Brak rozwoju zazwyczaj nie utrzymuje czegoś w identycznym stanie, lecz z upływem czasu wiąże się z regresem. Zasada ta nie oszczędza również fabuły książek, a "Kraina popiołu" zaliczyła z nią bolesne zderzenie.
Bohaterką powieści jest Arwa, siostra Mehr, która odegrała niewielką rolę w poprzednim tomie. Poznajemy ją wiele lat po śmierci Mahy, kiedy jest już dorosłą kobietą i wdową. W przeciwieństwie do Mehr jest porządną obywatelką i jak na taką przystało, będąc wdową udała się do przewidzianego dla nich eremitorium. Chociaż sama wyparła jakiekolwiek więzi z ludem Amrithi, łączność z nim jest czymś więcej, niż jedynie uczuciem. Magia związana z jej krwią ciąży nad nią jako klątwa lub dar.
Akcja rozwija się aż zbyt powoli. Dobre pomysły oraz ich obiecujący zarys zatonęły w dłużyźnie. Dopiero od połowy książki pojawiają się bardziej dynamiczne momenty, niestety jednak nie ma ich aż tak dużo. Postać Arwy zaoferowała inną perspektywę spojrzenia na Dewy, dzięki czemu można zrozumieć punkt widzenia zwykłego cesarskiego obywatela. Spełniło się zaś moje przypuszczenie co do Mahy, wyrażone przy recenzowaniu "Cesarstwa Piasku" – po jego śmierci jest o wiele gorzej. Jednak "Kraina popiołu", poza tytułowym wątkiem, nie wnosi nic nowego do już poznanego uniwersum.
W przeciwieństwie do Mehr, która miała jakieś przekonania i cel, Arwa jest rażąco nijaka i pozbawiona charakteru, podobnie jak jej towarzysz Zahir. Pozostali bohaterowie (wliczając w to antagonistów) to postacie drugoplanowe i równie sztampowe. Ciekawa rola przypisana została kurtyzanom, wątek ten choć odegrał pewną rolę w fabule, nie został bardziej rozwinięty. Czy odnosi się on jakoś poniekąd do jednej z postaci z "Cesarstwa Piasku"? Wydaje się, że autorka pozostawiła w tej kwestii przestrzeń pod dalsze tomy.
Cykl "Kroniki Ambhy" znowu pozostawia mnie z mieszanymi uczuciami, bardziej nawet, niż wcześniej. "Cesarstwo Piasku" mimo wad, było czymś nowym i obiecującym. Balansowało na granicy fantastyki i adult young fantasy, pozostając jednak w tej pierwszej kategorii. "Kraina popiołu" próbuje czynić to samo, niemniej traci powoli równowagę i przechyla się bardziej ku opowieści młodzieżowej. Jest to wielka szkoda, bowiem Tasha Suri ma ogromny potencjał na napisanie dobrego fantasy, lecz całość niweczy skłonność do dłużyzn połączona z problemem w kreacji bohaterów.
Z "Kraina popiołu" zachowując kluczowe kwestie, można byłoby wyciąć być może nawet trzecią część tekstu. Do smakowitszych kąsków trzeba się w znużeniu przebijać, na dwadzieścia stron czytelniczej przyjemności przypadało pięćdziesiąt "stron-usypiaczy". Jeśli cykl zamknie się jako dylogia, to będzie to marny koncept. Gdyby została rozwinięta do przynajmniej trylogii – ku czemu są olbrzymie podstawy, by tak mogło się stać – dalsza fabuła musiałaby skończyć wreszcie z infantylną opowieścią o inności i zauroczeniu, tym razem przynajmniej mniej perwersyjnym, lecz za to niezwykle dziecinnym. Magia krwi i dewy oraz niestereotypowa mitologia uniwersum są na razie koncertowo marnowane, co mnie niezwykle... po prostu smuci.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz