Cullen Bunn to trzeci scenarzysta w serii "Moon Knight" wydawanej w ramach "Marvel NOW!". Poprzednią dwójkę można wspominać pozytywnie – w "Z martwych" Warren Ellis napisał parę dobrych historii, a w "Z martwych powstaną" Brian Wood zaprezentował jedną większą, lecz wyśmienitą. Jak na ich tle wypadł autor takich komiksów jak "Hrabstwo Harrow"?
Nowy scenarzysta poszedł w kierunku Ellisa, czyli przedstawia kilka niezwiązanych ze sobą opowieści. W każdym przypadku pojawia się jakieś zagrożenie, bywa, że i nadnaturalne, a Moon Knight jako obrońca nocnych podróżnych musi je pokonać. Niemniej Bunn ma inny styl niż Ellis, tworzy historie prostsze narracyjnie. Zamiast zabawy z formą jest rozrywkowa pozycja, która nie wymaga od czytelnika zbyt wiele uwagi. Czyta się ją szybko, sprawnie i raczej bezrefleksyjnie.
Powiedzieć, że to nie wykorzystuje potencjału głównego bohatera, to jak nic nie powiedzieć. Autor mocniej umieszcza Moon Knighta w roli typowego herosa, który owszem, ma trochę inne zadania i miewa konflikty ze swoim bogiem, dającym mu moce, ale... To właściwie standardowe elementy tej postaci, które widzieliśmy już u poprzednich scenarzystów, a najważniejszego szaleństwa jakoś zabrakło. Bunn ani nie pokazuje ich w szczególnie ciekawy sposób, ani nie daje za wiele od siebie. Wybiera bezpieczną drogę.
"W noc" to mroczne fantasy, ale mroczne w tym względzie, że jest drastyczne, akcja rozgrywa się nocną porą, przeciwnicy mają być zwariowani, a i pojawiają się elementy grozy, takie jak duchy. Komiks nie ma jednak drapieżnego pazura, który objawiałby się w niestabilnym protagoniście czy bardziej tajemniczych sprawach. Krwawe sceny czy czasem troszkę niejednoznaczności to za mało, wypadałoby zgłębić atmosferę, postacie, świat... Niestety, większy nacisk zostaje położony na akcję, a więc efekty wizualne.
Czyli atuty komiksu sprowadzają się do ilustracji? Nie do końca. Po pierwsze – Bunn tworzy jednak niezłe historie, które od początku potrafią wzbudzić zainteresowanie. Mniej niedomówień niż u Ellisa można postrzegać jako zaletę, bo dzięki temu opowieści nie sprawiają wrażenia tak krótkich i zwięzłych. Co kto lubi. W przypadku rysunków nie mam jednak złudzeń – "W noc" chwilami wygląda niedbale (twarze postaci) i nie oferuje żadnych zdumiewających pomysłów, które oglądaliśmy w "Z martwych". Jest... zwyczajnie za wyjątkiem dużej dozy brutalności.
Trzeci tom "Moon Knighta" okazał się najsłabszy, choć fabularnie nie ustępuje tak bardzo pierwszej odsłonie, co niektórzy mogą uznać za herezję (Ellisa uważa się za najlepszego scenarzystę "Moon Knighta" – osobiście wolę Briana Wooda). Bunn też przedstawia kilka różnych historii. Opowiada je szablonowo, ale szybciej interesują i już do końca zapewniają porządną rozrywkę. Tylko szkoda, że wizualnie nie jest to wyjątkowy tytuł. Można go przeczytać, fani serii nawet powinni to zrobić, jednak dla nikogo nie będzie to pierwszy wybór.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz