Nową serią Jun Mochizuki, która zdobyła uznanie za "Pandorę Hearts", jest "Księga Vanitasa". Autorka postanowiła stworzyć mangę o wampirach osadzoną w steampunkowych realiach.
Fabuła koncentruje się na klątwie zmieniającej krwiopijców w agresywne i pozbawione samokontroli stworzenia. Odpowiadać ma za to księga Vanitasa. Noe, jeden z głównych bohaterów, wyrusza do Paryża, żeby ją odnaleźć i poznać jej naturę. Na swojej drodze spotyka Vanitasa, który już zajmuje się kwestią klątwy – postacie łączą więc siły we wspólnym celu.
W pierwszym tomie twórczyni zbytnio nie szarżuje, za to raczy nas paroma informacjami o świecie i bohaterach. Robi to we właściwym tempie, jednocześnie prowadząc szybką, wypełnioną humorystycznymi scenami akcję i rozpoczynając wątki, które będą nam towarzyszyły podczas lektury serii. W przedstawianiu otoczenia pomaga pochodzenie Noego – ogromny Paryż to dla niego zupełna nowość, dlatego dopiero dowiaduje się wielu faktów na jego temat. Początek "Księgi Vanitasa" jest więc przemyślany, a zarazem całkiem interesujący. Trudno na jego podstawie wyrokować, jak rozwinie się historia.
Zaskakuje pogodność mangi. Wydawałoby się, że ze względu na obecność istot budzących grozę będzie ona mroczna. Tymczasem Jun Mochizuki bardzo często rozładowuje napięcie zabawnymi dialogami. Postacie nie zachowują powagi i postępują wręcz lekkomyślnie, a język, jakim się posługują, jest potoczny, co żartobliwie podkreśla ich emocje. Wykorzystany zostaje też kontrast między dwójką wiodących charakterów – spokojniejszym, bardziej niewinnym Noem a rozentuzjazmowanym, chwilami aż za dobrze bawiącym się Vanitasem. Jak łatwo się domyślić, to pewnie ten drugi będzie generować kłopoty. Dzięki tym elementom mangę czyta się lekko, nie przywiązując zbyt dużej wagi do poważnych wątków. Aczkolwiek tych ostatnich, poczynając od samej klątwy, nie brakuje.
Szybko przekonujemy się, że nie ma z nią żartów – wampiry zmieniają się w prawdziwe potwory. Rysunki sprawdzają się na tym polu, ale zadowalają również przy przedstawianiu steampunkowego świata. Duże wrażenie robi szczegółowo odtworzony powietrzny liniowiec La Baleine, którego projekt możemy podziwiać też na okładce (wystarczy zdjąć obwolutę). Ukazywanie postaci w przesadzonych scenkach wywołuje przynajmniej lekki uśmiech, więc i tu trudno mieć zastrzeżenia. Wracając jednak do mroku, manga ma potencjał na niepokojącą opowieść. Wystarczy popatrzeć na kilka straszniejszych kadrów albo zwrócić uwagę na to, że w grę wchodzi życie wielu niewinnych osób.
Ciekawie wypada przeszłość, a konkretniej zakończona wojna między wampirami a ludźmi. Nie bez powodu zostaje przy niej wspomniany kościół oraz jego myśliwi i kaci – za tym kryje się krwawa historia. W pierwszej części mrok jednak ustępuje humorowi. "Księga Vanitasa" staje się przez to lekkim, niezobowiązującym tytułem i pozostaje tylko sprawdzić, czy to taki niewinny początek, czy raczej seria utrzyma w następnych odsłonach przewagę radosnego stylu. Druga możliwość nie rysuje się wcale źle – po prostu manga będzie oferowała dobrą zabawę, a może nawet naprawdę zachwyci, o ile fabuła zostanie poprowadzona w zaskakujący sposób.
Dziękujemy wydawnictwu Waneko za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz