Spider-Man narodził się za sprawą Stana Lee, Steve’a Ditko oraz Jacka Kirby’ego 15 sierpnia 1962 roku w jednym z komiksów Marvela. Peter Parker stał się rozpoznawany przez szersze grono odbiorców po sukcesie filmowej trylogii Sama Raimiego, a dziesięć lat później w kinach pojawił się "Niesamowity Spider-Man". Teraz – w 2014 roku – fani komiksów, a także Petera Parkera samego w sobie mają okazję poznać jego dalsze losy w sequelu – "Niesamowity Spider-Man 2". Marc Webb idzie ścieżką, jaką wyznaczył sobie podczas tworzenia pierwszej części ekranizacji, a zatem ci, którzy – podobnie jak ja – byli pod wrażeniem poprzedniego filmu, nie będą rozczarowani. Obawy, że kolejne partie wieloczęściowych projektów mogą okazać się tworzeniem na siłę, okazały się całkowicie nieuzasadnione.
Przede wszystkim, Marc Webb doskonale rozumie specyfikę postaci. Peter Parker jest w swoim bohaterstwie bardzo ludzki, szalenie prawdziwy i przekonujący. Poza epizodem z radioaktywnymi pająkami, to nadal zagubiony młody człowiek, poszukujący swojego miejsca w świecie, własnej ścieżki. Peter ukończył już liceum, ale to wcale nie rozwiązuje jego codziennych problemów. Chłopak nadal przeżywa kryzys emocjonalny, a poza tym próbuje rozwiązać kłopoty natury sercowej i uporać się ze wspomnieniami dotyczącymi rodziców. Człowiek-Pająk pragnie zrozumieć to, co stało się wiele lat temu, bo tylko zamknąwszy te drzwi, będzie mógł ruszyć w swoją stronę. Jego dotychczasowe życie było otoczone cieniem zmarłego ojca, a teraz przyszła pora nie tylko na zmierzenie się z tym, ale także na poznanie całej prawdy. Reżyser rozwija to, co pokazał widzom dwa lata temu i robi to bardzo umiejętnie. Peter (Andrew Garfield) oraz Gwen Stacy (Emma Stone) próbują znaleźć odrobinę normalności w związku, którego tłem jest śmierć ojca Gwen i przymusowe bohaterstwo Parkera. Film nie jest opowieścią obyczajową o poszukiwaniu samego siebie, dlatego nie to stanowi jego główny wątek. Po wypadku z Jaszczurem, Oscorp powinien ograniczyć swoje niesprawdzone eksperymenty, ale jak to zwykle bywa, pieniądze są bardzo silną motywacją. A zatem znowu ktoś coś knuje, a splot nieprzewidzianych wydarzeń doprowadzi do dużo poważniejszych skutków, niż tylko nieudany eksperyment.
Mocną stroną produkcji jest jej obsada. Tutaj nie ma aktorów spisujących się słabo, a aktorska chemia aż bije z ekranu. Właściwie to, że między Garfieldem i Stone iskrzy na potęgę, było do przewidzenia, bo w końcu nie bez powodu są parą w życiu prywatnym, ale równie przekonujące są relacje między Peterem a Harrym Osbornem. Życiorysy postaci granych przez Andrew Garfielda oraz Dane’a DeHaana bardzo silnie ze sobą korespondują. Obaj dorastali w samotności, gdyż ojcowie zawsze byli zajęci przeprowadzaniem kolejnych eksperymentów, ale też każdy z nich żył w cieniu osiągnięć sławnych rodziców, które dodatkowo ukształtowały ich losy. Związek Petera z ciotką May zainteresuje szczególnie widzów lubiących znać uczucia bohaterów i emocje, które nimi targają. Grana przez Sally Field opiekunka Spideya jest pełnokrwistą postacią, która nie tylko bardzo kocha tego dzieciaka, ale też nie chce go stracić. Sama żyje w cieniu sławnego uczonego Parkera i boi się, że jej podopieczny zawsze będzie kochał bardziej kogoś, kogo przy nim właściwie nigdy nie było.
Spider-Man jest pełen humoru i beztroski, mimo stale targających nim wątpliwości, a ponadto ma dystans do tego, co normalnych ludzi przyprawiłoby o paniczny, paraliżujący strach. Nadal fascynuje się nauką (tak jak Gwen), pomaga zwykłym ludziom, a małe dziecko traktuje tak samo poważnie, jak szefa ogromnej korporacji. Widok Nowego Jorku, w którym co chwilę coś wybucha lub rozpada się na kawałki, też robi ogromne wrażenie. Zwłaszcza że latający na pajęczynie przyczepianej do kolejnych wieżowców Spidey jest wyrazem nie tylko ogromnych możliwości współczesnej techniki (chociaż jeszcze nie mutujemy takich pająków), ale także wynikiem ogromnego kunsztu twórców efektów specjalnych oraz speców od techniki 3D. Widzowie mogą zobaczyć Spider-Mana wyginającego się na wszystkie możliwe strony, a podążanie za jego szybkimi ruchami wymaga skupienia i uwagi odbiorców.
Sceny pościgów, eksplozji i pojedynków są chwilami bardzo komputerowe, ale zdecydowanie przyciągają wzrok i uwagę widza, a walka herosa ze stworzonym przypadkowo w gmachu Oscorp – Electro zadowoli nawet najbardziej wymagających kinomanów. Co więcej, ścieżką dźwiękową zajął się Hans Zimmer, który zdążył już udowodnić wszystkim, że jest absolutnym mistrzem w swoim fachu, i choć jego dzieło stworzone na potrzeby ekranizacji "Batmana" jest moim zdaniem nie do przebicia, to połączenie efektów pracy Hansa Zimmera z działaniami stworzonymi przez grupę The Magnificent Six wbija w kinowy fotel.
Człowiek Pająk tym razem ma do pokonania aż dwóch wrogów, a trzeci pojawia się w zakończeniu filmu, aby wiadomo było, że to nie koniec walki z przestępczością. I tak jak Harry’ego można zrozumieć, tak Maks Dillon jest wręcz irytująco komediowy. Przed przemianą w Electro, Maks jest fajtłapowatym, niedocenianym naukowcem, który chce jedynie zostać zauważonym. Z jednej strony, podejrzanie szybko wchodzi w rolę "tego złego", ale z drugiej sprawia wrażenie człowieka zagubionego. Tak, jakby nie do końca miał pojęcie, co może zrobić ze swoją nowo zdobytą potęgą. Czarne charaktery są tutaj rysowane grubą krechą, ukazywane dość jednowymiarowo, ale – jako że nie czytałam żadnego komiksu o Spider-Manie – nie potrafię stwierdzić, czy jest to wynik komiksowej konwencji, czy braku pomysłu reżysera.
Spider-Man próbuje uporządkować wszystkie nitki swojego zawiłego ostatnio życia, a reżyser próbuje uporządkować liczne wątki swego filmu. Bohater dwoi się i troi, próbując połączyć życiowe posłannictwo z miłością do kobiety i problemami rodzinnymi, co wychodzi mu różnie. Tak samo jest z reżyserem, który przedstawia nam masę przyszłych przeciwników Petera, co skończy się albo stworzeniem ogromnego kinowego uniwersum Spideya, albo wylewem superbohaterów wątpliwej jakości. Czas pokaże. Na razie mamy jednak "Niesamowitego Spider-Mana 2", którego ogląda się z przyjemnością, a czasem łzy ciekną ze wzruszenia.
Komentarze
Aktorsko jest wprost rewelacyjnie, głównie zasługa tkwi w Danie DeHaanie i Jamie Foxxie, którzy swoją obecnością kradną każdą scenę. Ja nie wiem jak to jest, że zawsze w filmie największe show robią źli - w Batmanie nie zwraca się uwagi na Batmana, tylko na Jokera, potem na Bane'a, w Thorze skupiamy się na Lokim, tutaj znowu Electro (niezwykle efektowne moce!) oraz Zielony Goblin okazują się większymi gwiazdami niż Spidey. Zgodzę się jednak z Audrey, że są bardzo jednowymiarowi. I mnie to przeszkadzało w trakcie seansu. Jeszcze Electro jest w porządku, ale relacje między Harrym Osbornem a Peterem Parkerem były mało wiarygodne. Może to dlatego, że Spider-Man Raimiego bardziej się na nich skupiał, i zdecydowanie lepiej rozumiem potrzebę Harry'ego, który chce się zemścić za śmierć swojego ojca niż... to. Poza tym mogli dodać młodego Osborne'a już w "jedynce", bo jakoś nie kupuję tego spotkania po latach (kilkuminutowe przedstawienie przyjaźni między Parkerem a Harrym) i od razu zapałania nienawiścią (też kilkuminutowa scena).
Ponadto, o ile w pierwszym "Niesamowitym Spider-Manie", walki ze scenami mówionymi były doskonale wyważone, to tu tego brakuje. Sceny miłosne dominują film, przez co historia przypomina love story, a akcja, mimo że efektowna, robiąca duże wrażenie, nie przykuwa do ekranu tak jak powinna. Czytałem wiele opinii, w których jako wadę wskazuje się chaotyczność wydarzeń i się z nimi zgadzam. W produkcji Webba dzieje się dużo, ale już po pierwszych ekscytujących chwilach wszystko się rozmywa, a widz zaczyna się nudzić. Do tego zabrakło momentu, który powaliłby mnie humorem na łopatki, wcześniej była to np. scena z rzutem do kosza. No a Peter Parker faktycznie jest lepszy od Parkera z trylogii Raimiego, zabawny, szarmancki, awanturniczy i sympatyczny; choć miałem wrażenie, że nieco przesadzono z jego emocjonalnością (raz bucha szczęściem, innym razem jest załamany, później znowu uśmiech na twarzy i popisywanie się), to wyprzedza o lata świetlne tego w wydaniu Maguire'a.
Tak więc ode mnie 6,5/10. Dobre kino, ale zdecydowanie za dużo w nim romansidła, wrogowie są czasami bez wyrazu, a historia jest mniej ciekawa niż w poprzedniej części i nie trzyma w napięciu z powodu chaotyczności oraz nadmiernej liczby wątków. Chociaż możliwe, że moja ocena jest nieco zaniżona przez głąby, które powinny nie mieć wstępu do kina. Przykładowo - początek filmu, Spidey skacze/lata (?) po mieście, a oni wrzeszczą "woooooo!". A przy końcówce rzucają głupimi komentarzami na całą salę. Sądziłem, że na seans o 20:30 z napisami dzieciaki nie przyjdą, myliłem się.
Dodaj komentarz