Ocean na końcu drogi

3 minuty czytania

ocean na końcu drogi, okładka

Neila Gaimana nie trzeba raczej przedstawiać czytelnikom literatury fantastycznej. Zapewne przynajmniej raz każdy z nich natknął się na powyższe nazwisko, a to z tego powodu, że ten brytyjski pisarz jest człowiekiem o wielu talentach. Na scenie fantasy zasłynął książkami dla dzieci, jak słynna już "Koralina", oraz powieściami dla dorosłych odbiorców, ale maczał również swe palce w świecie komiksu, seriali oraz filmu. Dzięki swojej twórczości znany jest jako autor nieprzewidywalny, o niekonwencjonalnym podejściu do pisarstwa, co widać także w najnowszej jego książce – "Oceanie na końcu drogi".

Tytułowy ocean to na pierwszy rzut oka zwykły kaczy staw o mulistym podłożu. Takie też skojarzenia na początku przychodzą do głowy starszemu mężczyźnie, który zjawia się w rodzinnych stronach, w miejscu, gdzie spędził dzieciństwo, po czterdziestoletniej absencji. Powoduje to, że wszystkie wydarzenia z tego okresu wracają do niego i przenoszą go wraz z czytelnikiem do czasów, gdy jako siedmioletni chłopiec przeżył niesamowitą historię. Jednakże ów zbiornik dla ich właścicielek, rodziny Hempstock, to magiczne źródło, o czym młody bohater wkrótce się przekonuje. Wszystko rozpoczyna się od sennego koszmaru i przebudzenia się z uwięzioną w gardle monetą, co pośrednio doprowadza do sprowadzenia w świat rzeczywisty przerażającego monstrum, o którym można powiedzieć, że jawi się w najgorszych koszmarach.

Wolvertino: Ciekawe jest, iż jest to już czwarta pozycja, w której przez kolejne strony podróżujemy w towarzystwie dziecka. Ten sam zabieg autor zaproponował nam w wymienionej już wcześniej "Koralinie" i "Księdze Cmentarnej", a ponadto w powieści "Odd i Lodowi Olbrzymi". Można by sceptycznie podchodzić do tego rozwiązania i zastanawiać się, czy historia opowiadana przez dziecko jest w stanie wciągnąć i zaciekawić. Jak dla mnie nie ma nad czym rozmyślać, trzeba wziąć egzemplarz do ręki i samemu się przekonać, jak to wszystko wygląda. Moim zdaniem pisarz porusza się w sferach dziecięcej psychiki wyśmienicie, więc ja jestem jak najbardziej za!

Lionel: Autor ponownie tworzy coś w rodzaju współczesnej baśni, przepełniając zwykły, codzienny świat magią. Jak przystało na Gaimana, nie jest to dobra, urokliwa magia, lecz straszny, makabryczny twór. "Ocean na końcu drogi" to także nostalgiczna podróż do czasów dzieciństwa, kiedy sztywne ramy czasu kontrolujące życie dorosłych nie miały prawa bytu, każdy zakamarek ogrodu czy domu w mgnieniu oka zamieniał się w fantastyczne miejsce do zabawy, a wieczory spędzało się czytając kolejne książki, rozpalające młodą wyobraźnię.

ocean na końcu drogi

Wolvertino: Długo zastanawiałem się, jak w kilku słowach opisać to, co Gaiman stworzył w swojej opowieści. Fabuła trzymająca przez cały czas w napięciu, ciągłe zwroty akcji i zakończenie, którego zupełnie się nie spodziewałem. Określenia typu "niezwykła" czy "genialna" wydawały mi się zbyt banalne, by przedstawić tę książkę. Ostatecznie uznałem, że nie pozostaje mi nic innego, jak obiema rękami podpisać się pod sformułowaniami zawartymi na okładce – "poruszająca, przerażająca i poetycka – czysta jak sen, delikatna jak skrzydło motyla, niebezpieczna jak klinga w ciemności…". Najciekawsze w tej książce jest to, jak często autor jest w stanie nas zaskoczyć swoimi nietuzinkowymi pomysłami. Podczas lektury warto zwracać uwagę na każdy szczegół. Mimo że dla dorosłych mogą one wydawać się nieistotne, pamiętajmy, że narratorem jest mały chłopiec, a to całkowicie zmienia postać rzeczy. Coś na pozór nieistotnego może mieć ogromny wpływ na fabułę, a to naprawdę intryguje. Pisarz po raz kolejny pokazał klasę, przez co "Ocean na końcu drogi" przeczytałem właściwie jednym tchem.

Lionel: Nie da się ukryć, że książka ta, pisana z perspektywy dziecka, wzbudza w starszym czytelniku nutę melancholii i zmusza do powrotu myślami do własnego dzieciństwa – do ulubionych zabaw, przeczytanych książek, sekretnych skrytek czy tajemnic, o których nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć dorośli. Zwłaszcza z tego powodu nie można porównywać "Oceanu na końcu drogi" do "Koraliny". Jest to zdecydowanie lektura dla dojrzałego czytelnika, mimo młodego wieku głównej postaci. Gaiman daje szansę na przypomnienie sobie, jaką radość dawało bycie dzieckiem, gdy świat naprawdę wydawał się zaczarowany, zanim wraz z dojrzewaniem rozczarował i sprostował infantylne oczekiwania.

"Ocean na końcu drogi" to nostalgiczna podróż do przerażającego, dziecinnego świata magii. Nie jest to kolejna "Koralina", to forma rozliczenia się z przeszłością przez mężczyznę po czterdziestce, który intuicyjnie powraca do rodzinnych stron w istotnych dla siebie momentach. Nic więc dziwnego, że temat ten został podchwycony przez Focus Features, studio odpowiedzialne za adaptację "Koraliny", która wyszła całkiem dobrze, co sugeruje, że kolejna produkcja także będzie trzymała poziom.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
7 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Największą wadą "Oceanu na końcu drogi" jest jego objętość - jedyne dwieście kilkanaście stron nie daje dużego pola do prawdziwego wciągnięcia się w powieść. Podobnie fabuła, choć sentymentalna, wzruszająca i zastanawiająca, cofająca czytelnika do czasów jego dzieciństwa (ze zdumieniem przypominałem sobie moje strachy, zwyczaje i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że narrator to ja - może dlatego bohater nie ma imienia i nazwiska? Aby czytelnik mógł się z nim łatwiej utożsamiać. Jeśli o to chodziło, wyszło świetnie), dodatkowo próbująca odpowiedzieć na pytanie, kim stajemy się dorastając oraz ambitnie poruszająca temat żądań człowieka (te potwory, chcące sprawić, aby ludzie byli szczęśliwi, mimo dobrych intencji, postępowały źle. Według mnie jest to przestroga, abyśmy nie zawsze dążyli do zaspokojenia swoich pragnień, abyśmy potrafili odmówić. Przynajmniej ja tak to odebrałem. I jeśli istnieje Bóg, chcący naszego dobra, to powinien czynić to, co właśnie czyni - dawkować nasze szczęście, do którego byśmy dochodzili sami), to jednak jest mało rozbudowana. Sam baśniowy klimat pojawiał się tu i ówdzie, lecz w ciągu tych dwustu stron nie zdążyłem się kompletnie w nim zatracić. Dlatego, choć jest to pozycja warta uwagi, to jednak moim zdaniem autor zmarnował tkwiący w niej ogromny potencjał.

Moja ocena: 7/10

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...