Asimov jest jednym z ojców gatunku. Nie można mu odmówić wkładu w rozwój science-fiction. Czy to znaczy, że nie podlega krytyce? Bo parę uwag do "Narodzin Fundacji" mam.
Stosunkowo dobrze oceniałem jego książki z lat 50. Były nieźle napisane, odegrały swoją rolę w dziejach gatunku, a zarazem po latach wciąż mogły zainteresować nie tylko historyków literatury science-fiction.
Argument historyczny nijak nie broni jednak "Narodzin Fundacji", powieści wydanej wszakże pośmiertnie w 1993 roku. Bardzo techniczny tytuł zdradza główny motyw tej książki: właśnie tytułowe narodziny idei przyświecającej powstaniu Fundacji. Dzięki tej książce poznajemy życie Hariego Seldona, a wraz z nim okoliczności w których powstała myśl o założeniu obu Fundacji na odległych planetach. Taka wizja sięgnięcia do korzeni pociąga wielu czytelników. Czy jest to jednak zawsze dobry pomysł?
Wydaje mi się, że tajemniczość "Fundacji", była sensowna. Bezwstydne obnażenie motywów uczyniły rzecz nijaką. Prequel wydaje się być bez pomysłu. Mocno naciąganą opowieścią o galaktycznych intrygach, w zasadzie nieomal zbiorem opowiadań o nich, połączonych przez miejsce i bohaterów, a oddzielonych przez czas i motywy zdarzeń.
Wydaje się, że Asimov chyba lubił swojego Hariego (czy aby nie utożsamiał się z nim?), co nie wpłynęło dobrze na kreację tej postaci. Seldon jest bohaterem płaskim, idealistycznym, nijakim. Jego geniusz i umiejętności – pomimo tego, że nie jest niezawodny i potrzebuje pomocy najbliższych – są momentami wręcz infantylnym wątkiem tej książki, przynajmniej w moim poczuciu. Tę sprawę zaś pogłębia rozbudowanie wątków rodziny Seldonów. Dzieje tej familii i dzieje Trantoru splatają się, a (super)bohaterska rodzinka uczonych staje naprzeciw kolejnych wyzwań, wzajemnie się wspierając – toż to bajka! Niektóre interesujące intrygi okazały się w finale tanim kinem akcji.
Asimov miał dobre pióro i potrafił interesująco opowiadać. Jego twórczość miała jednak poważny mankament, a były nim dialogi. W wielu spośród nich jest coś niezwykle sztucznego, myślę tu o konstrukcji wypowiedzi, rozwlekłości, czy doborze słów. Brakuje w nich jakiejś naturalności. Autor dobrze opisywał, lecz słabo wymyślał rozmowy. Czy talent Asimova do snucia opowieści jakkolwiek się przejawia w tej książce? On ten fatalny pomysł nieraz ratuje. Pomijając dialogi, jego talent do sprawnej jednak narracji był jedyną rzeczą, która utrzymała mnie do samego końca i potrafiła wywołać jakiś zarys emocji, jak przy choćby przy losach Dors.
O ile warto zapoznać się ze starszą twórczością Asimova, to recenzencka rzetelność "Narodzin fundacji" zabrania mi polecić szerokiemu gronu czytelników. Książka ta powinna sprawić jednak przyjemność miłośnikom Asimova i stworzonego przez niego uniwersum. Problematyczne jest dla mnie uznanie tej powieści za drugą z cyklu w numeracji nowego wydania. Jak już pisałem – książki należy czytać według kolejności tego, jak były wydawane, a nie chronologii wydarzeń w danym cyklu. Pozwala to śledzić rozwój kunsztu i potknięcia autora – "Narodziny fundacji" są dobrym argumentem za tym.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz