W "DC Odrodzenie" są serie lepsze i gorsze. Do tych pierwszych zaliczany jest "Batman – Detective Comics". Prawdę mówiąc, do tej pory wyżej od niego stawiałem "Batmana" Toma Kinga (dla niezorientowanych: równocześnie ukazuje się kilka serii z Batmanem). Nie jest idealny, ale jego drugi tom, "Jestem samobójcą", całkiem łatwo mnie kupił. Może to przez ten wątek miłosny z Catwoman? Sytuację zmienił "Syndykat ofiar", będący drugą odsłoną "Batman – Detective Comics".
Drużyna Mrocznego Rycerza zmaga się z problemami natury psychologicznej. Przytłaczają ich wątpliwości co do sensu prowadzonych działań oraz żałoba. Nie jest im jednak dane w spokoju przeżyć trudne chwile, ponieważ na horyzoncie pojawia się następne zagrożenie. Jest nim tytułowy Syndykat ofiar.
James Tynion IV umiejętnie kreuje gęstą, mroczną atmosferę. Każda z głównych postaci jest obarczona nieprzyjemną przeszłością. Musi się z nią zmierzyć, ale to nie należy do łatwych zadań. Scenarzysta pozwala nam zajrzeć bohaterom za maskę – dzięki czemu zaczynamy rozumieć ich intencje i traumatyczne doświadczenia. Już więc na tym etapie pojawia się mrok, wynikający z problemów emocjonalnych. Jednak tworzy go też Syndykat ofiar, który wypada na tyle tajemniczo, że czytelnik szybko zaczyna się nim interesować. Jego członkowie sprawiają wrażenie groźnych i nieobliczalnych, a ich pobudki wcale nie są pozbawione sensu. W przypadku Syndykatu ofiar szaleństwo zgrywa się z dramatem oraz niezłym przygotowaniem do konfrontacji z Batmanem i jego towarzyszami.
W akcji bierze udział spora gromadka postaci, co podwyższa rangę sprawy. Zostają one dobrze sportretowane – akcentują swoją obecność, czy to charakterem, czy osobistymi dylematami. Batwing prezentuje postawę, która zdaje się mało odpowiedzialna, ale wprowadza trochę luzu. Spoiler bardzo przeżywa stratę bliskiej osoby, Batmanowi dostaje się za dawne czyny, Batwoman powinna wreszcie porozmawiać z ojcem... Już po paru stronach można zauważyć, że każdy dostaje dziesięć minut – i jest to interesujące dziesięć minut, prowadzące do rozwinięcia poszczególnych kreacji.
Gadka o odpowiedzialności i potrzebie zawieszenia peleryny potrafi trochę zmęczyć. Już w drugiej połowie komiksu można odczuć, że ten przewodni motyw należy już zakończyć, bo nie pojawia się w nim żadna nowa treść. Jednak ogólnie zdaje egzamin, bowiem ma mocny wydźwięk. Poza tym kontynuowane są wątki z "Powstania Batmanów", które służą podwyższeniu napięcia przed następnymi tomami. Kluczowi są Red Robin i ojciec Batwoman. W końcu i te sprawy posuwają się do przodu, nie jakoś bardzo znacząco, ale jest progres.
"Syndykat ofiar" to jeden z najlepiej zilustrowanych komiksów "DC Odrodzenie". Wydarzenia są spowite w wielobarwnym mroku i śledzi się je z dużą przyjemnością. Dzięki zadbaniu o detale można cieszyć się przekonującą mimiką, rzadko kiedy wydaje się ona sztuczna. Postacie mają charakterystyczne sylwetki, szczególnie dotyczy to wrogów, którzy przykuwają wzrok przerażającym wyglądem. Rozmachowi towarzyszy posępny klimat Gotham.
Po "Syndykacie ofiar" "Batman Detective Comics" wskakuje na wyższy poziom. To dobry komiks, niespieszący się z akcją, ale też nierozciągający jej. Wprowadzony zostaje nowy wątek, lecz scenarzysta nie zapomniał o tych wcześniej rozpoczętych – dzięki temu rozwija się historia, a wraz z nią świat i bohaterowie. Mrok pojawia się na różne sposoby, od ponurych tematów po ilustracje z nutką grozy. Dla miłośników Batmana jak znalazł. Zgodzę się z opinią z tylnej okładki – "Syndykat ofiar" może być drogowskazem, jak powinno się tworzyć historie o drużynach herosów.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz