Kocia kołyska

4 minuty czytania

okładka, kocia kołyska

W czasach, w których powstawała najsłynniejsza powieść Vonneguta, wszyscy już wiedzieli, że świat zwariował. W dodatku, w tym szaleństwie pozostał chyba do teraz, bo tekst, który wyrósł z doświadczeń wojennych, przemawia tak samo do czytelnika, który o wojnie wie tyle, ile usłyszał w wiadomościach. Przez wiele lat ludzie chcieli wierzyć, że byli po właściwej stronie i walczyli w imię dobra, prawdy, ojczyzny i pokoju, ale w latach 60. to przekonanie nie dało się już tak łatwo obronić, a podział na dobrych i złych stracił rację bytu. Vonnegut podczas pobytu w Dreźnie obserwował, jak bezbronni cywile zabijani są przez jego towarzyszy broni. I tak narodziła się "Kocia kołyska".

Narrator o imieniu Jonasz pragnie napisać książkę dokumentalną poświęconą życiu Amerykanów w dniu, w którym zrzucono bombę na Hiroszimę. W tym celu bada życie i działania naukowe jednego z ojców bomby atomowej – doktora Felixa Hoenikkera. Przy okazji poznaje dzieci naukowca – karła Newta, zastępującą wszystkim matkę – Angelę oraz Franka. Frank zniknął wszystkim z oczu zaraz po pogrzebie ojca, ale wbrew pozorom i przypuszczeniom nie został brutalnie zamordowany, lecz trafił na wyspę San Lorenzo. Wyspę o tyle dziwną, że choć kolejne kraje ją podbijają, to nikt nie wydaje się zawiedziony utratą tego terytorium. Obecnie rządzi tam dyktator "Papa" Monzano, który ma adoptowaną córkę Monę, służącą za obiekt adoracji, seksualnego pociągu i żywą reklamę wyspy. Co z tego, że ta rola wcale jej nie odpowiada, a wyspa raczej nie ma do zaoferowania niczego poza jedną kobietą.

Terytorium urodzajnością przypomina Saharę, a bogactwem Haiti, a jednak jeśli o gęstości zaludnienia mowa, to może konkurować z Monako czy Holandią. Co więcej, obywatele są tak bezwolni, że mimo skrajnego ubóstwa, żadna forma buntu czy strajku nawet nie przychodzi im do głowy. Jak to podsumowuje jeden z bohaterów: "ludzie są tam tak biedni, zastraszeni i głupi, że muszą mieć trochę zdrowego rozsądku". Akurat ten sam człowiek uważa, że nadrzędnym celem istoty ludzkiej jest tworzenie rowerów, ale grunt to mieć w życiu plan.

Najistotniejszą część życia mieszkańców San Lorenzo stanowi wyznawanie zakazanej wiary, czyli bokononizmu. Doktryna stworzona przez Bokonona sama o sobie stwierdza, że jest kłamstwem, tak jak zresztą wszystko, bo wszystko jest jedynie pustą formą. Formą, która ma dać ludziom odwagę, dobroć, siłę i szczęście. Jak zapewnić rozrywkę ludziom, którzy nie mają nic? Dać im religię i zaraz potem zakazać jej wyznawania. Po co? Żeby coś się działo, żeby mieli jakieś majaczące w oddali dobro, które mogą przeciwstawić złu, jakim otaczają ich rządzący. Skoro nie da się zapewnić obywatelom dobrobytu, to trzeba zaprezentować im chociaż iluzję tego bogactwa, szczęścia i powodzenia. Gdzieś, kiedyś, u kogoś. Dobrze raz na rok lub dwa powiesić kogoś na haku dla utrzymania powagi sytuacji i rozwiesić listy gończe za Bokononem, który, rzecz jasna, nie ma zostać schwytany, bo przestałaby istnieć równowaga tych dwóch opozycji, dwóch równoległych światów.

kocia kołyska

Wyspa jako utopia radzi sobie całkiem nieźle i być może istniałaby jeszcze całe lata, gdyby nie to, że bomba atomowa nie była ostatnim wynalazkiem słynnego Felixa Hoenikkera. Zostawił on swoim dzieciom lód-9, tajemniczą substancję, z którą oni nie potrafią się obchodzić, choć wiedzą, jak dzięki niej zdobyć męża albo stanowisko. Lód-9 zostaje wypuszczony z zamknięcia i cały świat pogrąża się w chaosie. Narrator trafia w sam środek tej zwariowanej rzeczywistości i jakoś próbuje się w niej odnaleźć, z dość marnym skutkiem.

kocia kołyska, okładka

Jeśli już czytaliście powieści Vonneguta, to wiecie, że nie można pomylić jego stylu z niczym innym. Jest mistrzem tworzenia alternatywnej rzeczywistości, która jest tak absurdalna i groteskowa, że aż prawdopodobna. Mamy świat kierowany zasadami nie do przyjęcia, a z drugiej strony nie odczuwamy wstrętu czy odrazy w stosunku do rządzących, właściwie przyjmujemy ten świat z całym "dobrodziejstwem inwentarza", jakby nie mógł wyglądać inaczej. Zadziwiające, że wyspa San Lorenzo jest swego rodzaju soczewką skupiającą to, co w mniejszym natężeniu obserwujemy już podczas wizyty Johna-Jonasza w laboratorium zmarłego naukowca. Spotykamy tam bowiem kobietę mogącą być z powodzeniem jedną z obywatelek bezmyślnego społeczeństwa wyspy. Panna Pefko jest głupiutką kobietą, która pisze to, co jej dyktują i nawet nie wie, co to. Nie prosi też o wyjaśnienia, bo i tak nie zrozumie.

Kurt Vonnegut daje nam 270 stron satyry i groteski zamkniętych w 127 rozdziałach ociekających czarnym humorem i ironią, ale ta powieść to dużo więcej, a mianowicie historia absurdu wiary, która niczego nie wnosi, oraz despotyzmu i degradacji nauki, służących jedynie prowadzeniu kolejnych wojen. Wynalazki trafiają do ludzi zbyt głupich i ograniczonych, by potrafili nie tylko właściwie je wykorzystać, ale chociaż nie wywołać zbyt wielu szkód.

Nie zmienia to jednak faktu, że nawet współcześnie dajemy się na to nabierać. Wierzymy w przyszły dobrobyt i wytworzoną iluzję tylko po to, żeby nie musieć zauważać tego, co dzieje się dookoła nas. I wariujemy, bo nie ma żadnej kociej kołyski.

- Nic dziwnego, że dzieci wyrastają potem na wariatów. Kocia kołyska to tylko kilka iksów ze sznurka pomiędzy czyimiś palcami i dzieciak patrzy, i patrzy na te iksy...
- I co?
- I nic. Nie ma żadnego cholernego kota, żadnej cholernej kołyski.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
9.25 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...