Non Stop Comics kontynuuje publikację dzieł słynnego Alberto Brecci. Po "Mort Cinderze" i "Mitach Cthulhu" przyszła kolej na opasłego "Perramusa".
We wczesnych latach osiemdziesiątych Breccia poprosił Juana Sasturaina o stworzenie scenariusza, mogącego porwać czytelników Starego Kontynentu. Z tak rzuconej propozycji miała wykiełkować seria kilku ledwie 8–stronicowych opowieści, która zaczęła rosnąć i rosnąć, aż finalnie urosła do blisko 500–stronnego tomiszcza.
Kim jest tytułowy Perramus? W skrócie – to mężczyzna, który uchodzi z życiem, pozostawiając towarzyszy na łaskę i niełaskę wojskowych. Na skutek tego wydarzenia topi smutki i wybiera zapomnienie w objęciach kobiety. Swoje nowe imię – Perramus – zawdzięcza marce płaszcza, otrzymanego od owej kobiety. Nie jest on wszakże jedynym bohaterem komiksu. Razem z Urugwajczykiem zwanym Czarnym, zmęczonym egzystencją Wrogiem oraz kluczowym dla fabuły pisarzem Jorge Luisem Borgesem przeżywa różnorakie, na ogół odrealnione i groteskowe przygody. Kolejne perypetie grupki bohaterów w krzywym zwierciadle obrazują okres wojskowego reżimu w Argentynie, który nastąpił po tym, jak w 1976 roku junta wojskowa pod dowództwem generała Jorge Rafaela Videli przejęła władzę w kraju.
Tytuł komiksu zdaje się znamionować, że Perramus odgrywa pierwsze skrzypce, lecz to wrażenie nietrafione. W istocie to osobnik znacznie mniej wyrazisty niż towarzyszący mu Borges czy nawet Wróg. Jego siła tkwi w czymś innym – reprezentuje on zwykłych obywateli, każdego dnia borykających się z reżimem, a podtytuł "w płaszczu zapomnienia" może odnosić się tak do ich nieudolnego sprzeciwu wobec terroru, jak i okresu życia spędzonego pod butem junty, który woleliby wyprzeć ze swojej pamięci. Niezależnie od interpretacji, Perramus wraz z pozostałymi bohaterami staje przed wyzwaniami symbolicznymi – ratowaniem osób odzwierciedlających duszę miasta Santa Maria, cyrkową rewolucją czy odnalezieniem zębów bożyszcza tłumów – Carlosa "Króla Tanga" Gardela. Te i inne wyczyny mają pomóc bohaterowi odnaleźć spokój ducha i rozliczyć się z przeszłością. Droga, jaką należy ku temu przebyć, jest wyboista, a na jej końcu niekoniecznie musi czekać odkupienie.
"Perramus" nie byłby na tyle doniosłym komiksem, gdyby nie bogata symbolika, alegorie i odwołania tak do literatury, jak i innych dziedzin kultury oraz, naturalnie, politycznych batalii, jakimi operują tak Sasturain, jak i Breccia. Części z nich polski czytelnik nie będzie w stanie odkryć, choć zamieszczone na końcu albumu komentarze Iwony Michałowskiej–Gabrych – odpowiedzialnej za przekład – oraz rys historyczny autorstwa Laury Caraballo są w tym przypadku na wagę złota. Warto zatem podejść do "Perramusa" co najmniej dwukrotnie – przed zapoznaniem się z posłowiem i po jego lekturze. Łatwo się bowiem pogubić w surrealistycznych historiach Sasturaina, choć zachęcają one do sięgnięcia głębiej. To lektura wymagająca skupienia i kiepsko tolerująca pośpiech w konsumpcji. Na pierwszy plan wysuwa się erudycja Borgesa i wszędobylska groteska – pojawiają się postacie historyczne, jednak wszystko, co widzimy, ma oniryczny posmak. Duża w tym zasługa prac Alberto Brecci. Smoliste i niewyraźne rysunki niejednokrotnie mylą nasz wzrok. Kolaże i odmienne niż standardowo korzystanie z czerni i bieli – to czerń pełni funkcję teł, a biel określa kształty – są czymś, do czego niełatwo przyzwyczaić wzrok, lecz zamysł ten przynosi niezwykle intrygujące efekty. Prace Brecci, korzystającego z podobnych technik także we wspomnianych "Mitach Cthulhu" i "Mort Cinderze", są tego świetnym przykładem.
"Perramus" to komiks nietuzinkowy, do którego z pewnością jeszcze wrócę, choć nie mam złudzeń – nawet przy drugim lub trzecim podejściu nie uda mi się odczytać wszelkich niuansów i odniesień, jakich autorzy nie poskąpili w tym opasłym tomiszczu. Równocześnie nie jest to pozycja dla wszystkich – podejrzewam, że niejedna osoba odbije się od dzieła Sasturaina i Brecci po kilkunastu lub kilkudziesięciu stronach, zważywszy na silne zakotwiczenie w społeczno–politycznej rzeczywistości Argentyny lat 80. XX wieku. Z drugiej strony to pozycja na tyle niecodzienna, że warto dać jej szansę, nawet jeśli na ogół nie po drodze nam z polityczną groteską.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz