Potworny Regiment

4 minuty czytania

Terry Pratchett prezentuje:

"Skandal, hańba i plama na honorze" można by powiedzieć o nowej książce Pratchetta gdyby…, no właśnie, gdyby to była książka nudna, bez polotu i powielająca schematy. Niestety, ale muszę wszystkich marudników i nielubiących T.P. zmartwić. „Potworny Regiment” to kolejna udana pozycja w dorobku tego brytyjskiego pisarza.

Powiew świeżości

Pierwszą rzeczą, która od razu się rzuca w oczy, jest grubość książeczki. PR to kolejna, grubsza pozycja wśród dzieł Terry’ego, plasująca się zaraz obok „Piątego elefanta” czy „Prawdy”. Nic tylko się cieszyć z tego powodu. Kolejnym miłym akcentem jest wprowadzenie do cyklu zupełnie nowego zestawu bohaterów. Tak, tak do grona strażników, magów i wiedźm dołączają nowe postacie. Ale spokojnie, starych znajomych w postaci Vimesa czy De Worde również nie zabraknie.

Gdzie diabeł nie może...

Przejdźmy teraz do szczegółów. „Potworny Regiment”, jak nietrudno się domyślić po okładce (stylizowanej na zdjęcie pokazujące amerykańskich żołnierzy na Iwo Jimie), pozwoli nam zagłębić się w klimaty wojskowe. Główną bohaterką jest Polly Perks – młoda dziewczyna postanawiająca zaciągnąć się do wojsk Borogravii w celu uratowania swojego brata. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie taki szczegół, że w owym kraiku panują dosyć restrykcyjne zasady, co do tego, co wolno kobietom, a co nie. Chyba nie muszę wspominać, do której kategorii zalicza się wymachiwanie szablą przez dziewoje…

Jak zawsze o krok od eksplozji

Jednakże Polly to dziewczyna bardzo inteligentna i zdeterminowana, dlatego już po chwili operowania nożyczkami i w pożyczonej parze spodni podpisuje cyrograf, trafiając tym samym pod opiekę sierżanta Jackruma oraz kaprala Strappiego. Na pewno niejednokrotnie uśmiechniecie się, czytając opisy całego procesu rekrutacyjnego. Terry z tylko sobie znanym kunsztem parodiuje tutaj wszelkie możliwe filmy wojenne. Wkrótce w tytułowym potwornym regimencie służy jeszcze troll Nefryt, wampir Maladict, jeden z Igorów oraz kilkoro, jak to określa Jackrum, swoich chłopaczków. Całej tej wesołej gromadzie przewodzi porucznik Bluza – człowiek, który jeszcze nie tak dawno pracował w administracji, a swoją wiedzę o taktyce i szermierce czerpie tylko z książek. Poza tym nosi okulary jak denka od butelek, potrafi się skaleczyć szablą w rękę, którą ją trzyma, a po nocach śni o ostatniej walce, mającej zagwarantować mu miejsce w historii między wybitnymi dowódcami. Jeśli dodamy do tego fakt, że regiment z uporem przedziera się w centrum największej zawieruchy, a wampir uzależniony od kawy z powodu braku owego specyfiku zaczyna świrować (zachowując się przy tym jak komandos z amerykańskich filmów akcji), to dostaniemy klasyczną pratchettowską mieszankę wybuchową.

Tylko czy na pewno każdy jest tym za kogo się podaje? Kto pomaga Polly w udawaniu mężczyzny? Jakie ukryte talenty skrywa porucznik Bluza?

Perypetie wojenne to jednak tylko jeden z wątków powieści. Zaraz obok niego pojawia się sprawa iście teologiczna. Borogravia to kraj, w którym religia ‘się popsuła’. Rygorystyczny kult Nuggana posiadający bogatą listę Obrzydliwości (uważa za nie m.in. kolor niebieski, kamienie albo dzieci) sprawia, że ludzie odwracają się od swojego boga i zaczynają czcić księżnę Ot tak, po prostu. Wszystko byłoby w porządku gdyby tylko nie fakt, że nikt jej nie widział od kilkudziesięciu lat… Z jednej strony zatem Borogravią targa wojenna zawierucha, a z drugiej rozpada się ona wewnętrznie z powodu idiotycznych nakazów religijnych. A gdy okazuje się, że cała armia została otoczona pod jedną z głównych twierdz i czeka już praktycznie tylko na eksterminację, sytuacja nie robi się zbyt ciekawa.

Czy jeden regiment zagubionych rekrutów bez żadnego przeszkolenia może zmienić tę sytuację? Co sprawiło, że tak oryginalna zbieranina bohaterów postanowiła się zaciągnąć i wyruszyć na wojnę? Czy sprawiło to tylko pocałowanie portretu księżnej?

Jest (śmiertelnie) poważnie

Klasycznym i nieodłącznym elementem powieści Pratchetta są oczywiście rozważania głębsze, niż mogłaby na to wskazywać lekka i groteskowa forma. Tym razem motywem przewodnim jest wojna, cele dla których się ją prowadzi, kwestia równouprawnienia kobiet oraz potęga mediów na polu bitwy. Amerykanie w Wietnamie ponieśli dwie klęski, jedną kiedy okazało się, że ich wojska nie radzą sobie tak jakby się można było tego spodziewać i drugą, kiedy informacje o tym podały media do publicznej wiadomości. Pratchett, mimo że operuje w swoim groteskowym świecie fantastyki, dokonuje bardzo rzetelnej transformacji tego zjawiska. William do Worde wraz ze swoim wiernym wampirzym fotografem zostają awansowani na pierwszych korespondentów wojennych, a ich azeta może zmienić oblicze wojny. A na czym zasadza się idea wojny wg. T.P? Najbardziej przypadł mi do gustu taki oto cytat: „Wiesz, Perks, na czym polega większa część wojskowego szkolenia? Żeby cię zmienić w człowieka, który na jedno słowo komendy wbije klingę w jakiegoś biednego pętaka, całkiem do ciebie podobnego, który akurat nosi niewłaściwy mundur. On jest taki jak ty, ty jesteś taki jak on. On tak naprawdę nie chce cię zabijać i ty naprawdę nie chcesz zabijać jego. Ale jeśli ty nie zabijesz go pierwszy, on zabije ciebie. To wszystko, początek i koniec.” Prawda, że prawdziwe? Prawdziwe i straszne…

Słów kilka na koniec

Z czystym sumieniem mogę zatem polecić „Potworny Regiment”. T.P. po raz kolejny pokazał klasę. Nowi bohaterowie i nowy klimat wnoszą do cyklu powiew świeżości, a całość skomponowana jako parodia filmów wojennych czyta się miło i przyjemnie. Jeśli chcecie wiedzieć, z czego może być dumna Borogravia oraz dlaczego porucznik Bluza tak ochoczo przebrał się za praczkę, to sięgnijcie po „Potworny Regiment”. Nie będziecie zawiedzeni.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
5.75 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...