Harley Quinn na topie. Dostaje własny film (w pewnym stopniu), serial animowany, a nawet serię komiksową pod szyldem "DC Black Label". W pierwszych dwóch bohaterka próbuje poradzić sobie po zerwaniu z Jokerem, w komiksie jednak widzimy ją jeszcze z czasów, gdy jako ambitna psycholog próbuje nawracać złoczyńców.
Wyjściowy pomysł Stjepana Šejica jest bardzo dobry – geneza Harley Quinn orbituje wokół tematów psychologicznych, wyobcowania bohaterki, wpływu mrocznego Gotham, manipulacji, baśniowych motywów i taniego romansidła. Może to ostatnie budzi wątpliwości, ale początkowo to parcie Harley w stronę Jokera, jak w "Pięknej i Bestii", zapowiada się intrygująco, a ilustracje uwodzą nie gorzej niż Pączuś panią psycholog.
Obyło się bez wywrotek w realizacji, choć można mówić o niespełnieniu czy czasem nieprzekonujących odejściach od znanej wizji. Bo Joker jako przystojny amant o tragicznej przeszłości, który za mroczną stroną mógłby skrywać uczucia, to jednak odważny wizerunek, bliski uczynienia z przeciwnika Batmana jakiegoś upadłego księcia z bajki. To nie jest ten sam Joker, którego znamy – jego czyny i słowa zdają się zbyt przemyślane jak na szaleńca odpowiadającego za chaos w Gotham. Co prawda, jest to Joker w oczach Harley, lecz i tak troszkę to zgrzyta, zaś piękna doktor mimo oporów łatwo ulega czarowi.
Temat kontynuacji pozostaje otwarty, bo i dla Harley gdzieś tam tli się nadzieja, i Trujący Bluszcz jako potencjalna partnerka mogłaby okazać się lekarstwem po toksycznym związku z Jokerem – takim panaceum jest właśnie w serialu animowanym. "Harleen" dobrze więc zapoczątkowuje losy swojej bohaterki, konkretyzuje ją jeszcze przed kontaktem z Jokerem i zapowiada dla niej przyszłość, która jest rozwijana w innym medium, ale może też zostać przedstawiona w kontynuacji serii. Nie sądzę, by ktoś miał coś przeciwko, bo postać Ivy stanowczo zasługuje na rozwinięcie.
Stjepan Šejic nie poprzestaje tylko na perspektywie Harley Quinn, bo są fragmenty o Harveyu Dencie i jego przemianie w Dwie Twarze, co czyni z "Harleen" opowieść o genezie aż dwóch złoczyńców. Na chwilę pojawia się też punkt widzenia Batmana, dzięki czemu Bruce nie jest tylko ikoną walki z przestępczością i zbrodnią. Trochę boli niewykorzystanie motywów baśniowych, bo w tym względzie autor poprzestaje na porównaniach postaci do Harley i Jokera. To nie musiała być tylko wizualna ekstaza na kadrach ze snów i koszmarów protagonistki – to mogło pójść jeszcze w oniryczne meandry. Nie zmienia to tego, że komiks wygląda fenomenalnie, często jak obrazy w galerii sztuki. Dużo tu właśnie sennej metaforyki z pogranicza baśni i romansów, mroku oraz bardzo ładnej gry kolorami (czerwień zapowiadająca tak uczuciowość, jak i niebezpieczeństwo). Stjepan Šejic stawia też na rozmach (rozmowy z Ivy!), mimo dość osobistej historii.
Na pewno pod adresem "Harleen" pojawią się zarzuty, że jak na opowieść dla dojrzałego czytelnika za dużo tu schematów rodem z paranormalnych romansów. Joker jest tym złym chłopcem, którego Harley próbuje nawrócić – z jakim skutkiem, wszyscy wiemy. Ale nie sprowadzałbym całości do tego (dla mnie małego) problemu – koncepcja nadal jest realizowana całkiem dobrze, interesuje swoją odmiennością, a na polu wizualnym wprawia w zachwyt.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz