Ponoć wszystko w naszych rękach, drodzy gracze.
Chętnie stworzylibyśmy klasycznego cRPG z izometrycznym widokiem, ale nikt nie chciałby go wydać. Nie, to się nie sprzeda. Wybaczcie, ale za dużo tutaj dialogów, zbyt skomplikowana mechanika – za daleko od utartych gustów mainstreamu. To przestarzałe wizje, które zwyczajnie nie pasują do dzisiejszych czasów.
Ile razy słyszeliśmy takie odpowiedzi z ust developerów? Tysiące, choć może nie były one tak dobitne i zostały okraszone wyszukaną kurtuazją. Oczywiście, te słowa zawsze powodowały smutek wśród miłośników komputerowych gier fabularnych i po cichu lamentowaliśmy w kąciku niczym Tusk na widok błyskawicznie spadającego poparcia jego partii, ale w głębi duszy to rozumieliśmy.
Taki jest kapitalizm. Szalone pomysły, skomplikowane koncepty i świeże marki nigdy nie otwierały portfeli inwestorów, a we współczesnej branży elektronicznej rozrywki z samej ambicji się nie wyżyje. Siłą rzeczy twórcy musieli ograniczać swój obraz gry idealnej i kastrować go na potrzeby rynku, gdyż inaczej piękny projekt pozostałby jedynie w sferze marzeń, bo nikt nie zdecydowałby się go wydać. Taka tendencja utrzymuje się już od kilku lat, a nasz gatunek jest wciąż stopniowo spłycany, aby sprzedać te kilka milionów kopii ekstra. Paranoja? Owszem, tym bardziej, że nikt nie narzekał na brak popularność klasycznych tytułów. Wydaje się, że wszystko skupia się wokół strachu przed tworzeniem czegoś nowego oraz rozbudowanego, chorobliwej chciwości i coraz większej żądzy zysku. Trudno nie odnieść wrażenia, że branża w pewnym momencie się pogubiła, przestała dbać o czystość i szlachetne przymioty swojej duszy, a skoncentrowała się na ślepej pogoni za sławą oraz pieniędzmi. Gdzieś znikła inwencja, kreatywność i świeżość – zastąpił je fabryczny taśmociąg.
Ktoś jednak postanowił zaryzykować, skrytykować tę ślepą ścieżkę i zaufać graczom. Tim Schafer niczym Władysław Siciński w specyficzny sposób wykrzyczał swoje „liberum veto” i być może przewrócił całą branże elektronicznej rozrywki do góry nogami.
Otóż, szef studia Double Fine, znany z maczania palców nad takimi kultowymi produkcjami jak „Grim Fandango” czy „Psychonauts”, przedwczoraj ogłosił, że chciałby stworzyć klasyczną grę przygodową opartą o system point'n'click. Problem w tym, że pragnienia to często za mało i lubi je tłumić szara rzeczywistość. Doskonale zdawał on sobie sprawę, że szukanie biznesmenów, którzy chętnie zapłaciliby za finalizacje takiego projektu, najprawdopodobniej skazane było na porażkę. Dlatego postanowił rzucić rękawicę graczom. Chcecie taką grę? Nie ma sprawy, ale pomóżcie nam ją sfinansować – potrzeba bagatela 400 tys. dolarów. Każdy, kto wszedł na profil firmy umieszczony na serwisie Kickstarter, mógł dorzucić swoją cegiełkę – od symbolicznego dolara, poprzez 15$ (co jest równoznaczne z zakupem pełnej wersji gry czy akcesem do testów beta), do 10 tys. zielonych (gdzie oprócz różnorakich dodatków i smaczków, otrzymywało się możliwość zjedzenia lunchu z Schaferem). Studio asekuracyjne dało swoim miłośnikom 35 dni na zebranie niezbędnej kwoty. Efekt? Po dwóch dniach licznik jest bliski przebicia półtora miliona dolarów.
Akcja nie mogłaby się udać, gdyby nie olbrzymie zaufanie do tego wizjonera i praktycznie nieskazitelna renoma jego marki. Ktoś kompletnie anonimowy nigdy nie zebrałby takiej kwoty. Nie zmienia to jednak faktu, że Double Fine nadal jest w szoku, a Schafer wciąż szczypie się w policzek, gdyż w najsłodszych snach nie liczył nawet na tak ogromny odzew.
Wspomniana inicjatywa odbiła się szerokim echem w całej branży i zrzuciła z obrotowych krzesełek wszystkich. Chris Avellone, jeden z ojców „Planescape: Torment” i sagi „Icewind Dale”, otwarcie przyznał, iż opanowała go „kickstarterowa gorączka”, która zmusza do rozmyślań nad przyszłością pewnych pomysłów. Taki model finansowania gier pozwala na czysty zysk dla twórców i otwiera sporo nowych drzwi, także dla klasycznych cRPG.
Dlatego też Chris postanowił kuć żelazo póki gorące i zapytać społeczność fanów gatunku, jakie jest jej najskrytsze marzenie? Jaki projekt byłaby skłonna wesprzeć w taki sposób, gdyby Obsidian zdecydował się na tego typu krok? Komputerowa gra fabularna z widokiem izometrycznym? Kontynuacja kultowej marki? Swoje marzenia można opisywać pod tym adresem, a kto wie – może za kilka miesięcy się ziszczą?
W tym momencie gotów byłbym wpłacić 50-60$ za klasycznego cRPG w stylu „Planescape: Torment” czy „Arcanum” bez mrugnięcia okiem. Niezależnie od świata, bo ufam tym facetom. Obsidian to w końcu solidna marka, gdzie przebywają obecnie ludzie, których figurki znajdują się na każdym ołtarzyku fanatyka komputerowych gier fabularnych. Feargus Urquhart, Chris Avellone, J.E. Sawyer, Timothy Cain czy George Ziets – boję się nawet pomyśleć, jakie dzieło mógłby stworzyć taki zespół, gdyby nie był ograniczony zwyczajowymi sztywnymi ramami.
Z drugiej strony... ech... trzeba byłoby zebrać naprawdę bajońską sumę, bo tworzenie tego typu produkcji jest o wiele droższe niż dłubanie przy klasycznej przygodówce point'n'click. No, ale pomarzyć zawsze można, a i trzymanie kciuków za chłopaków nie zaszkodzi. Jakby co, mają moje pieniądze.
Komentarze
Liczę że ta ostatnia jednak nie...
Mnie zadowoliłby nowy Icewind Dale Aż się łezka w oku kręci ile się w to grało.
Mnie najbardziej spodobałaby się jakaś nowa gra pokroju Planescape Tormenta, albo może sam Planescape Torment 2? Marzenie...
Co do takiego sposobu finansowania gier jest on naprawdę genialny. Hmm... a może dałoby się z tego zrobić jakiś sposób na piractwo? Gracze zrzucaliby się na swoją wymarzoną grę i twórcy jeszcze przed premierą mieli by wszystkie pieniądze na pokrycie kosztów produkcji i może nawet jeszcze trochę by zostało, przez co taka gra mogłaby być sprzedawana później po dużo niższej cenie, niż normalnie (kiedy muszę się zwrócić koszty produkcji, a do tego gra musi przynieść zysk).
Użytkownik SirCaptain dnia sobota, 11 lutego 2012, 15:09 napisał
Słyszałem o czymś takim. Jakieś studio robi grę wyścigową, gracze płacą kasę na nią i dzięki temu mogą grać w niepełne wersje. Jeśli twórcy zarobią, to oddadzą kasę i to z zyskiem. Ci co wpłacą większą ilość kasy, mogą jeździć z twórcami na różne pokazy i imprezy dotyczące gier.
Użytkownik manfret dnia sobota, 11 lutego 2012, 15:25 napisał
SW: The Old Republic rządzi światem. Jest milion razy lepsze od Kotora, w dodatku jest multiplayerem. A to wszystko za jedyne około 50 zł miesięcznie.
Tak mnie wciągnęło, że dni mi się zaczęły zlewać ze sobą zaraz po premierze ;]
Tyle serii można byłoby wskrzesić, tyle nocy zarwać. Gdyby byłoby to bardziej realne, to chyba na tą okoliczność zacząłbym oszczędzać urlop :-).
Ach!
[Dodano po 2 minutach]
Ewentualnie pograłbym w jakiegoś erpega w klimacie steampunk. Tak z czystej ciekawości.
Dodaj komentarz