W 2001 roku wielu fanów narzekało na długość dodatku do "Icewind Dale" pt. "Serce Zimy". Mimo nowych przedmiotów, czarów, rozwoju klas i ciekawej fabuły gracze uważali, że zabawa trwała zbyt krótko. W związku z tym ekipa z Black Isle postanowiła wypuścić kolejne rozszerzenie – tym razem darmowe. Co ciekawe, na świeżą przygodę możemy udać się w trakcie rozgrywki w "Serce Zimy" bądź po zakończeniu kampanii, eksporcie drużyny i ponownym odpaleniu rozszerzenia.
Po instalacji w "Gwiżdżącej Szubienicy" w Samotnej Kniei pojawia się niziołek Hobart Szczeciniastostopy. Gość obiecuje gruszki na wierzbie, jeżeli tylko wybierzemy się z nim w podróż. Gdy zgodzimy się, teleportuje nas z dala od Doliny Lodowego Wichru, na Pustynię Anauroch. Trafiamy do Twierdzy Lorda Maluradka, dawno nieżyjącego władcy tego terenu. Początkowo nie znamy większej ilości szczegółów. Po rozprawieniu się z nowymi potworami na dziedzińcu zagada do nas duch zwany Mistrzem Wabienia. Rzuci nam kilka zagadek, po czym zniknie. Jeżeli chcemy wydostać się z nawiedzonej fortecy, musimy tańczyć, jak nam zagra.
Bardzo ubodło mnie, że fabuła w ogóle nie jest powiązana z "Icewind Dale" albo "Sercem Zimy". "Trials of the Luremaster" stanowi swojego rodzaju bańkę, opowiadającą oddzielną historię – po powrocie do Samotnej Kniei nikt nie będzie sławił naszych czynów. Dodatkowo przeniesienie się z Doliny Lodowego Wichru w dalekie rejony Pustyni Anauroch pozbawiło opowieść klimatu surowej zimy. Można więc powiedzieć, że jest to zupełnie nowa gra, korzystająca z mechaniki "Icewind Dale". W związku z tym na początku trudno było mi zaangażować się w fabułę.
Co więcej, wprowadzenie nowych przedmiotów zupełnie mnie nie obeszło. Po ukończeniu "Serca Zimy" miałem kupę złota, więc element ekonomiczny odpadał. Ponadto miałem świadomość, że rozszerzenie szybko się skończy, więc nie zwracałem już uwagi, czy dany topór daje mi Trak0 +4, czy może +5. Jeżeli ktoś ma zamiar przechodzić całą grę od początku, np. w trybie Serce Furii, to zbieranie złomu ma sens i faktycznie uczyni różnicę w statystykach – mi czasem nawet nie chciało się schylać po żelastwo. Żałuję, że twórcy nie zdecydowali się na wprowadzenie świeżych czarów czy ciekawych przedmiotów, jak np. Jątrzącej Zbroi – rozgrywka wtedy przyniosłaby zdecydowanie więcej frajdy. I jeszcze jedna kwestia – bardzo szybko skończyła mi się amunicja do procy i jedyne, co mogłem kupić, to zwyczajne Pociski, bez żadnych pozytywnych dodatków. Nie muszę mówić, że takimi kamykami nie mogłem uczynić wrogom zbyt wielu szkód.
Na moje pierwsze wrażenie wpłynął też poziom trudności. Stwory, które rzuciły się na mnie na "dzień dobry", może nie padały po przysłowiowym "strzale", ale nie miałem żadnego problemu z ich pokonaniem. Analogicznie przy pierwszej walce w "Sercu Zimy" kilkukrotnie dostałem niemałe wciry. W pewnym momencie trafiłem do lochów, a z cel zaczęły na mnie wyskakiwać potwory, które z łatwością zabijałem już w podstawowej wersji gry. Takie sztuczne przedłużanie fabuły budziło tylko moją irytację, bo musiałem odnawiać swoje buffy, nie mając żadnej satysfakcji z pokonania kreatur. Dopiero gdzieś po przejściu 3/4 dodatku poziom trudności wzrósł i już musiałem się nagłówkować, aby wyjść cało z opresji – super, tylko szkoda, że tak późno. Jak dla mnie fatalnym pomysłem było również wprowadzenie stwora zwanego Kamiennym utrapieńcem. Nazwa oddaje wszystko, chociaż ja bym go przemianował na Kamiennego zasrańca – gość jest wrażliwy jedynie na obrażenia obuchowe, atakuje Magicznymi pociskami i chroni miejsc, które musimy odwiedzić wielokrotnie. Jako strażnik tych lokacji sprawdziłby się doskonale, gdyby nie fakt, że po każdej zmianie obszaru facet odradza się, a za jego pokonanie otrzymujemy marne 1000 punktów doświadczenia! Niezmiernie irytująca sprawa.
Wspomniane zagadki również pozostawiają wiele do życzenia. Polegają głównie na zabraniu jakiejś rzeczy z jednego miejsca i wsadzeniu jej gdzieś indziej albo na zwyczajnym rozwaleniu kolejnego potwora. Zabrakło czegoś bardziej wymyślnego – np. kombinowania z przekładaniem dźwigni czy odpowiednią kolejnością odwiedzenia lokacji. Raz myślałem, że zaciąłem się na zagadce i już się cieszyłem, że tyle czasu schodzi mi na rozwiązaniu, a okazało się, że nie zauważyłem przejścia między skałami na kolejną część planszy…
Dosyć sporo tych żali, niemniej to wciąż stary, dobry "Icewind Dale". Po początkowej irytacji, gdzieś w połowie dodatku, udało mi się wciągnąć w rozgrywkę i dobrnąć do końca. Fajnie, że pojawiło się kilka ksiąg nieco rozszerzających uniwersum. Cóż, dodatek mogę polecić fanom podstawowej wersji gry i pierwszego rozszerzenia. Trudno ominąć darmową dodatkową zawartość, chociaż już trochę trąci myszką. Zdecydowanie bardziej polecam udać się w dalszą podróż do "Icewind Dale 2".
Plusy
- próba odświeżenia gry poprzez zagadki
- pojawienie się pod koniec wymagających przeciwników
- to jednak wciąż "Icewind Dale"
Minusy
- niesatysfakcjonująca, niepowiązana z poprzednimi częściami fabuła
- brak sensu w zbieraniu przedmiotów
- Kamienne zasrańce
- spamowanie łatwymi potworami
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz