"Jessica Jones: Alias" wyróżnia się wśród superbohaterskich komiksów. Pokazuje świat Marvela z perspektywy postaci, która posiada moce, lecz nie używa ich za często i na co dzień pracuje jako detektyw. Jessica jest wulgarna i sprawia wrażenie zwykłej kobiety, choć niekoniecznie miłej dla innych ludzi, a jednak skradła sympatię czytelników – podobny sukces jej kreacja odniosła w serialu Netflixa. Okazuje się więc, że odbiorcy historii o superbohaterach pragną czasem odejścia od patosu i opowiedzenia czegoś bardziej kameralnego o kimś, kto nie przypomina tradycyjnego herosa.
W trzecim tomie bohaterkę odwiedza nieznajomy gość – ściślej mówiąc, dziewczyna w kostiumie. Dzięki informacjom od swoich kontaktów Jessica dowiaduje się, że spotkała Spider-Woman, która jest powiązana z wydawcą gazety Daily Bugle. Najwyraźniej nastolatka ma problemy, dlatego detektyw postanawia ją odszukać i wyciągnąć z tarapatów.
Scenariusz to nadal połączenie kryminału z historią obyczajową. Niestety, wątek detektywistyczny został ograniczony. Nie ma miejsca na zajmujące śledztwo z prawdziwego zdarzenia, które pochłaniałoby czytelnika i prowadziło do zaskakujących odkryć. Tak jak w pierwszym i drugim tomie czuło się zaintrygowanie, tak tu wiadomości od kontaktów Jessiki od razu zarysowują najważniejsze szczegóły sprawy. W ten sposób mniej więcej wiemy, czego się spodziewać i żadne pomysły w stylu przepowiadania możliwej przyszłości nie ratują sytuacji. Sama fabuła to raczej klasyczne "dziewczyna wpadła w złe towarzystwo" – niezbyt pociągający schemat, choć w tej sytuacji znalazła się osoba obdarzona mocami.
W "Jessice Jones: Alias" oglądamy jednak realia, za które polubiliśmy tę serię. Narkotyki, imprezy, demoralizacja, wchodzące w życie superbohaterów (a konkretniej Daredevila) media – to wypada tak samo atrakcyjnie jak wcześniej. Dzięki tak normalnej i brudnej rzeczywistości, ale jednocześnie mającej elementy fantastyczne, lektura komiksu okazuje się satysfakcjonująca. Chociaż postawienie nastoletniej Spider-Woman w roli ofiary z marginalizowaniem jej zdolności można uznać za niezły pomysł (gorzej z wykonaniem), to najlepsze są sceny z prywatnego życia Jessiki. Relacje z Mattem Murdockiem, kontakty w Avengers czy związek ze Scottem Langiem (Ant-Manem) są świetnym dopełnieniem charakterystyki protagonistki.
Brian Michael Bendis przypomina również o tragicznej przeszłości detektyw. Co się za nią skrywa? Jeszcze nie znamy pełnych odpowiedzi, ale powinny zostać odkryte do końca serii, w przeciwnym razie będzie można mówić o zawodzie. W dialogach Bendis umieścił częste wulgaryzmy i trochę sarkazmu, jednak nie było to tak naturalne i zarazem zabawne jak ostatnio. Właściwie w prawie każdym aspekcie poprzednie odsłony cyklu przeważają. Prawie, bo pozostają ilustracje, w których nic się nie zmieniło. Jednym wydadzą się brzydkie, drudzy (jak ja) dostrzegą zamysł rysownika. Nie chciał on rysować ładnych obrazków, lecz dołożyć cegiełkę do kreowania mrocznego świata, niczym z filmów noir, tyle że bez zmysłowych pań, bez piękna. Ułożenie kadrów to też cecha charakterystyczna komiksu. Przykładowo – podczas przesłuchań na górze strony znajdują się wizerunki Jessiki, natomiast niżej są rysunki osób, z którymi rozmawia, pokazujące ich ruchy w trakcie mówienia.
"Jessica Jones: Alias" pozostaje jedną z najlepszych aktualnie wydawanych w Polsce serii, a trzeci tom to dobra rozrywka, pokazująca prywatne życie superbohaterów, udowadniająca, że oni też mogą być czyimiś ofiarami. Wątek kryminalny nie jest tak wciągający, ale rekompensuje to warstwa obyczajowa i bohaterka, której nietrudno współczuć i którą nietrudno lubić. Jeśli ktoś pragnie kolejnych historii z jej udziałem, to zachęcam do sprawdzenia serialowej "Jessiki Jones" oraz "The Defenders" – w obu produkcjach Netflixa jest ona wiodącą postacią.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz