Dojechaliśmy o czasie i przezornie, jako że słoneczko powoli zmierzało w stronę widnokręgu, a po nieznanym terenie lepiej poruszać się za dnia, chcieliśmy się najpierw zakwaterować. I od razu pałą w łeb. Na liście w wyznaczonym akademiku nas nie było. W drugim też nie. Najwyraźniej nie byliśmy odosobnieni, bo pani wcale się nie zdziwiła i wskazała dalszą drogę. Zapowiadała się gra na poziomie very hard. Aktywowaliśmy wszystkie skille retoryczne i poszliśmy do trzeciego. I nagle okazało się, że gramy na najłatwiejszym poziomie. Pan miał wolne pokoje i nie widział problemu. Ciekawe, czy organizatorzy mu podziękują.
- 1 strona