta z nagim biustem? Dziewczyna, która występuje w "Raju utraconym", podobnież odznacza się niezwykłą urodą, co daje prawo przypuszczać, że panowie nie mieliby nic przeciwko, aby i ona zagościła w takim układzie na okładce. Żarty żartami, ale napotykane literówki czy pomyłki typu: "(...) w tym było Nefilimie coś niezwykłego (...)", albo krzywo wydrukowane strony jak najbardziej zasługują na potępienie. Jednocześnie należy pochwalić rozmiar książki, bowiem czyta się ją bardzo wygodnie. Całość została napisana na prawie 360 stronach, co przeciętnym osobom zapewni kilka mile spędzonych wieczorów.
Thomas E. Sniegoski może być z siebie zadowolony, bo napisał udaną kontynuację cyklu "Upadli". W imię jasnego dowodu śmiało stwierdzę, że z ciekawością czekam na następną, a tym samym ostatnią część, która niedługo powinna ujrzeć światło dzienne. Zaserwowana tu historia poziomem nie odbiega od tych, które dostaliśmy w poprzednich dwóch tomach, ale samo wykonanie książki zmusza mnie, abym ciut obniżył ogólną ocenę. Jeśli jesteś fanem serii "Upadli", na pewno się nie zawiedziesz, toteż serdecznie polecam!
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz