Otworzył oczy i ujrzał, że Streferzy zebrali się wokół pomalowanych na zielono drzwi prowadzących do świetlicy, w której poprzedniego wieczoru jedli pizzę. Minho bezskutecznie poruszał okrągłą mosiężną klamką. Zamknięte na klucz.
Jedyne pozostałe drzwi prowadziły do pryszniców i szatni, skąd nie było już żadnego dalszego wyjścia. To by było na tyle – plus okna. Wszystkie zabezpieczone metalowymi kratami. I całe szczęście. Za każdym z okien wniebogłosy wydzierali się szaleńcy.
Chociaż niepokój kąsał go niczym żrący kwas w żyłach, Thomas chwilowo zrezygnował z prób nawiązania kontaktu z Teresą i dołączył do pozostałych Streferów. Newt właśnie podjął próbę otwarcia drzwi. Z takim samym efektem, a raczej bez żadnego.
– Zamknięte na klucz – wymamrotał, dając wreszcie za wygraną. Ręce opadły mu bezwładnie.
– Doprawdy, geniuszu? – odparł Minho. Splótł silne ramiona na piersi i naprężył mięśnie, aż pod skórą wystąpiły grube żyły. Thomas przez ułamek sekundy miał wrażenie, że widzi, jak pulsuje w nich krew. – Nic dziwnego, że nadali ci imię od Izaaka Newtona: masz taki zadziwiający talent do myślenia.
Newt nie był w nastroju do żartów. Czy też może dawno temu nauczył się ignorować cięte odzywki Minho.
– Rozwalmy tę cholerną klamkę. – Rozejrzał się, jakby oczekując, że ktoś mu poda dwuręczny młot.
– Żeby tak ci śmierdzący Poparzeńcy się zamknęli! – wrzasnął Minho, odwracając się, żeby spiorunować wzrokiem najbliższego, kobietę wyglądającą jeszcze ohydniej niż pierwszy mężczyzna, którego zobaczył Thomas. Jej twarz przecinała krwawiąca rana, kończąca się aż z boku głowy.
– Poparzeńcy? – powtórzył Patelniak. Zarośnięty kucharz do tej pory milczał, tak że niemal można byłoby go przeoczyć. Thomas pomyślał, że Patelniak wydaje się jeszcze bardziej wystraszony niż wtedy, kiedy szykowali się do walki z Bóldożercami, żeby uciec z Labiryntu. Może teraz było gorzej. Kiedy zeszłej nocy kładli się do łóżek, zdawało się, że nareszcie są bezpieczni. Tak, może to faktycznie było gorsze: że brutalnie im zabrano owo złudzenie.
Minho wskazał palcem krzyczącą, zakrwawioną kobietę.
– Sami ciągle tak o sobie mówią. Nie słyszałeś?
– A nazywaj ich choćby kotkami na wierzbie, mam to w nosie – warknął Newt. – Znajdźcie mi coś, czym da się otworzyć te durne drzwi!
– Trzymaj – powiedział niższy chłopiec, podając mu niedużą, ale solidnie wyglądającą gaśnicę, którą zdjął ze ściany – Thomas przypomniał sobie, że wcześniej ją tam widział. Znów poczuł wyrzuty sumienia, że nawet nie wie, jak ten dzieciak ma na imię.
Newt chwycił czerwony walec, gotów walić w klamkę. Thomas stanął tak blisko, jak tylko mógł. Bardzo chciał zobaczyć, co znajduje się po drugiej stronie drzwi, choć miał paskudne przeczucie, że cokolwiek to jest, nie spodoba im się.
Newt uniósł gaśnicę, następnie z całej siły rąbnął nią w okrągłą mosiężną klamkę. Głośnemu trzaskowi zawtórowało chrupnięcie głębiej, i wystarczyły zaledwie trzy dalsze ciosy, żeby klamka razem z zamkiem wypadła na podłogę z brzękiem popsutych metalowych części. Drzwi centymetr po centymetrze otwarły się akurat na tyle, by ukazać ciemność po drugiej stronie.
Newt stał w milczeniu, wpatrując się w tą długą, wąską czarną szparę, jakby spodziewał się, że wylecą stamtąd demony z piekła rodem. Z roztargnieniem oddał gaśnicę chłopcu, który ją wyszukał.
– Chodźmy – powiedział. Thomasowi wydało się, że słyszy w jego głosie najlżejsze drżenie.
– Zaczekajcie! – zawołał Patelniak. – Jesteśmy pewni, że chcemy się tam pchać? Może ktoś miał konkretny powód, żeby zamknąć te drzwi na klucz.
Thomas nie mógł się z tym nie zgodzić; coś mu się nie podobało w tym wszystkim.
Minho podszedł i stanął tuż obok Newta; obejrzał się do tyłu na Patelniaka, potem odszukał wzrokiem spojrzenie Thomasa.
– A co innego mamy zrobić? Siedzieć tu i czekać, aż ci porypańcy dostaną się do środka? Daj spokój.
– Ci wariaci nie poradzą sobie tak szybko z kratami – odciął się Patelniak. – Po prostu zastanówmy się przez sekundę.
– Czas na zastanawianie już się skończył – oświadczył Minho. Kopnął drzwi, a one otwarły się na oścież; zdawało się, że mrok po drugiej stronie jeszcze bardziej zgęstniał. – Poza tym powinieneś był się odezwać, zanim rozwaliliśmy zamek na kawałki, krótasie. Teraz już za późno.
– Nienawidzę, kiedy masz rację – wymamrotał niechętnie Patelniak.
Thomas nie mógł oderwać wzroku od atramentowej ciemności za drzwiami. W brzuchu ścisnął go aż nadto znajomy lęk, świadomość, że coś musiało być bardzo nie w porządku, inaczej ludzie, którzy ich uratowali, przyszliby po nich już dawno temu. Jednak Minho i Newt mieli rację – trzeba było tam pójść i poszukać odpowiedzi.
– Purwa – rzucił Minho. – Idę pierwszy.
Nie czekając na odpowiedź przeszedł przez otwarte drzwi, prawie natychmiast znikając w mroku. Newt z wahaniem popatrzył na Thomasa, następnie ruszył drugi. Z jakiegoś powodu Thomas pomyślał, że teraz kolej na niego, więc poszedł jako trzeci.
Krok za krokiem opuścił dormitorium i wkroczył w ciemność świetlicy, wyciągając ręce przed siebie.
Słabe światło padające z tyłu niewiele pomagało; równie dobrze mógłby iść z zaciśniętymi powiekami. W dodatku w świetlicy śmierdziało. Potwornie.
Z przodu Minho wydał okrzyk zaskoczenia, potem zawołał w ich stronę:
– Hej, uważajcie. Coś... dziwnego zwiesza się z sufitu.
Thomas usłyszał nieznaczny pisk czy jęk, coś zaskrzypiało. Zupełnie jakby Minho wpadł na wiszący nisko żyrandol, wprawiając go w kołysanie. Gdzieś z prawej Newt stęknął, a potem rozległ się nieprzyjemny odgłos metalu przesuwanego po podłodze.
– Stół – oznajmił Newt. – Uwaga na stoły.
Patelniak odezwał się zza pleców Thomasa:
– Czy ktoś pamięta, gdzie były włączniki światła?
– Tam właśnie idę – odparł Newt. – Dam głowę, że je widziałem gdzieś o, tutaj.
Thomas nadal posuwał się po omacku naprzód. Jego oczy zdążyły się już nieco dostosować do ciemności; tam, gdzie wcześniej wszystko było ścianą czerni, był teraz w stanie rozróżnić zarysy cieni na tle cieni. Jednak coś było nie w porządku. Nadal czuł się nieco zdezorientowany, ale rzeczy wydawały się znajdować w miejscach, gdzie nie powinno ich być. Było prawie tak, jakby...
– Bleee – jęknął Minho z wyraźnym dreszczem obrzydzenia, jakby wdepnął w wielkiego klumpa. Rozległ się kolejny skrzypiący dźwięk.
Zanim Thomas zdążył spytać, co się stało, sam na coś wpadł. Coś twardego. O dziwnym, nieregularnym kształcie. Wyczuł fakturę tkaniny.
– Znalazłem! – krzyknął Newt.
Zabrzmiało kilka pstryknięć i nagle całe pomieszczenie rozjarzyło się blaskiem świetlówek, na chwilę oślepiając Thomasa. Zatoczył się do tyłu, byle dalej od tego czegoś, z czym się zderzył. Wpadł na kolejny nieruchomy kształt, wprawiając go w kołysanie.
– Łooo! – wrzasnął Minho.
Thomas zmrużył oczy; stopniowo odzyskał wzrok. Zmusił się, żeby popatrzeć na przerażającą scenę, jaka się przed nim roztaczała.
Na całej długości obszernego pomieszczenia z sufitu zwieszali się ludzie – przynajmniej tuzin. Wszyscy zostali powieszeni za szyję; skręcone sznury wrzynały się w purpurową, opuchniętą skórę. Sztywne ciała kołysały się nieznacznie, bladoróżowe języki wystawały spomiędzy bezkrwistych warg. Wszyscy mieli otwarte oczy, choć zmętniałe w sposób jednoznacznie świadczący o śmierci. Wyglądało na to, że wiszą tak od wielu godzin. Ich ubrania oraz niektóre spośród twarzy wyglądały znajomo.
Thomas opadł na kolana.
Znał tych martwych ludzi.
To byli ci sami, którzy uratowali Streferów. Zaledwie dzień wcześniej.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz