Nawiedzony dom na wzgórzu

3 minuty czytania

nawiedzony dom na wzgórzu

Po niemal sześćdziesięciu latach od pierwszego wydania "Nawiedzony dom na wzgórzu" autorstwa Shirley Jackson znów ma swoje pięć minut, a to wszystko za sprawą Netfliksowego serialu o tym samym tytule. A ponieważ serial dość mi się podobał, zapragnęłam przeczytać książkę, która stanowiła inspirację dla jego twórców.

Napisałam o inspiracji i to chyba jest trafne określenie, gdyż fabuły książki i filmowej adaptacji znacząco się między sobą różnią. W powieści do posiadłości na wzgórzu przyjeżdża grupa ludzi: doktor Montague, jeden z przyszłych spadkobierców domu Luke oraz dwie kobiety – Eleanor i Theodora. Celem doktora jest znalezienie dowodów istnienia zjawisk paranormalnych, a zaproszona przez niego trójka ma mu w tym pomóc. Dom na wzgórzu jest idealnym miejscem dla tego typu badań – przez kilkadziesiąt lat jego istnienia wydarzyło się w nim wiele niepokojących rzeczy, okoliczni mieszkańcy odmawiają rozmów na jego temat i nawet małżeństwo, które zgodziło się pomóc w utrzymaniu domu, odmawia zostawania w nim po zmroku.

Tak w skrócie przedstawia się zarys fabuły i naprawdę niewiele można by do niego dodać, nawet po włączeniu w to ewentualnych spoilerów. Jeśli ktoś (tak jak ja) liczy na wciągającą, mrożącą krew w żyłach historię, w której co rusz dzieje się coś nowego, to niewątpliwie będzie zawiedziony. Znakomita większość powieści to cokolwiek dziwne rozmowy bohaterów i podsycanie nadziei na to, że coś się wydarzy, bo przecież ten dom jest taki dziwny. Dopiero pod koniec jakby coś się rusza, ale zdecydowanie za późno, za mało i przede wszystkim zbyt niemrawo.

I tu muszę wrócić do serialu, który choć sam w sobie niezły, książce się niestety nie przysłużył. Kto tak jak ja sięgnął po nią już po obejrzeniu serii, zapewne wyrobił w sobie oczekiwanie na coś w podobnym stylu. Na opowieść, w której coś się dzieje, coś straszy. Niekoniecznie muszą to być potwory wyskakujące spod łóżka, nie musi być krwawo i nie wszyscy bohaterowie muszą przy tym zginąć śmiercią straszną i tajemniczą. Wystarczyłoby COŚ.

Podkreślam – nie oczekuję, żeby jakimś tajemnym sposobem książka upodobniła się do serialu, który przecież powstał później. Jednak zdecydowanie nastawiłam się na coś innego, bo niesłusznie sądziłam, że podobieństwo będzie znaczne. Co więc takiego oferuje powieść, że już kilkakrotnie przenoszono ją na duży ekran? Myślę, że to powieść dla tych, którzy lubią czytać między wierszami i szukać drugiego dna. Daje ona szerokie pole do popisu dla miłośników analiz. Kto czyta uważnie, wszystko sobie przy tym dokładnie wyobrażając, zapewne poczuje atmosferę miejsca. Kto interesuje się psychologią, zacznie badać relacje łączące bohaterów. Ja sama nie jestem w tym najlepsza, a w każdym razie, aby wciągnąć się w takie analizy, potrzebuję książki, która naprawdę by mnie porwała. W tym wypadku tak nie było, więc zamiast zastanawiać się nad znaczeniem skądinąd dobrze przedstawionych scen, irytowałam się jedynie bzdurnością większości dialogów – a zdecydowanie wydają się bzdurne, jeśli czytać całość bez porządnego skupienia i – nie daj Boże – odkładać książkę w połowie rozdziału albo przeskakiwać co jakiś czas pojedynczy akapit. W trakcie lektury wielokrotnie towarzyszyło mi mgliste wrażenie, że dana scena ma dać mi coś do zrozumienia, że takie zachowanie bohaterki świadczy o tym czy o tamtym, ale zwyczajnie nie byłam zainteresowana zgłębianiem tego tematu i dopiero późniejsza wizyta w internecie potwierdziła część moich przypuszczeń.

A zatem, aby uniknąć zawodu, przede wszystkim należy całkowicie zapomnieć o serialu, nastawić się na coś w zupełnie innym stylu albo w ogóle go wcześniej nie oglądać. Nie wątpię, że po powieść sięgną i tacy, którzy produkcji Mike'a Flanagana nie widzieli. Tu więc druga podpowiedź – książka, po którą być może sięgniecie, zawiera historię z gatunku tych z niemal całkowitym brakiem akcji, za to wymaga skupienia i analizy. Rozumiem zarówno wysokie oceny wystawiane przez część czytelników, jak i głosy niezadowolenia, zwłaszcza ze strony tych, którzy tak jak ja liczyli na coś zupełnie innego. Mimo wszystko, biorąc na siebie winę za niespełnione oczekiwania (mogłam lepiej sprawdzić, czego należy się spodziewać), stwierdzam, że nie była to powieść dla mnie. Z dużo większą przyjemnością zastanawiałabym się nad ogólnym wydźwiękiem, gdyby porwała mnie fabuła, a tak się niestety nie stało. Stąd też moja ocena do wysokich nie należy, jednak w tym przypadku zachęcam do wyrobienia sobie własnego zdania.

Dziękujemy wydawnictwu Replika za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
5
Ocena użytkowników
6 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...