John Doe zajmuje się przywracaniem tożsamości anonimowym trupom. Prowadzi śledztwa, które mają doprowadzić go do odkrycia, kto został pochowany – przy okazji dowiaduje się też, w jakich okolicznościach ten ktoś zginął. Na tym koncepcie opiera się komiks "Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych".
Scenariusz Marka Waida jest dość prosty. Główny bohater podejmuje się szlachetnego i nieopłacalnego zadania, bowiem zaprowadza jakąś sprawiedliwość, a anonimowi zmarli zyskują na swoich nagrobkach imiona i nazwiska – ale on sam nie dostaje z tego żadnych pieniędzy. Ma siatkę agentów, którzy służą mu pomocą, lecz to nie tyle agenci, co pomocnicy – może to być reporter, koroner lub policjantka. Któż to ten John Doe? Nie wiemy. Człowiek zagadka. Nie znamy jego prywatnego życia, prawdziwych danych ani powodów, dla których podjął się swojej misji. Wiemy tylko tyle, że jest świetny w tym, co robi.
Istotniejsza wydaje się atmosfera wynikająca z mrocznego, brudnego świata niż sama historia. Dlatego "Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych" to pozycja dla fanów pulpowych opowieści, nieskomplikowanych, nienastawionych na nagłe zwroty akcji lub wielowymiarowe postacie. Dominuje prostota, którą wspomagają niedopowiedzenia. Sprawy nie mają ostatecznego finału, a że do ostatniej strony nie dowiadujemy się niczego pewnego o bohaterze, mamy wrażenie, że ten komiks to początek serii. Jednak po pierwszej publikacji oryginału w 2009 roku nie pojawiła się żadna kontynuacja. Dostaliśmy więc pozycję, która pozostaje tajemnicza, ale w tej swojej tajemniczości wcale nie jest przyciągająca. Przynajmniej dla mnie.
Inni mogą dużo bardziej docenić sekrety i detektywistyczną fabułę, która sprowadza się do "robienia klimatu". Za śmierciami anonimowych ludzi skrywają się subtelne dramaty. Bohater musi wejść w ten brud, żeby móc cokolwiek odkryć. Dzięki temu odsłania się przed nami obraz Nowego Jorku jako miasta niesprawiedliwości, miasta, w którym liczy się pieniądz, miasta ludzi, którymi żądzą niskie pobudki. John Doe jest tu ostatnim sprawiedliwym, radzącym sobie z problemami w sposób mało wiarygodny, ale to też zdaje się elementem konwencji. John Doe okazuje się opanowanym mężczyzną, potrafiącym pokonać liczniejszych przeciwników dysponujących bronią palną.
Przypomina to trochę serial "Person of Interest" (w polskim tłumaczeniu: "Impersonalni"), ale ten był jednak bardziej rozbudowany. Mark Waid wolał skromniejszą realizację ciekawego przecież pomysłu, tym samym uzyskał zaledwie próbkę tego, co można byłoby z niego stworzyć. Łatwiej docenić ilustracje Paula Azacety, w pierwszym kontakcie kojarzące się z komiksem "Cage". To podobny rodzaj brudu i skąpanego w ciemności świata. Jednak "Cage" w tym porównaniu wygrywa. Też jest pozycją oldskulową, lecz lepiej zamykającą się w kilku zeszytach.
"Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych" składa się z czterech zeszytów – z czego ostatni opowiada o innej sprawie, którą prowadzi John Doe. Jest to więc krótki komiks, niezachwycający mnie ani objętością, ani pulpowością, ale z wami może być inaczej. Mimo wszystko Mark Waid i Paul Azaceta dali nam niezły kryminał, punktujący mrocznym nastrojem i niedopowiedzeniami, nawet jeśli te ostatnie chciałoby się zamienić na parę odpowiedzi.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz