Kto by się spodziewał – amerykańska adaptacja "Notatnika śmierci" może stawać w szranki z polskim "Wiedźminem" z 2001 roku roku.
Netflix zaliczył tak potężną wtopę, że aż trudno w to uwierzyć. Projekt od początku wydawał się nieprzemyślany – w końcu obszerny i ambitny materiał źródłowy (manga, na podstawie której powstało anime z prawie 40 odcinkami) miał zostać ukazany w półtoragodzinnym filmie. Jednak popełnienie tak niespójnej i nielogicznej produkcji to zaskoczenie – można było oczekiwać przeciętniaka, ale nie czegoś tak złego.