Najnowszy tom przygód sławnego inkwizytora przynosi kilka zaskoczeń. Nie chodzi jedynie o nowego wydawcę, ale także o fakt, że "Miasto Słowa Bożego" jest reklamowane jako osobna opowieść w znanym uniwersum. Dzięki temu zabiegowi co prawda czerpie z niego garściami, choć nie chce być klasyfikowana jako jakaś konkretna historia umiejscowiona w konkretnym czasie. Cóż, akurat z tym nie do końca się udało, jednak czy wspomnianych zaskoczeń jest faktycznie aż tak wiele? Po odpowiedź musiałem pofatygować się aż za granice Cesarstwa, czyli do słonecznej Italii, gdzie z pewną misją udał się niejaki Mordimer Madderdin.
Oczywiście nie nastąpiło to jednak od razu, bowiem wpierw należało się do misji odpowiednio przygotować. Zleceniodawca zadbał o napitek i towarzystwo, dzięki czemu inkwizytor mógł się wpierw odprężyć, by potem, już całkiem na trzeźwo, poznać cel misji oraz zebrać odpowiednich towarzyszy. Chodziło przecież o obdarzone świętą mocą relikwie, jednak ich odzyskanie wiązało się z zagraniczną misją, gdzie nie sięga powaga oraz wpływy Świętego Officjum. Dla czytelnika jest to niejako sprawa oczywista, jednak Jacek Piekara, chcąc niejako dopasować się do panującego na południu Europy przekonania o braku pośpiechu, serwuje nam długie strony praktycznie zbędnych rozmów o niczym oraz opisu hedonistycznego trybu życia. Leniwy początek może być jednak mylący, bowiem potem jest już dużo ciekawiej, jednak te pierwsze 60 stron sprawia, że "Miasto Słowa Bożego" jawi się jako przegadana i pozbawiona sensu historia, którą da się streścić raptem w kilkunastu zdaniach.
Nic dziwnego, że z ulgą przywitałem Italię, choć Piekara wystrzegał się wyjawienia nazwy będącego celem podróży miasta na wszelkie sposoby. Szybko jednak gasną nadzieje na to, że Mordimer trafia do samego Watykanu, stąd też potyczki z papieskimi wysłannikami nie będą dodatkowym smaczkiem. Mówi się trudno, jednak nie sposób zauważyć, że takie rozwiązanie było niejako autorowi na rękę. Mógł przecież wymyślić pewne zasady czy też postacie doskonale pasujące do rozbitej na wiele miast-państw Italii, jednak poszedł tutaj po najmniejszej linii oporu. Nieoficjalnie sprawujący władzę przeor zakonu jest do bólu poprawny, pomagający mu prefekt bezgranicznie oddany obywatelom, zaś wysłany wraz z nami zbrojny zawsze sobie radzi z przeciwnościami. Do tego dodajmy fakt, że każdy je Mordimerowi z ręki, ten zaś bez przeszkód korzysta tak ze statusu inkwizytora, jak też cudownych zbiegów okoliczności, zsyłanych wizji czy w końcu pomocy pięknej kobiety, która zawsze jest tam, gdzie jest nam najbardziej potrzebna. Można by powiedzieć, że mamy tutaj standard z poprzednich książek Piekary, co wcale nie należy liczyć na plus.
Nieco dziwacznie autor podszedł do kwestii zakończenia. Z jednej strony chciał główny wątek zwieńczyć w bardziej rozbudowanej formie, lecz jednocześnie znów pojawia się moralizatorski ton, gdzie profesor wykłada uczniowi podstawowe fakty przez co zdjął z czytelnika obowiązek rozwiązania całej intrygi. Jednocześnie Piekara pozostawił kilka wątków własnemu losowi lub też uciął je nie tyle odważnie, co niespodziewanie. Wreszcie dostaliśmy też coś na kształt epilogu, co dodatkowo ma podkreślać pewną odrębność recenzowanego tomu.
Ten jest pierwszą przygodą spod szyldu Zysk i S-ka, lecz z całą stanowczością mogę stwierdzić, że zostałem pozytywnie rozczarowany. Spodziewałem się kolejnej przaśnej okładki oraz treści przedzielonej średniej jakości grafikami. Dostałem schludnie ułożony tekst bez zbędnych przeszkadzaczy, jak też zadbano o odpowiednie przypisy na końcu czy też zrezygnowano z nachalnych reklam pozostałych tomów. Może to z uwagi na fakt, że odpowiadała za nie konkurencja? Okładka wreszcie nie męczy, zaś subtelne zdobienia dodają jej tylko urody. Szkoda jedynie, że numeracja stron zawędrowała na sam róg, co wygląda nieco dziwnie, jak też trafiła się jedna dość poważna literówka.
Nie żałuję czasu spędzonego przy "Mieście Słowa Bożego", bowiem od lat Piekara pozostawia nas w oczekiwaniu na faktyczną kontynuację, jak też każdorazowo stara się uczynić z Mordimera inkwizytora odważnego, lecz zarazem podatnego na wiele pokus oraz otoczonego aurą nieśmiertelności. Do tego zawsze znajdą się "wspomagacze", dzięki czemu nie ma mowy o porażce. Nowym czytelnikom te mankamenty nie będą przeszkadzać, jednak dla reszty jest to po prostu momentami zbyt rozciągnięte opowiadanie ani nie służące lepszemu poznaniu świata, ani nie pozwalające mocniej polubić głównego bohatera. To trochę jak włoskie wakacje, które co prawda nas cieszą, jednak zbyt długi urlop po pewnym czasie nudzi i rozbudza tęsknotę za domem.
Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz