Deadly Class: 1988 Umrzyj za mnie

2 minuty czytania

Igrzyska śmierci

deadly class #04: umrzyj za mnie

Na kolejne tomy "Deadly Class" czekam z utęsknieniem, a czwarty zapowiadał się szczególnie atrakcyjnie. Oto bowiem między uczniami szkoły dla zabójców miała rozpocząć się prawdziwa walka na śmierć i życie, a co się z tym wiąże, o awans w hierarchii – innymi słowy, igrzyska śmierci.

Niestety rodzaj rozgrywki między uprzywilejowanymi uczniami a szczurami (bez odpowiedniego rodowodu) jest niewyrafinowany. Przewodniczy mu chaos, w którym na antagonistę wyrasta Shabnam – fizycznie niepozorny, za to zdobywający władzę informacjami i intelektem, starający się też zaprowadzić trochę porządku. Zabójstwa, starcia, zdrady i próba przetrwania – dzieje się, jasne, ale taki rozgardiasz wypełniony przemocą i ucieczkami nie jest tak interesujący fabularnie. Wydaje się, że egzamin – bo tym to jest dla bohaterów – mógł być bardziej urozmaicony, a tak kończy się zabijaniem kolejnych postaci, któremu brakuje poczucia istotności.

Słabością jest też Shabnam w nowej roli. Jakoś trudno uwierzyć, że oślizgłemu i pogardzanemu chłopakowi udaje się uzyskać kontrolę, do tego jest w tym przerysowany – ot, zwyrol, w którym nagromadziło się za dużo jadu i teraz kozaczy. Przegrywa porównania do poprzednich przeciwników, choćby do sadysty z historii Marcusa, ponieważ jest zwykłym uczniakiem z przerośniętym ego – czyli jednak niższa liga. Oczywiście przez różne okoliczności i zdrady nie można sprowadzać fabuły tylko do Shabnama, lecz odnoszę też wrażenie, że Rick Remender dąży do zaskakiwania trochę na siłę, co odbija się na płaszczyźnie dramatu, traum, psychologii postaci, tego, co sprawia, że "Deadly Class" jest czymś więcej niż efektowną rozrywką.

deadly class #04: umrzyj za mniedeadly class #04: umrzyj za mnie

Działa to, co autor do tej pory wybudował – to już czwarty tom i nawet przy podobnie szybkich poprzednich odsłonach czytelnik zdążył uwierzyć w bohaterów i się z nimi związać. Pierwsze momenty recenzowanego są małym rozczarowaniem – "Eee, to sprowadza się do chaotycznej zabawy w kotka i myszkę z dosyć luźnymi zasadami?" – lecz im dalej, tym lepiej. Pojawiają się odkrycia z przeszłości niektórych postaci, a igrzyska śmierci obfitują w zaskoczenia, aczkolwiek mogło to wszystko być dużo bardziej angażujące i nawet chwilami liczyłem, że się skończy, dojdzie do podsumowania i fabuła zyska nowy kierunek. Przy ilustracjach też można postawić "ale". Dotrzymują tempa opowieści – jest płynność akcji, brutalność, mogę powtórzyć większość słów z poprzednich recenzji, za wyjątkiem pochwał nad kolorystą. Lee Loughridge został zastąpiony przez Jordana Boyda, którego barwy charakteryzują się pewną apatią.

"Deadly Class" nadal jest godne polecenia i pozostaje moją ulubioną wydawaną w tym momencie serią. Mimo że tom kończy się niedosytem i pewnie powinienem się przyzwyczaić, że Rick Remender będzie stawiał na efektowność kosztem przedstawienia postaci, a nowy kolorysta nie nawiąże do poziomu poprzednika, to chcę wrócić do bezlitosnego świata zabójców po więcej i dowiedzieć się, dokąd zmierzają losy Marcusa.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...