Fragment książki

3 minuty czytania

Sięgnął ku cienistym postaciom i dotknął ich myślami. W pierwszym odruchu się cofnęły, umykając ku chmurom, ale wtedy otworzył Czaszki i skierował ich potężną moc w stronę duchów.

Bogowie, sprawcie, aby moja niewiedza nie stała się przyczyną śmierci innych – modlił się w myślach Isak.

Istoty się przybliżyły, chciwie wyciągając palce ku ryczącym strumieniom potęgi. Isak gwałtownie wciągnął powietrze i zadrżał. Ogromna ilość magicznej siły płynęła przez jego ciało, wywołując palący ból. Nagle z przerażeniem poczuł pręgi żaru sięgające jego kończyn. Jak tnące do kości kleszcze, energie obu Czaszek pochwyciły Isaka w potworne szpony i białooki usłyszał w mroku odległy krzyk. Blizna na jego piersi zapiekła żywym ogniem. Zdał sobie sprawę, że Xeliath, gdziekolwiek się znajdowała, czuła ból tego, co właśnie zrobił. Ogarnął go jeszcze większy strach.

Jego wargi spierzchły i pokryły się pęcherzami, które pękły, tryskając krwią na brodę. Dopiero wtedy Isak zrozumiał, że jego krzyk połączył się z wołaniem Xeliath. Gdzieś w głębi jego umysłu zawył Aryn Bwr. Palce Isaka mimowolnie zacisnęły się na rękojeści Eolisa. Ten ruch wystarczył, aby wyrwać go z tego, co się działo. Przypomniał sobie walkę stoczoną w Srebrnonoc, kiedy to ostatni król próbował zawładnąć jego duszą.

Wciągnął potężny haust powietrza i gdy napełnił płuca, poczuł rozsadzającą go energię. Nie było czasu na żadne eleganckie rozwiązania. Za pomocą każdej drobiny siły, jaka drzemała w jego ciele, wydarł grube, pulsujące strugi magii istotom, które zachłystywały się mocą. W myślach zdążył się wycofać z powrotem do swego ciała akurat, gdy poleciał do tyłu na twarde kamienie. W tej samej chwili palący ból rozszalałej magii umknął z niego i ogarnęła go fala ulgi.

Isak gwałtownie otworzył oczy, ale przez moment widział tylko ciemne, zamazane smugi nad słabymi błyskami światła – skutki uderzenia głową w kamień. Płuca piekły go niemiłosiernie. Ze świstem wciągnął powietrze i dziko machając rękami, jakoś zdołał się podnieść do pozycji siedzącej. Z całych sił skupił wzrok i wreszcie dojrzał zamazane sylwetki żołnierzy odskakujących od rowu.

– Na szczyny demonów, w imię samej Śmierci, a cóż to takiego? – zawołał ktoś obok niego. Jego imię – Jachen? – błąkało się gdzieś w głębi umysłu Isaka. Białooki znowu zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Jachen, major Jachen. Świadomość wróciła gwałtowną falą. Isak chwiejnie wstał z ziemi, kaszląc mocno i mrugając, aby usunąć łzy, przez które niewyraźnie widział.

Coraz więcej głosów powtarzało te same słowa i Isaka ogarnęła kolejna fala przerażenia. Zachwiał się niepewnie, ale przytrzymała go czyjaś silna ręka. Podał mu ją zwiadowca, Tiniq, zakrwawiony i poobijany, ale jednocześnie dziwnie pobudzony i zaskakująco silny.

– Coś zrobił, panie? – wypalił. Jego białe zęby błysnęły w ciemności. Zanim Isak zdążył odpowiedzieć, rozległy się krzyki, zagłuszając wołania żołnierzy.

– Miłościwa Śmierci, toż to Płonący Człowiek! – zawołał jakiś struchlały z przerażenia mężczyzna.

Isak i Tiniq zobaczyli powód jego trwogi. W samym środku atakującego motłochu stała postać dwukrotnie wyższa od zwykłych ludzi, otoczona wieńcem płomieni. Wyciągała ramiona na boki, jakby zamierzała pobłogosławić miotających się wokół mieszczan. Isak przypomniał sobie chram, który mijali po drodze. Jeden z fresków przedstawiał twarz Płonącego Człowieka zastygłą w wyrazie potwornej agonii, z płomieniami okalającymi głowę. Teraz, z daleka, widział tylko tańczące języki ognia, który po chwili zaczął się rozprzestrzeniać na stojących wokół.

– Spójrz tam, na tego z mieczem! – zawołał Jachen, wskazując głownią nowego przybysza wśród tłumu. Był równie wysoki jak Płonący Człowiek, ale miał na sobie zbroję, a w ręku trzymał olbrzymi miecz. Jego skóra lśniła wewnętrznym blaskiem, oświetlając surowe rysy wychudłej twarzy i szare, potargane włosy opadające na ramiona.

Isak zamarł. Tego też pamiętał ze ściany jakiejś świątyni. Pewnie w tej, którą mieli za plecami, również przy wejściu znajdował się jego wizerunek.

Jachen dopiero po chwili odzyskał głos. Niemal łkał ze strachu, po kolei nazywając postacie:

– Ten to Żołnierz… O bogowie, jest też Królowa Zniszczenia! Patrzcie, są tu wszyscy… Kat i Wielki Wilk… Przyszli po nas Kosiarze!

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...