W poprzednich tomach serii "Odrodzenie" dokuczliwe bywało wolne tempo akcji. Wraz z kolejnymi odsłonami opowieść stawała się jednak coraz ciekawsza, a losy bohaterów bardziej angażujące.
Początkowe strony kolejnego albumu nie napawają optymizmem. Garść niezbyt istotnych scen przekazujących wiadome już informacje o bohaterach mogły uśpić czujność, lecz po kilkunastu planszach zaczyna robić się naprawdę interesująco. Zacznijmy od tego, że Dana Cypress zostaje poproszona o pomoc przez FBI, a na dokładkę staruszek Lester spotyka świecącego człowieka. I to dopiero początek atrakcji, bo przecież sporo dzieje się także u bliskich Dany, na czele z jej siostrą i synkiem.
Pod wieloma względami tom czwarty okazał się dla mnie najciekawszym z dotychczasowych. Po raz pierwszy odniosłem wrażenie, że chęć zbudowania pogłębionych postaci i ich skomplikowanych relacji nie zakłóciła dynamiki opowieści. Jednocześnie nie spłaszczono wielowątkowości i najnowsza część błyskawicznie wciąga, a miejscami jest w stanie zaskoczyć. Chociaż mocnych, często brutalnych scen jak dotąd nie brakowało, to właśnie w najnowszej odsłonie kilka z nich szczególnie utkwiło mi głowie. I to nie tylko zasługa wspomnianej brutalności, lecz także Seeleya wykorzystującego potencjał odrodzonych ludzi.
Mimo pozytywnych odczuć istnieje obawa o sensowne domknięcie cyklu. Można powiedzieć, że jesteśmy na półmetku, zaś Seeley nie krępuje się przed mnożeniem postaci i wątków, co może niepokoić. Warto jednak wspomnieć, że za oceanem cała seria została już zamknięta i spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Ciekawostką jest gościnny występ postaci znanej z innej serii komiksów. W pierwszej chwili odniosłem wrażenie, że to tylko puszczenie oka do czytelnika, ale szybko okazało się, że ma też znaczenie fabularne.
O grafice właściwie trudno napisać coś nowego. To nadal dobra, rzemieślnicza robota. Bez fajerwerków, chociaż warto docenić ekspresyjną mimikę bohaterów, co ma duże znaczenie w przypadku komiksu tak silnie nastawionego na głębię postaci jak "Odrodzenie".
Czwarty tom cyklu wywołał bardzo pozytywne wrażenia. Główna linia fabularna nabiera tempa, stare wątki zostają rozbudowane, a scenarzysta dorzuca do nich nowe. Trudno nie wyczekiwać kolejnej części "Odrodzenia" i w dalszej przyszłości ciekawego finału. Pomimo czasami leniwego rozwijania historii Seeley zasługuje na kredyt zaufania i nowa odsłona jedynie utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Jest dobrze, lecz może i powinno być jeszcze lepiej.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz