Pierwszy tom serii "Droga donikąd", "Księga Bezimiennej Akuszerki", zupełnie nie przypadł mi do gustu. Wszystko było wykonane źle – poczynając od słabej kreacji świata przedstawionego, na płaskich i nijakich postaciach kończąc. Głównym problemem powieści pozostawał jednak sam temat przewodni, czyli rola kobiet w postapokaliptycznym świecie, w którym płeć piękna stanowi rzadkość, należy więc zakuć ją w łańcuchy i wydymać (dosłownie), zamiast czcić i pielęgnować jak okaz chroniony. Jako że jestem dość dziwnym człowiekiem i dokańczam dane dzieło, nawet gdy już od pierwszych stron mi się nie podoba, postanowiłem dać szansę kontynuacji trylogii, "Księdze Etty".
Tytułowa bohaterka narodziła się kilkadziesiąt lat po śmierci Bezimiennej Akuszerki. Mieszka w osadzie Nowhere, którą protagonistka poprzedniego tomu pomogła rozwinąć. Jako kobieta szykowana jest do roli matki lub położnej. Dziewczynie jednak nie w smak są te narzucone z góry funkcje, gdyż woli być szabrowniczką, przemierzając niegościnny świat w poszukiwaniu ludzi w potrzebie oraz przydatnych społeczeństwu przedmiotów. Na szlaku udaje mężczyznę, Eddy'ego, czując się dzięki temu bezpiecznej i mogąc bez problemu wyrażać swoje najbardziej kontrowersyjne myśli. Razem z bohaterką odwiedzimy kilka wiosek, poznamy jej przeszłość, aktualne dylematy i nieuchronnie zbliżymy się do paszczy Lwa z Estiel.
Muszę przyznać, że druga część serii wciągnęła mnie nieco bardziej niż pierwsza i mogę powiedzieć, iż jest lepiej. Tak trochę. Przede wszystkim poprawiła się kreacja bohaterów. Protagonistki ponownie nie polubiłem, ale tym razem ma jakąś osobowość i głębię, a jej życiowe wybory wynikają z bogatego bagażu doświadczeń. To samo dotyczy większości drugoplanowych postaci. Może nie są to osoby z istotnymi filozoficznymi przemyśleniami, ale każda z nich potrafi zachować się nietuzinkowo i postępować w zgodzie ze swoim charakterem oraz środowiskiem, w jakim została wychowana. Dzięki temu mógłbym napisać, że mamy do czynienia z ciekawą lekturą drogi o odkrywaniu własnej seksualności.
Niestety, gdybym tak zrobił, nagiąłbym rzeczywistość, a wymienione pozytywy praktycznie w całości wypełniają swój zbiór. O ile do jednej trzeciej "Drogi Etty" czytałem ją bez większego marszczenia brwi, o tyle z każdą kolejną stroną było coraz gorzej. Przede wszystkim w powieści czuć znaczny przerost formy nad treścią. Rozumiem, że Meg Elison chciała zwrócić uwagę na problem nierówności płciowej, ale zrobiła to bardzo nieudolnie. Podczas lektury natkniemy się na osoby homoseksualne, transseksualne i takie, które wypełniając formularze w polu "płeć" najchętniej zaznaczyłyby "nie mam pewności". W związku z tym przekaz zupełnie się zaciera, a czytelnik zamiast poznawać historię i umocowanie fabularne danej postaci zwyczajnie boi się przewrócić kartkę, żeby nie natknąć się na osobę z kolejnej mniejszości, wrzuconej zupełnie na siłę, no bo przecież to opowieść o niezrozumieniu i hejcie.
Świat przedstawiony uległ pewnemu rozbudowaniu, Etta na swojej drodze spotyka kilka osad, każdą funkcjonującą nieco inaczej, ale jednak podobnie. Spotykane społeczności potraktowane są po macoszemu – na czele każdej z nich stoi jakiś potężny osobnik / kilku osobników, sprawiając wrażenie, że po apokalipsie jedynym pomysłem na dalsze życie jest prawo dżungli i autorytarny model rządów. Co prawda gdzieś tam nieśmiało przebąkuje się o barterze, ale w większości to tylko przykrywka do rekonesansu w poszukiwaniu kolejnych kobiet. Co więcej, od upadku cywilizacji minęło naprawdę niewiele czasu, a niektórzy ludzie zachowują się, jakby już nie wiedzieli, czym jest koło.
Pisarka równie pobieżnie podchodzi do odwiecznej walki między dobrem a złem. O ile momentami te pojęcia nieco się zacierają i możemy mówić o pewnych odcieniach szarości (dość sztampowe rozważania na temat tego, co jest lepsze – mordowanie handlarzy niewolnikami czy odkupywanie od nich dziewczynek), o tyle w innych sytuacjach jest znacznie gorzej. Główny antagonista jest zły z natury, ma swój własny harem, gwałci także chłopców, a jego kolonia dąży... zupełnie do niczego. Akcje typa nie mają absolutnie żadnego uzasadnienia. Facet całymi dniami pierdzi w stołek, wysyła tępych podwładnych na zbieranie broni i stali po to, aby porywać kolejne kobiety, służące li tylko zabawie. O jakimkolwiek innym funkcjonowaniu jego osady nie dowiemy się zupełnie nic.
Denerwują też inne głupotki. Negatywnie zaskoczyło mnie wprowadzenie elementów fantastycznych bez próby jakiegokolwiek ich wyjaśnienia. Nikt nie zastanawia się nad nadnaturalnymi zdolnościami pewnej osoby, nie ujrzymy na ten temat nawet zdania dywagacji, np. czy to wynik choroby, mutacji czy też czegokolwiek innego. Rozumiem, że doszukiwanie się uzasadnień w postapokaliptycznym świecie może wydawać się śmieszne, lecz do tej pory poza tłem wydarzeń nie uświadczyliśmy innych elementów fantastycznych. Dalej, osoba miesiącami więziona w łańcuchach praktycznie w jednej pozycji dokonuje niewyobrażalnych rzeczy, z którymi miałby problem dobrze odżywiony osobnik. I docieramy wreszcie do równie ważnej sprawy – blurb stanowi totalny spoiler, wydarzenia w nim opisane rozgrywają się na ostatnich stronicach książki. Takie podejście sprawiło, że lektura zaczęła mnie nużyć, bowiem generalnie od początku wiedziałem, co się stanie.
Mam wrażenie, że cała ta trylogia zyskała rozgłos na zasadzie kontrowersyjnego tematu, będącego na czasie (tu są pomiatane kobiety, hello), a nikt nie zastanawia się nad jakością produkcji. W stylu – film zdobył Oscara, więc jego ocena to co najmniej 8/10. Jest znacznie więcej dobrych postapokaliptycznych powieści z głębokimi postaciami i przekonującymi rozważaniami na temat kondycji współczesnego społeczeństwa. Jeśli podobała wam się pierwsza część książki, to raczej nie będziecie zawiedzeni (choć odczuwa się tu pewną wtórność). Jeżeli zaś zupełnie nie przypadła wam do gustu, to nawet nie zabierajcie się za kolejną.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz