Kto od początku śledzi serię "Magi: Labyrinth of Magic", ten wie, że odsłony pełne dynamiki stale przeplatają się z pozwalającymi złapać oddech. Dziesiąty tom należy do pierwszej grupy.
Po wyczerpujących treningach i zażegnaniu skandalu obyczajowego Alibaba z Aladynem zgodnie z prośbą Sinbada ruszają na podbój kolejnego Labiryntu. Nie po raz pierwszy wraz z nimi podróżuje Morgiana, za to nowym i dosyć tajemniczym członkiem eskapady zostaje książę Hakuryu, pragnący dowieść męstwa, głównie sobie. Już na początku wyprawy gromadkę bohaterów czeka niezbyt pozytywna wiadomość. Otóż według okolicznych mieszkańców jeszcze żaden śmiałek nie opuścił Labiryntu Zagana.
"Magi: Labyrinth of Magic" po lekko ospałej dziewiątej części powraca na dobrze znane nam tory. Warto zauważyć, iż to od próby zdobycia pierwszego Labiryntu rozpoczęły się perypetie sympatycznych bohaterów. Z tego względu wyprawa do kolejnej mistycznej budowli budziła obawy o potencjalne podobieństwo do otwarcia cyklu. Na szczęście na obawach się skończyło, gdyż niebezpieczeństwa czyhające na Aladyna i spółkę są zgoła odmienne niż poprzednim razem i tylko na pozór przybierają niezbyt groźne formy. W połączeniu z niechętnym do współpracy dżinem zapewniają dość atrakcji, by nie znudzić czytelnika śledzącego przygody bohaterów.
Shinobu Ohtaka nie byłaby sobą bez wplecenia kilku żartów sytuacyjnych. I dobrze się stało, gdyż dowcipy równoważą przepełnioną patosem i chwilami wprost nieznośną postawę księcia Hakuryu. To interesujący przypadek, ponieważ arystokrata po raz pierwszy pojawił się w poprzedniej odsłonie i choć czasem irytował demonstrowaniem swej dumy, to jednak dzięki niemu łatwo było upatrywać ciekawych intryg w kolejnych tomach serii. Tymczasem książę powrócił do pierwszego wcielenia, czyli tchórza ukrywającego się za fasadą honoru i przywilejami pochodzenia. Podczas zdobywania Labiryntu zaczyna zmieniać sposób myślenia, tyle że zaczyna to przypominać drogę, jaką przeszedł Alibaba. Pozostaje mieć nadzieję, że Ohtaka zaserwuje coś świeżego w procesie ewolucji księcia, bo na ten moment do jego historii wkrada się wtórność.
Gwoli formalności wspomnę jedynie, że nie sposób narzekać na rysunki. Tak spokojne, jak i znacznie żywsze kadry niezmiennie są miłe dla oka. Mimika wpływa na odbiór postaci, a sceny bitewne nabierają wigoru dzięki zamaszystej kresce. Ostatecznie mimo pewnej powtarzalności "Magi: Labyrinth of Magic" to w dalszym ciągu kawał porządnej, awanturniczej opowieści o bohaterach, z którymi łatwo sympatyzować. Walki czasem się dłużą, ale w obliczu dynamicznej kreski to tylko drobne marudzenie.
Dziękujemy wydawnictwu Waneko za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz