Michel Gondry uznawany jest za wizjonera, który potrafi z najzwyklejszych rzeczy kreować niesamowite artystyczne przeżycie. Stworzył nie tylko wiele muzycznych teledysków, m.in. "Fell in love with a girl" The White Stripes, "Mad world" Gary'ego Julesa czy "Army of me" Björk, ale także nakręcił kilka równie ciekawych filmów. Jednym z nich jest francuska produkcja "Jak we śnie", ujmująca swoją prostotą, emanując magią i czystym surrealizmem.
Historia filmu dotyczy Stéphane, który w wyniku rozwodu rodziców zamieszkał z ojcem w Hiszpanii, a teraz powrócił do paryskiego mieszkania swojej matki. Z powodów ekonomicznych lokal został podzielony na dwa mniejsze – jeden przeznaczony dla Stéphane, a drugi wynajmowany przez młodą dziewczynę Stéphanie. Chłopak powraca do swojego dziecinnego pokoju, który pozostał w nienaruszonym stanie od jego ostatniej wizyty lata temu. Półki pozastawiane są jego zabawkami, plakatami i najróżniejszymi wynalazkami, pobudzającymi jego bogatą wyobraźnię do działania.
Stéphane dosłownie prowadzi w swojej głowie pewien pseudonaukowy program telewizyjny, w którym relacjonuje codzienne wydarzenia ze swego życia, okraszając to naukowymi doświadczeniami. Chcąc nie chcąc, młody mężczyzna zakochuje się w swojej sąsiadce, która jest zaintrygowana jego nieśmiałością, żywą wyobraźnią, lecz nie uznaje go za atrakcyjnego. Perypetie dwójki bohaterów wzbogacone o ich niesamowitą fantazję stają się niezwykle dramatyczne, a zarazem komediowe.
Film Gondry'ego jest po prostu magiczny. Każde, nawet najdrobniejsze, zdarzenie z życia Stéphane i Stéphanie, za sprawą ich wyobraźni, rośnie do rangi wielkich przygód w surrealistycznym świecie. Przedstawiony wątek miłosny mógłby zakrawać o tandetę i kalkę wielu innych, tradycyjnych produkcji o wielkim uczuciu dwójki sąsiadów, jednak tak się nie dzieje. Niesamowite zdarzenia i egzaltacja problemami miłosnymi w "Jak we śnie" wzbudza uśmiech, a czasami pewną konsternację spowodowaną brakiem przyczynowo-skutkowej logiki. Dzięki takiemu podejściu do tematu miłości, reżyserowi udało się uniknąć typowych dla romansu banałów. Przedstawiony wątek jest idealistyczno-surrealistyczny.
Obsadzenie w głównej roli Gaela García Bernala ("Dzienniki motocyklowe", "Złe wychowanie") to strzał w dziesiątkę. Chłopięcy wygląd aktora, jego charyzma i uśmiech w stylu Goofy'ego świetnie wpasowują się w postać infantylnego dwudziestoparolatka, który jest nieco zagubiony w codziennym, twardym, realistycznym świecie, uciekając w odrealniony świat fantazji, gdzie wszystko znajduje się pod jego kontrolą. Podobnie jest z postacią sąsiadki, w którą wcieliła się Charlotte Gainsbourg ("Melancholia", "Nimfomanka"). Brytyjka nie jest oczywistą pięknością i dzięki temu świetnie pasuje do odrealnionego romansu. Odgrywana przez nią kochanka Bernala z zaciekawieniem patrzy na "specyficzność" młodego Hiszpana, powoli dając się wciągnąć w jego magiczny świat. Warto również zwrócić uwagę na osobę Alaina Chabata ("Układ idealny", "Gusta i guściki"), który w filmie stał się kolegą z pracy Bernala, wprowadzając kolejny wątek komediowy. Mimo początkowych oporów i bardziej przedmiotowego podejścia do kobiet, wspiera on swego przyjaciela w dążeniu do szczęśliwego zakończenia tej historii.
Zamknij oczy. Otwórz serce hasło promujące film
Sama obsada z pewnością nie dałaby tego magicznego posmaku, gdyby nie scenografia "Jak we śnie". Brak tu typowo komputerowych animacji i tego typu zabiegów. Gondry skupił się na starych i dobrze sprawdzonych filmowych sztuczkach, jak cofanie taśmy, plandeki z widokami czy kolorowy celofan. Dzięki takim zamierzonym, "chałupniczym" efektom, reżyser jeszcze bardziej uwypuklił dziecinny świat Stéphane, przypominając widzowi, jak za czasów dziecięcych za sprawą fantazji zwykły badyl stawał się potężnym Excaliburem, a ogrodowy szlauch niebezpiecznym pytonem.
Efemeryczny klimat produkcji jest nie do odparcia. Pod koniec filmu czuje się pewien niedosyt i pozostaje chęć, by magiczny proszek rozsypany przez Gondry'ego jeszcze raz zadziałał, choćby na chwilę, zanim twarda rzeczywistość wymierzy policzek, maszynka przenoszenia w czasie stanie się z powrotem niedziałającym aparatem, a wierny wierzchowiec pluszową zabawką. A może właśnie to jest największą zaletą "Jak we śnie", że podobnie jak sny, jest ulotny, trudny do zatrzymania, i – również jak one – wystarczy zamknąć oczy i otworzyć serce, by ponownie ujrzeć jego piękno. Choć nie jest to film niesamowicie głęboki, przekazujący widzowi życiową mądrość, to zdecydowanie należy on do jednych z najmagiczniejszych produkcji, jakie dotychczas widziałem.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz