Karen Miller przez trzy poprzednie – słusznej objętości – tomy pokazała, że nigdzie jej się z fabułą nie spieszy. Przedłużające się opisy, często traktujące o kompletnie błahych sprawach, odstraszyły niejednego czytelnika. Mnie osobiście rozwlekłość tekstu nie przeszkadzała i z zadowoleniem połykałem kolejne woluminy sagi. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że solidną część "Utraconej magii" stanowił wstęp do czegoś większego. Leniwe tempo akcji i wydarzenia zbyt podobne do tych znanych z oryginalnej dylogii, mocno kontrastowały z szybką oraz wciągającą końcówką. Samo zakończenie wzbudziło we mnie żądzę mordu skierowaną w całości przeciwko pisarce i to nie dlatego, że zaoferowało czytelnikom potężny cliffhanger, bo czegoś takiego można było się spodziewać, lecz z tego powodu, iż gdy już akcja naprawdę się rozkręciła, musiałem pożegnać się z bohaterami.
"Odzyskana magia" wita nas w tym samym miejscu, gdzie jej poprzedniczka podle zostawiła. Poszatkowana dusza Morga, władająca ciałem Rafela, prowadzi jego grupę wraz z Arlinem Garrickiem do Dorany, dawnej stolicy tego parającego się magią ludu. Czarnoksiężnikowi marzy się nie tylko przywrócenie status quo sprzed jego porażki z rąk Ashera, ale i wiele więcej – w końcu bez Muru Barl może podporządkować sobie również i Lur. Póki co jest jednak zbyt słaby i do osiągnięcia pełni mocy potrzebuje czasu. Po upadku jego esencja rozproszyła się, atakując wszelkich ludzi, jacy się jej cząstkom napatoczyli, i powodując zarówno zgniliznę ciała, jak i mózgu. Teraz Morg zwabia te rozkładające się istoty do siebie i w powolnym, okrutnym procesie, łączy swoje "ja" w całość. Towarzyszący mu Arlin zaciągnął się do niego na służbę, ale każdego dnia rozdzierany jest niepewnością swojego losu, nie wiedząc, co robić. W Lur natomiast dzieje się coraz gorzej. Królestwo lada moment przestanie istnieć, a nadzieja na uratowanie umarła już dawno. Nie zaskoczę nikogo, że jedyna nieprzydatna dotąd członkini rodziny Ashera, Deenie, zbiera się w sobie i wraz z Charis wyrusza na ratunek Rafelowi. Do gry wkracza również nowy bohater – książę Evan z Vharne, jednego z krajów leżących za Barlskimi Górami.
Już na samym początku wiemy, że tom ten jest inny od poprzednich. Mapka, ukazująca się naszym oczom po odwróceniu okładki, przedstawia teraz nie tylko królestwo Lur. Ba, stanowi ono nawet mniejszą część planu – dane nam jest zapoznać się również ze wszystkimi krainami, leżącymi poza górskim łańcuchem ojczyzny Olków. Jak już wspomniałem, jedną z nich stanowi Vharne. Poprzez żyjących tam ludzi dowiadujemy się, jak wyglądało życie pod butem czarnoksiężnika oraz jak przez ostatnią dekadę próbowali się podźwignąć z ucisku. Wiadomo jednak, że wraz z powrotem zła, ich życie ponownie zamienia się w piekło. Wmontowanie nowych bohaterów na pewno wprowadziło do serii powiew świeżości. Historia, żywot oraz zwyczaje ludu są naprawdę ciekawe i można się zastanawiać, dlaczego Karen Miller zdecydowała się na ich dodanie dopiero teraz. Niestety, mieszkańcy krainy mają bardzo irytujący zwyczaj posługiwania się przestawną mową Mistrza Yody, co po kilku stronach już zaczęło mnie nużyć. Dodatkowo główny bohater tego wątku, książę Evan, jest postacią nieszczególną, niezbyt wyrazistą i mało zajmującą. Gdyby nie interesujące wydarzenia z nim związane oraz ciekawsi ludzie z otoczenia, zacząłbym się zastanawiać, czy nie odpuścić sobie kilku stron.
W końcu też dotarliśmy do momentu, gdzie podtytuł dylogii, "Dzieci rybaka", oddaje faktyczny stan rzeczy i związany jest z losem Asherowej dziatwy. Sam rybak z Restharven już w poprzednim tomie został dosyć brutalnie odsunięty od głównego wątku i – na szczęście – nic się w tym względzie nie zmieniło. Co więcej, Deenie, która stała się protagonistką książki, jest postacią o wiele bardziej nieszablonową, niż często irytujący Rafel. Niestety, pisarka dodała łyżkę dziegciu i obok "myszki" postawiła postać dziesięć razy bardziej denerwującą od jej brata – Charis. Miałem wrażenie, że dziewczyna wybrała się na odsiecz tylko po to, aby dołować Deenie, narzekać i tym samym doprowadzać czytelnika do furii. Z każdą przerzuconą kartką miałem nadzieję, że w końcu jakaś potworność z nowych krain zwyczajnie ją wszamie. Cieszy mnie natomiast nowa wersja antagonisty. Morg, będący niesamowitą ciapą w pierwszych dwóch wolumenach, miał szansę odpokutować swoje nieporadne zachowanie. W końcu zachowuje się jak zło wcielone! Co prawda i tak mam zastrzeżenia w stosunku do niego, związane z zakończeniem, ale nie chcąc zdradzać zbyt wiele powiem, że przez większość lektury czarnoksiężnik jest idealnie prowadzony.
Najlepszą jednak postacią jest zdecydowanie Arlin Garrick. Wykorzystuje on potencjał, który tkwił już w Conroydzie Jarralcie, i jeszcze dodatkowo go rozwija. Już od początku był to bohater niesamowicie niejednoznaczny – zły, ale nie tak do końca. Teraz został jeszcze wrzucony w nową, bardzo niewygodną rolę. Jak każda normalna osoba, chce żyć, ale u boku czarnoksiężnika nie jest to proste. Nawet najmniejszy objaw niesubordynacji spotyka się z surową karą i to taką, przy której lanie od Garricka seniora stanowi przyjemne smaganie lekką morską bryzą. Zmuszany jest przez Morga do okrutnych rzeczy. A przecież w głębi serca Arlin nie jest potworem, planuje więc w rozpaczy, jak uwolnić się od największego zła, samemu nie podkładając głowy pod topór.
Podsumowując, jest to zdecydowanie najlepsza część sagi. Jednakże nie za bardzo rozumiem, czemu autorka momentami stara się pisać mroczną powieść, innym razem infantylizując niemałą liczbę wątków. Abstrahując od tego, całokształt wypada dobrze. Mniej tu dłużyzn niż w poprzednich częściach, nowe krainy dostarczają nowych emocji, a starzy bohaterowie pozytywnie ewoluują. Mógłbym nieco czepiać się zakończenia, ale jest ono na pewno lepsze niż to z "Przebudzonego maga". Edycyjnie książka przedstawia się naprawdę dobrze, nie mam tu żadnych zastrzeżeń. Pozycja obowiązkowa dla fanów Ashera z Restharven i jego rodziny.
Dziękujemy wydawnictwu Galeria Książki za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz