Marcin Mortka wystartował z nową serią. "Królewska Talia" to przykład klasycznej fantasy – nawiązującej do średniowiecza, z różnymi rasami (elfami, krasnoludami czy gnomami) i magią. Świat skrywa pewne tajemnice, młody i nieopierzony bohater ląduje w środku zawieruchy, a intryg również nie brakuje. Potencjału książce nie można było odmówić.
Królestwo Mandylionu najechała Czerń. Jego mieszkańcy, ratując się ucieczką, trafili do Taliadu, gdzie postanowili stworzyć sobie nowy dom. Okoliczności ku temu były sprzyjające, ponieważ na tych ziemiach toczyła się już wojna domowa. Starania przyniosły oczekiwany skutek, ale pojawiło się zagrożenie dla nowego porządku. Stawić mu czoła może młody rycerz – Tankred z rodu Hanstarów, który wbrew własnej woli zostaje uwikłany w sytuację.
Przywołane we wstępie klasyczne fantasy to najlepsze sformułowanie do opisania "Królewskiej Talii". Widać to już po motywie podróży, który wiąże się z licznymi przygodami i zwiedzaniem różnorodnych terytoriów – Gadających Bagien czy Dymiących Wzgórz – składających się na pasjonujący świat. Świat z sekretami odkrywanymi we właściwym tempie, których jest tak wiele, że po pierwszym tomie wciąż pozostają pytania. Marcin Mortka przez całą lekturę wzbudza ciekawość czytelnika, dając część odpowiedzi, ale także podtrzymując tajemniczą naturę otoczenia. Jeślibyśmy je zbyt dobrze znali, jeśli odpowiedzi byłyby zbyt precyzyjne (a wtedy i rozczarowujące), ta sztuka by nie wyszła.
Ale autor jest doświadczonym pisarzem, a przy tym jeszcze fanem Tolkiena, więc dobrze wie, co robi. Budujące cywilizację społeczeństwo miesza z niewytłumaczalnymi zjawiskami (np. magia mieszkańców Mandylionu w nowym miejscu nie działa – dlaczego?) i pozostałościami po przeszłości, która też jest tajemnicza – aczkolwiek tę bliższą poznajemy – np. dowiadujemy się coraz więcej o okolicznościach przejęcia Taliadu przez przybyszów z Mandylionu. Dochodzą do tego gnomy, elfy i krasnoludy, które są ukazywane bez niepotrzebnych kombinacji. Czyli gnomy to sprytne skubańce, zaś obdarzeni spiczastymi uszami uchodzą za najbardziej niebezpieczną i zagadkową rasę.
Powieść wciąga dopiero w momencie, gdy akcja nabiera tempa. Wtedy dostajemy równomiernie kolejne ciekawe zwroty wydarzeń i opis świata. Co ważne – pisarz nie szczędzi tworzących klimat i przedstawiających krainę akapitów, ale też nie przesadza, więc niewielkie spowolnienia są efektem zastojów w fabule, a nie rozwlekłością. W każdym razie początek nie jest aż tak zajmujący, ponieważ retrospekcje wytrącają z lektury. Na szczęście są krótkie, szybko się do nich przyzwyczaja, a później ustępują miejsca aktualnym zdarzeniom.
Bohater początkowo sprawia wrażenie zbyt dumnego i nadmiernie gniewnego. Bez sensownego powodu potrafi się złościć, co oddają określenia typu "warknął", pokazujące jego stosunek do rozmówcy. Trochę kłóciło się to z wizerunkiem Tankreda jako inteligentnego, obiektywnego i rozsądnego młodzieńca. W końcu jednak autorowi udało się wykreować chłopaka, który ma po prostu niewyparzoną gębę i gorący temperament, a także jest niezwykle ciekawski, za co trudno go nie lubić. To samo dotyczy towarzyszących mu postaci. Razem są sympatyczną i zabawną grupą – przy okazji warto dodać, że na brak humoru w "Królewskiej Talii" nie można narzekać. Prym wiodą podstępne gnomy używające pieprznego, często niepoprawnego języka. Szkoda, że Marcin Mortka nie pokusił się o większą liczbę kompanów dla Tankreda, ponieważ przeważnie wychodzą mu sylwetki pełne życia. Aczkolwiek nie można powiedzieć, że w powieści wyraźnie rysuje się motyw drużyny – historia zdecydowanie skupia się na Hanstarze, który w pewnych momentach podróżuje w towarzystwie.
Intryga charakteryzuje się takim skomplikowaniem, że trzeba chwilę się zastanowić, co oznaczają nowe odkrycia i fakty. Przypomina to nieco śledztwo, które łączy się z poznawaniem świata, przygodami, kilkoma udanymi twistami i obfituje w wydarzenia o dużym znaczeniu. W "Królewskiej Talii" epickość wybrzmiewa dość mocno. Bohater to rycerz, fabuła sięga wysokich szczebli, a stawką w grze jest władza i dalsze losy Nowego Mandylionu.
Książka wyróżnia się również wydaniem, za które odpowiada wydawnictwo Zielona Sowa. Po otworzeniu widzimy posępną ilustrację króla w otoczeniu kruków, zaś następnie mamy mapę Taliadu. Do tego każdy rozdział został utrzymany w stylistyce średniowiecznej fantasy. Na jego początku w tle znajduje się zarys zamku, numeracji towarzyszą skrzyżowane miecze, hełm i tarcza, a zamiast trzech gwiazdek dzielących powieść na jeszcze mniejsze części, tę funkcję pełni niewielki rycerz na koniu. Mało tego. Na końcu zamieszczono drzewo genealogiczne Hanstarów oraz charakterystyki rodów Mandylionu z ich herbami.
Na "Królewską Talię" spogląda się z niekłamaną przyjemnością, podziwiając piękne zdobnictwo. Treść jest jednak utrzymana na podobnym poziomie – dostarcza sporej dawki przygód umiejscowionych w barwnym i szeroko opisywanym świecie. Zdarzają się niewielkie mankamenty, ale w końcowym rozrachunku dostaliśmy bardzo dobre fantasy, mające w sobie świeżość i werwę, mimo oparcia na znanych motywach. Seria zasługuje na kredyt zaufania.
Dziękujemy wydawnictwu Zielona Sowa za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz