Znowu wampiry. Ale jednak w nieco innym stylu. Zamiast powieści o prężących muskuły w słońcu krwiopijcach (mam nadzieję, że rozumiecie ten paradoks) i ich zakompleksionych zwolenniczkach, Andrew Fukuda oferuje historię o jednym z ostatnich ludzi na świecie opanowanym przez wampiry. Na świecie, gdzie człowiek stanowi najsmaczniejsze danie.
W ten oto sposób przechodzimy do Gene, głównego bohatera „Polowania”. Kiedyś miał rodzinę: matkę, ojca oraz siostrę. Dziś ma tylko siebie, a jego jedynym celem jest przetrwanie. Nie ucieka, bo nie ma szans. Wampiry są szybsze, silniejsze, bardziej wytrzymałe i zdolne zabić go w przeciągu kilku sekund. Jedyną możliwością przeżycia jest ukrywanie się: chodzenie nocą do szkoły, tuszowanie swojego zapachu i innych różnic w stosunku do rówieśników, aby ci nie odkryli, że ich szkolny kolega nie jest tym, za kogo się podaje. Gene doskonale wtapia się w otoczenie, dzięki czemu dotychczas nie ujawniono jego prawdziwego pochodzenia. Niestety, nic nie trwa wiecznie. Prezydent ogłasza Wielkie Łowy, w trakcie których trwa uczta na ludziach, prawdopodobnie jednych z ich ostatnich przedstawicieli. Udział w niej weźmie od pięciu do dziesięciu losowo wybranych osób – wśród zwycięzców znajduje się także Gene.
Kreacja świata przypomina mi film „Jestem legendą” z Willem Smithem w roli głównej. W „Polowaniu” bohater także jest jednym z ostatnich ludzi, a jego życie przebiega rutynowo – w dzień śpi, czasem wychodząc na ulice opustoszałego miasta w poszukiwaniu jedzenia bądź rozrywki, w nocy zaś uczęszcza do szkoły, nie mogąc zdradzić się najmniejszym nawet drobiazgiem – uśmiechem, potem, dreszczem czy łzami. Nie ma żadnych znajomych i w każdej chwili może zginąć. To nie jest świat, w którym byśmy chcieli żyć, ale jego śmiertelnie niebezpieczna natura trzyma w napięciu przez całą lekturę, a co najważniejsze – budzi ciekawość. Autor celowo nie zdradził (nawet w tym tomie) najbardziej intrygujących informacji na jego temat – w jaki sposób doszło do zagłady ludzkości albo choćby dlaczego wampiry nie są nazywane wampirami (w tekście w ogóle nie pada takie określenie, choć oczywiście wiemy, że to wampiry, o czym świadczą między innymi kły i żądza krwi)? Tajemnic jest naprawdę wiele, a pomysł na książkę kusi świeżością, więc z pewnością przykuje uwagę czytelników spragnionych nowych wrażeń.
Kuleje jednak fabuła. „Polowanie” to otwarta powieść, zakończona porządnym zwrotem akcji, budzącym ochotę na drugi tom. Pierwszy nie odpowiada na wiele pytań i jest w dużej mierze przewidywalny, ponieważ w całości skupia się na Wielkich Łowach. Rozdziały opowiadają więc między innymi o szkoleniach, relacjach między uczestnikami oraz – obowiązkowo – wielkim balu na cześć wybrańców. Na koniec dopiero pojawia się tytułowe polowanie, stanowiące finał książki. Ten prosty schemat nie pozwala na manewrowanie historią – to będzie możliwe dopiero w kontynuacji. Co prawda, występuje napięcie, w końcu bohater może zostać w każdej chwili odkryty, a Andrew Fukuda stara się ubarwić historię zagadkowymi wątkami, lecz mimo to nadal przypomina ona wielki, rozbudowany prolog. Największy problem tkwi właśnie w wydarzeniach przed polowaniem – szkolenie jest nużące, niewiele się dzieje, zaś wielki bal ostatecznie prezentuje się jak niewielkie przyjęcie przed wyczekiwaną akcją. Kompletnie brakuje rozmachu.
Polowanie także nieco zawodzi. Akcja wreszcie się rozkręca, ale nie oznacza to, że staje się nieobliczalna. Nadal jest zbyt przewidywalnie, a momentami widać niedopracowanie – brakuje emocji, szczególnie grozy; pomysły bohaterów trudno nazwać błyskotliwymi, czasem szybciej się we wszystkim połapuje czytelnik niż Gene. Niby inteligentny, mistrz kamuflażu, potrafiący wyjść z każdej krytycznej sytuacji, tymczasem na Wielkich Łowach jego postępowanie trochę rozczarowuje. Poza tym polowanie przypomina sytuacje z filmów akcji: są ścigający i ścigani. Przez kilkadziesiąt stron trwa chaotyczna gonitwa, dochodzi do kilku starć, zaś ratunkiem jest dojście do miejsca A. Muszę jednak przyznać, że punkt kulminacyjny, rozpoczynający zamieszenie, był zaskakujący – cisza przed burzą spełniła swoje zadanie i uśpiła moją czujność.
Zwroty akcji w formie podanej przez Andrew Fukudę przeważnie nie budzą szoków. Przykładowo tożsamość jednej z postaci odkryłem już na samym początku powieści, w połowie uzyskałem tylko potwierdzenie moich domysłów. To jest właśnie wada „Polowania” – wskazówki są zbyt jasne, co destrukcyjnie wpływa na możliwość zaskoczenia czytelnika. Są wyjątki, lecz w małej ilości. Rozczarowanie budzą także intrygi – kiedy pojawiają się zagadki, wskazujące, że coś zostało ukartowane, autor nagle zarzuca temat i do ostatniej strony nic więcej nie wyjawia. Czyżby była to kolejna zachęta do sięgnięcia po drugi tom? Prawdopodobnie tak, mam jedynie nadzieję, że w kontynuacji odpowiedzi nie okażą się równie rozczarowujące, jak ich brak w „Polowaniu”.
Narratorem powieści jest główny bohater, Gene. Jego więc najbardziej poznamy w trakcie lektury. Reszta postaci często pełni rolę tła dla historii – nie wyróżniają się z tłumu i szybko się o nich zapomina; są jedynie kolejnym imieniem, przewijającym się w książce. Ten przypadek szczególnie dotyczy wampirów, które nawet nie rozmawiają na inne tematy niż Wielkie Łowy i smaczni ludzie. Nie potrafią, co ciekawe, opanować swojej żądzy, wydają się być tylko zwierzętami, potrafiącymi mówić. Dlatego na interesujący wampirzy charakter przyjdzie poczekać przynajmniej do kolejnego tomu. Rozbudowaną postacią jest jednak Gene – przede wszystkim ciekawe są jego wspomnienia z przeszłości oraz relacje z ojcem, ukazujące dramat człowieka, żyjącego w świecie stworzonym przez Andrew Fukudę. Konieczność conocnego nakładania maski, wstrzymywania swoich emocji, pozbywania się pamiątek świadczących o tym, że bohater miał kiedyś rodzinę, rozstawanie się z najbliższymi mu osobami nagle i bez pożegnania – to najlepsze momenty „Polowania”. Szkoda, że jest ich tak mało, a bieżące wydarzenia ubogie są w tragedie, które mogłyby wzbudzać smutek oraz podkreślać kiepską sytuację ludzi.
„Polowanie” to mimo wszystko dobra, porządna książka. Potrafi wciągać i, co najważniejsze, trzyma w napięciu. Andrew Fukuda najbardziej jednak zaskarbił sobie moje uznanie świeżym pomysłem na świat, w którym wampiry przejęły władzę, a ludzie stanowią smaczne przekąski. Choć autorowi nie wszystko perfekcyjnie się udaje, to jednak warto się zainteresować jego dziełem. Mając na uwadze, że to dopiero początek serii, której sukces w dużej mierze będzie zależał od następnych tomów (jak już wspominałem – tajemnice pozostają po lekturze recenzowanej części nieodkryte, a kontynuacja może rozwinąć się w różnych kierunkach), daję książce mocne sześć i pół. Zachęcam do sięgnięcia po „Polowanie”, ale z zastrzeżeniem, że prawdopodobnie znajdziecie lepsze tytuły. Wszystko zależy od tego, czego oczekujecie – przyjemnej i lekkiej historii, stanowiącej dobre preludium do ciągu dalszego? W takim razie będziecie zadowoleni. Czegoś więcej? Wtedy niekoniecznie.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz