Richard Matheson w USA uznawany jest za legendę nurtu fantastyki, a horroru w szczególności. W Polsce jednak jest znacznie mniej znanym autorem. Dlatego wydawanie antologii opowiadań pisanych w hołdzie jego twórczości wydaje się pomysłem dość ryzykownym, nawet mając w perspektywie najpopularniejsze amerykańskie nazwiska horrorowej sceny. Wydawnictwo Sine Qua Non, wydające głównie książki o sportowcach (!), postanowiło podjąć takie ryzyko, czego efektem jest antologia “Jest legendą”. Muszę przyznać, że do tej pory nie do końca wiem, czemu po nią sięgnęłam. Może swoje zrobiło gigantyczne nazwisko Stephena Kinga, w którego twórczości ostatnio zasmakowałam? A może pachnąca postapokalipsą okładka?
Niestety same opowiadania nie mają w sobie ani krztyny postapokaliptycznych klimatów, za to wspaniale obrazują rozpiętość tematyczną powieści Mathesona. Jest ich kilkanaście, a każde innego autora, zatem nie sposób opisać wszystkich, nawet pobieżnie, aby nie zanudzić i nie zniechęcić długością. Przyznam się, że z twórczością adresata hołdu nie miałam zbyt wielkiej styczności, dlatego całą antologię oceniałam raczej z punktu laika. Pod tym względem zostałam mile zaskoczona. Chociaż na początku za każdym razem czekał mnie mały zawrót głowy, ponieważ uniwersa oraz koncepcje zmieniały się jak w kalejdoskopie, to w miarę ich odkrywania rósł apetyt.
Na tych niespełna 400 stronach znajdziemy niemal wszystko. Od pojedynku na szosie, przez mordercze laleczki, bluźniercze, nawiedzone domy czy podróż w czasie na Dziki Zachód. Wszystko w lekkim – “przecież-nie-musi-mieć-racjonalnych-wytłumaczeń” – typowym amerykańskim stylu pisania. Niestety również niektóre z historii zajmują ledwie 3-4 strony, jak np. “Skrzeczy jak ja” czy “Piękno odebrane ci w tym życiu istnieje wiecznie”. Niemniej nie da się nie zauważyć, że oba nadrabiają koncepcją, a więcej w nich zostaje niedopowiedziane oraz pozostawione domysłom i wyobraźni czytelnika.
Najbardziej przypadło mi do gustu opowiadanie Nancy A. Collins – o dziwo, jedyna kobieta pośród autorów zebranych wokół antologii, napisała chyba najbardziej mrożące krew opowiadanie. Ekipa naukowców, z przeróżnymi intencjami, wyrusza do przeklętego, nawiedzonego domu, niegdyś zamieszkiwanego przez Emerica Belasco – libertyna i hedonistę. Wśród nich jest młode medium – 16-letni Ben, który mimo upartego twierdzenia, że nie potrzebuje już opieki mamy, bo przecież jest już dorosły, nie jest w najmniejszym stopniu gotowy na to, co czeka go w domu Belasców. Opowiadanie nawiązuje do powieści “Piekielny Dom” i pewnie nikogo nie zdziwi, że po jego przeczytaniu chętnie sięgnęłabym również po książkę Mathesona. Chociaż powieści Nancy A. Collins również z chęcią bym poznała. Powinnam też napisać, że opowiadanie jest delikatnym erotykiem, ale... ten erotyk wcale nie jest delikatny, a zarówno autorka, jak i tłumacz wyśmienicie operują słowem, przyprawiając czytelnika o rumieńce i wspaniale oddając klimat Piekielnego Domu.
Niestety większości opowiadań trochę czegoś brakuje, może właśnie tła z oryginalnych powieści Mathesona. Cała antologia jest zatem świetną przynętą, aby zapoznać się z powieściami legendy amerykańskiej literatury grozy i jeżeli wydawnictwo SQN zaczęłoby je teraz wydawać... cóż, z wielką chęcią bym je przeczytała. Jestem też pewna, że takie opowiadania jak “Gaz do dechy” znajdzie swoich miłośników, jest trochę bardziej męskie, ale zdecydowanie pełnokrwiste i pełne akcji.
Ponadto ta pozycja jest idealna na wakacje – opowiadania są krótkie, więc nie trzeba się męczyć z całą książką, jeżeli nie przypadnie do gustu. Kieruję tę uwagę głównie do tych, którzy nie mogą przerwać książki i odłożyć nieskończonej, niezależnie od tego jak zła by nie była. Ba! Nawet do pociągu czy samolotu opowiadania będą idealne – nie trzeba przerywać historii, kiedy podróż dobiegnie końca.
Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz