X-Men: Mordercza geneza

2 minuty czytania

X-Men: Mordercza geneza

X-Meni nietolerowani przez społeczeństwo? Rząd pragnący schwytać mutantów i trzymać ich pod pieczą lub wykorzystać? Profesor Xavier skrywający tajemnice przed swoimi wychowankami? Zieeeew...

No dobrze, wstęp jest nieco prowokacyjny, a sam komiks nie zalicza się do aż tak nudnych. Za scenariusz odpowiada Ed Brubaker, który ma na koncie między innymi świetne "Gotham Central" i "Velvet", jednak nie miałem z nim wielkiej styczności w komiksach stricte superbohaterskich ("Gotham Central" ma bowiem tylko superbohaterskie tło). Mimo to scenarzysta sprawił się całkiem przyzwoicie, choć nie uniknął dotkliwych potknięć.

"Mordercza geneza" ma miejsce po historii z "Rodu M" i szkoda, że poprzedzające komiks wydarzenia nie zostały opisane w krótkim wstępie. Tło nie należy do bardzo odkrywczych – rząd stara się kontrolować nielicznych pozostałych przy życiu mutantów. Na powierzchni Ziemi zjawia się tajemniczy mężczyzna, którego moc alarmuje Emmę Frost. Nie tylko X-Meni są jednak zainteresowani przybyszem, bo w jego kierunku udaje się także wojsko.

Album może nie powala pod względem fabuły, aczkolwiek nie popełniono w tej materii błędów karygodnych. Liczba postaci jest jak najbardziej w porządku, nie ma mowy, żeby dla którejś z nich zabrakło miejsca. Nowy adwersarz może nie budzi grozy, ale zdrowy respekt dzięki swoim umiejętnościom już tak, zaś fragmenty sięgające przeszłości zostały świetnie zmieszane z teraźniejszością. Dodajmy do tego kilka zwrotów akcji i nietrudno dojść do wniosku, że oto trzymamy w dłoniach komiks niezwykle udany. Tak by w istocie było, gdyby nie parę odczuwalnych mankamentów. Brubaker w paru miejscach niemiłosiernie powiela klisze, a Xavier mówiący o wyższym dobru nie wypada zbyt przekonująco przez większość opowieści. Ponadto czasem da się wyczuć za dużą dawkę patosu, a też nie uniknięto dłużyzn, przez co komiks wydaje się przegadany. I szkoda w tym wszystkim zakończenia, które nie niesie za sobą prawie żadnych emocji, podczas gdy cały album zdawał się celować właśnie w silniejsze zaangażowanie odbiorcy. Mimo to scenarzysta wykonał solidną pracę i dobrze się stało, że nad komiksem unosi się posępniejsza atmosfera.

X-Men: Mordercza genezaX-Men: Mordercza geneza

Da się ją też spostrzec w tonacji kolorów wykorzystanych na przestrzeni całego albumu. Ciemne i wystudzone barwy są na porządku dziennym i dobrze pasują do ciężaru opowieści. Niestety oprawie wizualnej, a właściwie rysunkom Trevora Hairsine’a zabrakło pazura. Z jednej strony nie można mu zarzucić szkolnych błędów pokroju źle dobranych proporcji ciała czy niezręcznej mimiki postaci – rozrysował ilustracje poprawne, ale w żaden sposób nie charakterystyczne. Dobre wyrobnictwo, lecz bez krzty czegoś, co przykułoby uwagę czytelnika na dłużej. Na pewno nie można za to odmówić komiksowi prezencji – "Morderczą genezę" wydano bardzo ładnie. Gruba i twarda obwoluta z efektowną, choć mylącą (szkieletów brak), ilustracją i okładki poszczególnych zeszytów wchodzących w zawartość to coś, co zawsze jest mile widziane przez nabywcę.

Ostatecznie "Mordercza geneza" trochę rozczarowuje, bo choć to ważna opowieść, patrząc na historię X-Menów, to jednak nazbyt łatwo określić ją tylko dobrym rzemiosłem. Fabuła została przesadnie rozcieńczona, a oprawie brakuje indywidualizmu twórcy, w efekcie czego na polski rynek trafiła porządna pozycja dla fanów, którą trudno polecić szerszemu gronu odbiorców.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
5 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...