Fragment książki

4 minuty czytania

Fragment rozdziału  ósmego – „WSZYSCY SIĘ ROZWODZĄ” 

Przez cały tydzień od przyjęcia lekarstwa pracowałem. Kiepsko to rozplanowałem. Powinienem był sobie zarezerwować na ten czas wycieczkę na Arubę, gdzie mógłbym usiąść, odprężyć się, wypić owocowego drinka, zapalić skręta i pławić się w swojej nowo zdobytej wieczności. A teraz w dodatku Katy twierdzi, że nie będę mógł przejść na emeryturę. W ciągu tych siedmiu dni, gdy przewalałem niekończące się sterty papierów, dręczyła mnie jedna, jedyna myśl: „Już zawsze będziesz to robić”. Bez końca. Zapewne nigdy nie przestanę potrzebować pieniędzy. Nie jestem jednak pewien, co właściwie powinienem teraz robić. Nie mam już w życiu żadnego celu. Nie muszę odkładać na złotą jesień, a na samą myśl o oszczędzaniu na trwającą tysiąc lat emeryturę pęka mi głowa. Nie mogę się martwić o przyszłość, gdyż ta stała się bezkresna. Jestem w stanie przejmować się jedynie tym, co mam obecnie, w teraźniejszości. To w pewnym sensie wyzwalające doświadczenie. Jeżeli zechcę, mogę w każdej chwili wyjechać i zostać na przykład barmanem w Danii. Nie żebym się do tego palił, ale miło jest mieć taką możliwość.

     Nie sądzę, by was zainteresowały szczegóły naszej pracy. W telegraficznym skrócie powiem, że jesteśmy dość dużą kancelarią prawną, zajmującą się w zasadzie wszystkim: biotechnologiami, sporami sądowymi, malwersacjami, kwestiami internetowymi i patentowymi, podatkami. W niektórych dziedzinach specjalizujemy się bardziej niż w innych. Ja prowadzę głównie sprawy związane z nieruchomościami. Wciąż nie przyznałem się do przejścia kuracji nikomu z moich współpracowników. Wczoraj jednak, kiedy przedzierałem się przez liczące chyba osiem tysięcy stron akta, wziął mnie na stronę kolega. W zasadzie to nie jest mój kolega, tylko kumpel szefa. Osoba postawiona wyżej ode mnie. Spytał, czy mam chwilę. Przestraszyłem się, myśląc, że coś spieprzyłem. Zaprowadził mnie do swojego biura.

     – Znasz się może na prawie rozwodowym? – zaczął.

     – O tyle, o ile.

     – Będziesz się musiał podszkolić. Wiem, że jesteś zarobiony, ale organizuję właśnie specjalne seminarium dotyczące kwestii rozwodów i chcę byś się na nim pojawił.

     – Dlaczego?

     – Bo wszyscy się rozwodzą – wyjaśnił. – Wszyscy. Każdy bankier i spec od funduszy emerytalnych w tym mieście szuka teraz możliwości ucieczki z małżeństwa. A jeśli nie oni, to ich żony. Obecnie pracuje u nas tylko trzech ludzi znających się na tych sprawach, a to za mało. Musimy się przygotować na podwójną lub nawet potrójną liczbę tego rodzaju zleceń. Mówimy tu o procesach, które mogą się ciągnąć latami. Nie ma jeszcze nawet przepisów dotyczących nowej sytuacji. A wiąże się z tym naprawdę poważna kasa. Uwierz mi, chcesz się tym zająć. Nie chcesz wiecznie tkwić w nieruchomościach. Zresztą za dwadzieścia lat nie miałbyś się czym zajmować.

     – Jezu.

     Potem opowiedział mi historię, zasłyszaną od znajomego, prowadzącego sprawy rozwodowe w konkurencyjnej kancelarii. Pewnego dnia pojawił się u niego jakiś bezimienny wielki ciul, przemknął obok sekretarki i wpadł prosto do gabinetu.

     – Chcę unieważnić swój ślub! – wykrzyknął wielki ciul.

     – Co? – Prawnik był kompletnie zaskoczony.

     – Słyszałeś! Chcę unieważnić ślub, i to szybko.

     – Niemożliwe – odparł adwokat. – Masz dwadzieścia lat stażu.

     – Związek został zawarty pod wpływem oszustwa.

     – Jakiego znowu oszustwa?

     – Oboje wzięliśmy lekarstwo. To zupełnie zmienia przesłanki naszej pierwotnej umowy.

     – Owszem, ale dwadzieścia lat temu lekarstwa nie było. Żeby doszukać się tu jakiegokolwiek rodzaju oszustwa czy złej woli, kuracja musiałaby być dostępna w momencie podpisania aktu małżeństwa. Zresztą nawet wtedy nie miałbym pojęcia, w jaki sposób coś takiego podciągnąć…

     – Słuchaj, jestem tradycjonalistą. Wierzę, że jeśli przysięga się przed ołtarzem, trzeba się tego trzymać. Obiecałem, iż spędzę z tą kobietą resztę swojego życia. Ale sądziłem, że będzie to najwyżej siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt lat. A teraz mam z nią wytrzymać przez następny tysiąc? Przecież to jakiś absurd!

     – Wydaje mi się, że nie potrzebujesz unieważnienia, tylko rozwodu.

     – Rozwodu? Żeby zabrała mi wszystko, co mam? Ta baba od sześciu lat spędza każdy weekend ze swoim osobistym trenerem. A na rozprawie okaże się, że skoro pięć razy puknąłem w firmie kierowniczkę działu, to ja jestem dupkiem. Sam powiedz, gdzie w tym sens? Nie, nie. Chcę unieważnić ślub. Gdyby wtedy istniało lekarstwo, nigdy by do tego małżeństwa nie doszło.

     – Zrozum, nie mogę w tej sytuacji doprowadzić do unieważnienia. Sprawa jest wiążąca na zawsze.

     – Ale nikt mi nie mówił, że to zawsze będzie takie długie! – wrzasnął wielki ciul.  –

Wiem, przysięgałem nie opuścić jej aż do śmierci, ale wtedy śmierć miała nieco inną definicję, nieprawda?

     – Cóż, rzeczywiście obecnie przepisy stały się raczej niejasne… – wyjąkał prawnik.

     – To je rozjaśnij. Niech zaświecą jak samo słońce. Wszystko mi jedno. Jeżeli doprowadzisz do unieważnienia małżeństwa, dostaniesz pięć milionów. Pięć! A jeśli ci się nie uda, przeprowadzisz rozwód i wystawisz mi rachunek na sto baniek. Dzięki temu zostanę teoretycznie bez grosza i żona mojej kasy nawet nie powącha. Zapłacę ci piątkę pod stołem, a ty nie będziesz się domagać reszty.

     – To podpada pod co najmniej trzydzieści siedem paragrafów!

     – Nie obchodzi mnie. Chcę zatrzymać pieniądze i uwolnić się od tej kobiety. Jeśli będziesz musiał negocjować, daj jej dom. I tak pełno w nim psich kłaków, a od kiedy kupiła szklaną sofę, nie da się tam mieszkać. Aha, i chcę byś zakończył sprawę do jesieni. Wybieram się z naszą byłą opiekunką do dziecka na dwa tygodnie na Majorkę. I wolałbym tych wakacji nie odwoływać. Załatw to albo znajdę sobie prawdziwego prawnika.

     To powiedziawszy, wielki ciul wypadł jak burza z gabinetu. Dwie godziny później do biura tego samego adwokata wmaszerowała żona ciula i domagała się domu, podmiejskiej posiadłości i „alimentów za to, że on już nigdy nie umrze”.

     Zdecydowanie wezmę udział w tym seminarium. 

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...