Ostatnimi czasy w kraju nad Wisłą mamy do czynienia z rosnącą popularnością motywów cyberpunkowych. Jedną z przyczyn (bądź skutków, zależnie jak to interpretujemy) jest tworzenie przez CD Projekt RED gry "Cyberpunk 2077". W tym artykule zajmę się jednak innym przejawem tego zjawiska, mianowicie ponownym wydaniem "Łez Mai" – pierwszej części cyklu "Czarne światła" autorstwa Martyny Raduchowskiej.
New Horizon, lata 30. XXI wieku. Ulepszenia cybernetyczne stają się coraz bardziej powszechne, co prowadzi do rozmaitych napięć społecznych. Porucznik Jared Quinn z wydziału kryminalnego wraca do służby z urlopu zdrowotnego, obwiniając się o śmierć swoich podkomendnych, mając kilka nowych części i ogromną niechęć do androidów. Szybko się jednak okazuje, że rozwój technologii kryminalistycznych sprawił, że jego talenty i doświadczenie stają się bezużyteczne. Sytuacja się zmienia, gdy dochodzi do zabójstw, wobec których nowoczesne rozwiązania są bezsilne. Z czasem jednak wychodzi na jaw, że sprawa ma drugie dno, a porucznik może być powiązany z mordercą bardziej, niż by tego chciał.