Karen Miller pisząc "Nieświadomego maga" pobrała u mnie dosyć spory kredyt zaufania. Mimo iż w jej debiutanckiej w gatunku fantasy książce było sporo mankamentów – między innymi koszmarnie ślimacząca się akcja, która zdecydowanie obniżyła jakość całej produkcji – pisarka kupiła mnie oryginalnym światem i świetnie zarysowanymi postaciami. Nic więc dziwnego, że do "Przebudzonego maga" siadałem z ciepłym i miłym uczuciem radosnego oczekiwania, a nie jedynie z recenzenckiego obowiązku. Druga część serii "Królotwórca, królobójca" jest zarazem ostatnią częścią, dzięki czemu wiedziałem, że lada moment poznam zakończenie całej historii. Jak na tym polu sprawdziła się Australijka?
Drugi tom zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w jakim pozostawiła nas część pierwsza. W nieszczęśliwym "wypadku" cała rodzina królewska, z wyłączeniem Gara, zginęła, natomiast zamieszkiwane przez Morga ciało Wielkiego Maga Durma uległo poważnym uszkodzeniom. Zadufany w sobie grubasek niechybnie poniósłby śmierć na miejscu, jednakże siła woli i potęga Morgana utrzymuje ciało w stanie nieprzytomności oraz stara się je zregenerować. W międzyczasie naprawdę dużo się dzieje. Gar zostaje królem, następnie powoli traci sztucznie obudzoną w nim magię, a w trakcie tego procesu zupełnym przypadkiem ujawnia się moc Ashera. Nie muszę chyba mówić, jakie to wszystko rodzi komplikacje. Nawet bez bieżącej pomocy najbardziej demonicznego czarodzieja zza Muru Barl, wszystko powoli zaczyna się sypać, gdyż ten, co musi czarować, nie może tego robić, a ten, co nie może parać się magią pod groźbą kary śmierci, musi wspomagać króla swoimi nowymi umiejętnościami. Gdzieś na obrzeżach węszy wiecznie spiskujący Conroyd Jarralt, a Krąg jak zwykle czeka na wypełnienie się Przepowiedni.
Muszę przyznać, że Karen Miller zaskoczyła mnie już na samym początku. Nie spodziewałem się, że w wypadku w Gnieździe Salberta uśmierci wszystkich członków rodziny królewskiej. Celowałem w to, że ocaleje przynajmniej Fane i albo jej charakter całkowicie się odmieni, przez co zacznie częściej stawać po stronie brata, albo będzie jeszcze większą narcystyczną zołzą, niż to bywało do tej pory, i sprzymierzy się z Morgiem, doprowadzając do upadku Muru Barl. Moją radość z tak śmiałego kroku popsuła jednak kreacja postaci Morga. Jest to absolutnie najbardziej ciamajdowaty czarny charakter, jaki kiedykolwiek widziałem, plasujący się zaraz za Gargamelem, kotem Tomem ("Tom & Jerry") czy Kojotem ("Struś Pędziwiatr"). Pisarka kompletnie nie ma pojęcia, jak ma poprowadzić taką postać. Raz Morgan zabija kilka osób ruchem ręki, innym razem popełnia kretyńskie błędy, w stylu zostania poszkodowanym we własnym, zaplanowanym wypadku. Strasznie mnie to bolało, gdyż zamiast wzbudzać przerażenie i niepokój, czarodziej wyzwalał we mnie raczej uczucie litości oraz irytacji.
Jak wygląda tempo akcji? Cóż, nie da się ukryć, że z każdą stroną powoli zbliżamy się ku końcowi, z tym że rozumiejcie "powoli" jak najbardziej dosłownie. Czułem się trochę tak, jakby wszyscy bohaterowie żyli w świecie nieustannego bullet-time'a. Ach, oczywiście przesadzam – w porównaniu do pierwszej części, akcja nawet minimalnie przyspieszyła. Po prostu tym, którym tempo rozwoju wydarzeń w "Nieświadomym magu" za bardzo nie przeszkadzało, nie będzie wadzić i tutaj. Pozostali pewnie w ogóle nie sięgną po "Przebudzonego maga". Początkowy twist fabularny nie był jedynym w powieści i mimo że wszystko zmierza ku przewidywalnemu końcowi, autorka potrafi w międzyczasie zaskoczyć. Tym, co mnie najbardziej rozczarowało, było zakończenie. Akcja mocno przyspiesza na ostatnich kilkudziesięciu stronach i gdzieś ginie cały ten czar, jaki Karen Miller wcześniej roztoczyła. Śmierć bohaterów, po których kilka stron wcześniej z pewnością bym zapłakał, w ogóle mnie nie ruszyła. Zamiast rozciągać tak mocno książkę, można było wydłużyć i bardziej przemyśleć końcówkę, która zwyczajnie nie ma żadnego polotu i jest zbyt przyspieszona.
Mocną stronę lektury nadal stanowią postacie – wyłączając oczywiście Morga. Asher i Gar wciąż potrafią zaskoczyć swoim zachowaniem i ewidentnie ewoluują, co cieszy. Na piedestał wysuwają się jednak bohaterowie drugoplanowi. Mam tu na myśli szczególnie Conroyda Jarralta, który jest postacią wielopłaszczyznową. Jednym razem wydaje się na wskroś zły, innym po prostu egoistyczny z parciem na władzę, a jeszcze innym dbającym o królestwo dobrym magiem. Również Darran i Willer rozwijają się, czasem w zupełnie nieoczekiwanych kierunkach. W końcu wyjaśniły się też kulisy zawarcia paktu między Barl a Olkami. Muszę przyznać, że nie wyglądało to tak idiotycznie, jak się zapowiadało w pierwszym tomie. Wszystko było logiczne i prawdopodobne. Jedyny mankament stanowią członkowie Kręgu, którzy przez 600 lat czekają na spełnienie się Przepowiedni... W tej kwestii nic się nie zmieniło ani nie wyjaśniło. To trochę tak, jakby po trzecim rozbiorze Polski jakiś Nostradamus stwierdził, że po 123 latach odzyskamy niepodległość, tylko musimy siedzieć na dupie w domach i przekazywać tę prawdę z pokolenia na pokolenie – a wszyscy Polacy na to by przystali. Jest to niemożliwe, a co dopiero mówić o 600 latach takiego stanu rzeczy.
Jeżeli chodzi o wydanie, dalej mamy przepiękną okładkę, doskonale wyglądającą na półce wraz z częścią pierwszą. Mój niesmak budziła jedynie mapka, która nie została poprawiona od poprzedniego tomu i dalej jest źle nadrukowana. Moje zdziwienie wzbudził również opis na tylnej okładce, według którego Asher z Garem obronili w "Nieświadomym magu" królestwo przed złym czarodziejem... Ja chyba czytałem inną książkę – w moim wydaniu fajtłapa Morg sam się pięknie załatwił, a ciapa Gar i Asher w ogóle nie podejrzewają, że mag może jeszcze żyć, nie mówiąc o tym, iż "przejął" Durma. Mimo iż zmieniła się osoba tłumacza, przekład ponownie stoi na wysokim poziomie, a dodatkowo nie zauważyłem kwiatków w stylu uprzedniego "od Sasa do Lasa". Może raz gdzieś mignął mi błąd ortograficzny, ale przy takiej objętości powieści można przymknąć na to oko.
Muszę przyznać, że miałem niemały kłopot z tą recenzją, jak i samym podsumowaniem. Z jednej strony lektura bardzo mi się podobała, jednak z drugiej jest kilka mankamentów, które psują odbiór całości, nie mówiąc o kompletnie rozczarowującym pod względem tempa akcji zakończeniu. Powiem może tak – ci, którym podobał się "Nieświadomy mag", powinni z pewnością przeczytać kontynuację, gdyż losy Gara i Ashera potrafią obracać się o 180 stopni. Jeżeli natomiast poprzedniczka nie przypadła wam do gustu, nie macie czego tutaj szukać, gdyż poziom obu części jest podobny.
Dziękujemy wydawnictwu Galeria Książki za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz