Zdawać by się mogło, że Terry Pratchett w swoim satyryczno-fantastycznym cyklu o Świecie Dysku obśmiał już wszystko – przecież napisał niemal czterdzieści kolejnych tomów! Ale nic bardziej mylnego. Okazuje się, że w naszym świecie powodów do satyry jest całe mnóstwo i każdy dobry komik czy satyryk jeszcze długo będzie mieć zajęcie. W "Niuchu" Pratchett na cel do kpin wybrał wakacje policjanta-pracoholika. Czyli kogo? Vimesa oczywiście!
Fabularnie książka przedstawia się dość prosto – komendant Straży Miejskiej Ankh-Morpork, niejaki Samuel Vimes, który nigdy nie brał urlopu – nawet chorobowego – niemal całe swoje życie poświęcił służbie, odchodzi na emeryturę i wraz z rodziną udaje się na zasłużone wakacje. Oczywiście, znając Vimesa, możemy podejrzewać, że wcale mu się ta sytuacja nie podoba, co pokazuje na każdym kroku – lecz jak tu się sprzeciwić woli samego Vetinariego? Tak więc nasz bohater udaje się na rodzinne włości małżonki, lady Sybil. Jednak tam, zamiast spokojnego wypoczynku i słodkiego lenistwa (którego wizja wciąż go przerażała), Vimes wyczuwa swoim policyjnym nosem przestępstwo. Razem ze swoim wiernym dżentelmenem dżentelmena, to jest z Willikinsem, idzie po tropach i śladach krętą drogą prowadzącą do goblinów. Cóż to jednak może oznaczać? Tego wam nie mogę zdradzić – przeczytajcie sami!
Kluczową postacią, prócz samego Vimesa, jest tu zdecydowanie również, wspomniany wcześniej, Willikins. To dopiero w tej części cyklu możemy poznać go nieco lepiej, a trzeba przyznać, że został wykreowany wspaniale. Osoba o mrocznej przeszłości, wyśmienity zabójca (nie należy jednak do Gildii Skrytobójców), prawdziwy przyjaciel, a jednocześnie postać niesamowicie zabawna – to właśnie jego kwestie wywoływały u mnie najczęściej salwy śmiechu lub przynajmniej szczery uśmiech. Komendanta Straży Miejskiej raczej nie da się już bardziej poznać. Pratchett wyczerpał jego temat już dość dawno, przez co w "Niuchu" jest on raczej kimś, wokół kogo toczy się akcja, ale nie skupia się na nim osobiście.
Zauważalne jest jednak w tej książce pewne odejście od tradycyjnej satyry, coraz częściej w książkach Pratchetta dostrzegalna jest jego refleksja, najczęściej gorzka i smutna, nad naszym światem, który nieco przekornie i jakby w krzywym zwierciadle przedstawiany jest jako Świat Dysku. Śmiech już rzadziej następuje z racji samego komizmu, częściej natomiast jego przyczynkiem jest aktualność danej sytuacji, często nie tyle komicznej, co tragikomicznej. Czy to dodaje uroku książkom Pratchetta, czy odejmuje, to kwestia sporna i dotyczy gustu, a jak wiadomo – de gustibus non est disputandum. Było to zauważalne już od kilku poprzednich jego utworów, jednak w "Niuchu" przybrało to formę najbardziej wyraźną, gdy do gry weszły gobliny.
O wydaniu nie da się powiedzieć zbyt wiele, prócz tego, że jest świetne – jak zawsze. Okładka Paula Kidby'ego oddaje klimat powieści, redakcja została przeprowadzona starannie, a cena jest standardowo niska.
"Niuch" to 39. część cyklu Świata Dysku i tak, jak poprzednie, z pewnością odniesie sukces. Jedyne pytanie, które przy tak dużej liczbie tomów i wieku autora samo się nasuwa, brzmi: ile jeszcze takich książek będziemy mieć szansę przeczytać? Renoma Pratchetta jest bezdyskusyjna, nie pozostaje mi więc nic więcej, jak tylko polecać wam gorąco nie tylko tę, ale i wszystkie jego książki.
Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz