Dziesiątki postaci, dumna i silna bohaterka dążąca do osiągnięcia pełni potencjału, mroczne sekrety władców, wojny królestw i los maluczkich istot – brzmi jak przepis na epickie fantasy?
Autorki "Monstressy" od samego początku prowadzą flagową serię w tym kierunku – rozbudowanej opowieści o magii, przeznaczeniu, wielkich marzeniach i aspiracjach przeplatających się z wykorzystywaniem podwładnych i bliskich, toczeniem wojen i osobistych porachunków. W Znanym Świecie wojna zaczęła się na dobre, natomiast wpływ na nią ma wiele istot z Maiką Półwilk na czele. Nim jednak w końcówce "Przysięgi" dojdzie do kolejnego etapu konfliktu, czytelników czekają dwa rozdziały traktujące o przeszłości Maiki i Kippy. W retrospekcjach opowiadają o przygodach z młodości, choć nie po raz pierwszy w ramach serii to nie część poświęcona głównej bohaterce jest najciekawsza. Opowieść Kippy jest wprawdzie prosta, ale po raz kolejny uzmysławia czytelnikom niezwykły charakter postaci na tle tej brudnej rzeczywistości, gdzie aż dziw bierze, że ktoś o równie otwartym usposobieniu jest w stanie przetrwać tak długo.
Niestety po zajmującym początku "Przysięga" powraca na dobrze znane tory – Marjorie Liu ponownie żongluje potężną liczbą postaci i scen nasączonych dialogami, przez co trzeba przebrnąć kilka rozdziałów, aby dotrzeć do finału, gdzie nareszcie zaczyna się dziać więcej. Do pewnego kluczowego wydarzenia w życiu Maiki można się nie tylko wynudzić, ale i zupełnie zagubić. Liu zdaje się nie panować nad wszystkimi wątkami złożonej fabuły, stąd serwuje czytelnikom masę rozmów objaśniających kto, za co i do kogo ma pretensje oraz co może, zamierza lub już czyni, aby osiągnąć własne cele. Ostatecznie z wielu tych konwersacji nie wynika nic, co miałoby znaczenie. W gąszczu postaci (część z nich jest na dodatek podobna do siebie) i ich motywacji bardzo łatwo się pogubić, a gdy to się stanie, tkana przez sześć tomów sieć intryg i powiązań zupełnie przestaje angażować.
Pod względem graficznym "Przysięga" to z kolei jedna z najlepszych odsłon "Monstressy" – przywiązanie do detali w arystokratycznych strojach, efektowne przejścia barw i garść wyrazistych niemal całostronicowych kadrów sprawiały, że na niektórych stronach zatrzymywałem się dłużej. Co prawda przyjęty styl jest nieco problematyczny ze względu na podobieństwa między postaciami, jednak da się to przełknąć w imię pozostałych zalet ilustracji.
"Przysięga" grafikami i retrospekcjami stoi. Poza tym jednak to kolejna odsłona "Monstressy", w której fabuła dryfuje między mnóstwem postaci i konfliktami interesów. Zamiast zmierzać do konkluzji Liu rozbudowuje obsadę, mnoży wątki i wytraca dynamikę opowieści w gęstwinie nieszczególnie interesujących dialogów. Nieodmiennie można za to cieszyć oczy urokliwymi pracami Sany Takedy.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz