Kosmici stanowią nieodzowną część gałęzi fantastyki zwanej SF. Nie sposób zliczyć, ile razy występowali w filmach, książkach, serialach czy grach. Najlepiej chyba wypadli w słynnym "Z Archiwum X", który do dziś kojarzy mi się z gęsią skórką, niesamowitymi emocjami i gęstą, piekielnie enigmatyczną atmosferą. Oby utrzymano ją w najnowszym sezonie. Z innych tytułów w pamięci utkwiła mi wizja UFO w "Znakach" z Melem Gibsonem. Pamiętam scenę, gdy bohaterowie ukrywali się w piwnicy przed przerażającymi przybyszami z kosmosu, a ci próbowali się do nich dostać. Nie chciałbym znaleźć się w takiej sytuacji. "Dzień Niepodległości" również odebrałem pozytywnie, mimo typowo amerykańskiego zakończenia. Czy w tak mocno eksploatowanej tematyce można opowiedzieć coś nowego?
Próbę podjęła znana z kiepskich produkcji stacja Syfy. O dziwo, "Koniec dzieciństwa" zrealizowany na podstawie powieści Artura C. Clarke'a zupełnie nie przypomina innych tytułów, które wyszły pod ich logiem. Od samego początku serial odznacza się wyważonymi, a jednocześnie bardzo dobrymi efektami. Statek kosmitów naprawdę może się podobać, jest majestatyczny i doskonale wpleciony w realistyczną scenografię. Dlaczego realistyczną? Ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych pozycji Syfy nie mamy do czynienia z irytującym filtrem, który sprawia, że cały obraz jest w jednolicie szarym (niebiesko-szarym?) kolorze. Po drugie – skoro akcja dzieje się na Ziemi, twórcy nie muszą kręcić w zielonym pokoju, mogą wykorzystywać naturalną scenografię, co właśnie robią. W ten sposób skutecznie ukazują skalę powieści (nawet na chwilę pokazują Jezusa w Rio z tłem w postaci UFO!), dotyczącą losów całej naszej planety i ludzkości.
"Koniec dzieciństwa" składa się z trzech około półtoragodzinnych odcinków. Koncentrują się one na przybyciu kosmitów, którzy wdrażają swój plan, mający na celu zaprowadzenie pokoju na Ziemi i pokonanie największych problemów takich jak głód albo choroby. Czy jednak ich intencje na pewno są dobre? To pytanie nawet na moment nie opuszcza widza, szczególnie że obcy wcale nie zdradzają się ze swoimi intrygującymi tajemnicami, przekładającymi się na rosnące zainteresowanie historią. Klimat SF jest świetnie odczuwalny, zwłaszcza ze względu na inwigilację ludzi za pomocą wyższych technologii oraz częste wtrącanie się do ich życia. Poza tym wygląd kosmitów jest zaskakujący, a muszę przyznać, że na tym etapie oczekiwania miałem już dość wygórowane.
Niestety, nie jest tak pięknie, jak mogłoby być. Nie wiem, na ile zawiódł pisarz, a na ile scenarzyści, ale odpowiedzi na gnębiące nas pytania zwyczajnie rozczarowują. Okraszone raptem do kilku słów nie są w stanie satysfakcjonować, lecz zawodzi także główny cel wizyty istot z kosmosu, wydający się czystą, intelektualną brednią. Dodatkowo kilka poruszonych kwestii zostaje naprędce zadźganych na oczach biednego widza – bez jakiegokolwiek komentarza czy objaśnienia. Co z tego, że zdążyły już wzbudzić zaintrygowanie? Mnie ta niekonsekwencja bardzo razi, bo w końcowym rozrachunku jaki był sens występowania takich wątków, skoro postanowiono szybko je uciąć? Ten mankament uświadczymy w ostatnim epizodzie, bo wcześniejsze dwa raczej służą wybudowaniu napięcia, utworzeniu pytań i podsyceniu ciekawości sekretami, co wychodzi bez zarzutu.
Bohaterami "Końca dzieciństwa" uczyniono farmera (Mike Vogel), który zostaje wybrany do prowadzenia rozmów z ludźmi jako przedstawiciel kosmitów, i jego żonę (Daisy Betts); katoliczkę (Yael Stone), próbującą przetrwać w swojej wierze wystawionej na próbę przybyciem obcych; rodzinę pewnego inżyniera (Ashley Zukerman) oraz ambitnego naukowca (Osy Ikhile), żyjącego w świecie, gdzie nauka nie jest już potrzebna. Postacie są wiarygodnie odgrywane (szczególnie warto pochwalić bardzo naturalną grę Hayley Magnus), a poświęcone im wątki, nieraz w dużej mierze typowo obyczajowe, zajmują na tyle skutecznie, żeby nie zanudzać. Kłopoty pojawiają się – ponownie – w finałowym odcinku, podczas którego zamiast odpowiedzi, dostajemy rozciągnięte i zwyczajnie przegadane pożegnania z poszczególnymi protagonistami. Takie zwieńczenie nie przystoi widowisku SF. Nawet w zwykłym dramacie padłyby oskarżenia o rozwleczenie scen. Jednak nie to jest największą porażką, jaką odnieśli na tym polu twórcy, ponieważ przebijają pozbawione sensu zachowania postaci. Trudno nie odnieść wrażenia, że powinny zareagować inaczej na obrót wydarzeń niż denerwującą akceptacją.
Sprawę pogarsza fakt, że wyjątkowość bohaterów łatwo poddać w wątpliwość, bo twórcy nie starają się w najmniejszym stopniu uzasadnić, dlaczego akurat ci ludzie odegrali tak istotne role, dlaczego nie przypadły one np. pani z warzywniaka. "Koniec dzieciństwa" pozostawia mnóstwo niedomówień i niejasności, a w konsekwencji również niesmak. Tak fantastycznie zapoczątkowany serial z efektami na wysokim poziomie, zajmującymi wątkami i intrygującymi tajemnicami kończy się w rozczarowujący sposób. Kosmici, którzy przez dwa odcinki fascynowali (w jednego z nich wcielił się Charles Dance z "Gry o tron"; trzeba przyznać, że rewelacyjnie odgrywa istotę wyższą, budzącą zarówno strach jak i respekt), okazują się zawodem. Nawet jeśli książka posiada tyle samo dziur, co serial, sądzę, iż scenarzyści wcale nie musieli podążyć tą samą drogą.
Czy polecam? O ile macie ochotę na tytuł z UFO w roli głównej, a mimo wszystko ten jako całość jest całkiem przyzwoity: pewnie. Tylko nie liczcie zbytnio na logikę bohaterów i uzyskanie satysfakcjonujących (albo jakichkolwiek – w zależności od wątku) odpowiedzi.
Komentarze
Zdecydowanie przeczytam książkę, bo temat mega intrygujący.
Dodaj komentarz