Produkcja Tell-Tech Games silnie bazuje na uczuciu nostalgii i jednym z celów studia niewątpliwie było rozbudzenie wspomnień z przeszłości, a konkretnie z umiłowanych lat 90', kiedy to komputerowe gry fabularne oparte o perspektywę widoku izometrycznego dzieliły oraz rządziły, postapokaliptyczne słoneczko miło grzało kości i ogólnie trawa była zieleńsza. Zadziwiające, ale "Krai Mira: Edycja Rozszerzona" przywołały u mnie inną scenkę związaną z tym okresem. W domu się nie przelewało i rodzina nie śmierdziała groszem, więc po zakup nowych butów, spodni czy koszulkę ulubionego piłkarza (+15 do szacunku na osiedlowym podwórku – wiecie, rozumiecie, sprawa gardłowa) nie szło się do markowych sklepów, tylko w okolice stadionu X-Lecia (obecnie Stadion Narodowy). Największego bazaru w Europie, gdzie pocieszny handlarz o azjatyckich rysach i nieznanej narodowości sprzedawał podobny produkt za grosze (ktoś przez pomyłkę tylko źle poprzyklejał literki – Adidos czy Adidas, błędy się zdarzają), wściekle kalecząc polszczyznę. Na pierwszy rzut oka wszystko grało – buty były wygodne, koszulka spełniała swoje zadanie, a spodnie leżały tip-top. Problem pojawiał się kilka tygodni później, gdy obuwie zaczęło się rozklejać, koszulka szybko tracić kolor i nadruki, natomiast portki pruły się jak szalone.
Z "Krai Mira" jest podobnie. Na pierwszy rzut oka wszystko gra i nuklearny klimat klasycznych tytułów z serii "Fallout" czy innych "Wastelandów" jest wyczuwalny – czujemy się jak w domu. Sęk w tym, że kilka minut później czar pryska, a wszystko zaczyna rozłazić się niczym wspomniane spodnie w okolicach tyłka.