Jeden szogun od dawna już nie żyje, drugiemu nie udało się przejąć władzy, a jednak wszystko wskazuje na to, że rewolucjoniści nie mają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Wojna w Shimie, zamiast zmierzać ku końcowi, jest w pełni rozkwitu, a co najgorsze – momentami trudno powiedzieć, kto jest sojusznikiem, a kto wrogiem. Jakby walka przeciwko Gildii nie była wystarczającym problemem, do "zabawy" dołącza armia gaijinów, którzy serdecznie dość mają ucisku i terroru ze strony Shimy. A i sami rebelianci znacząco różnią się między sobą poglądami. A jakby tego było mało...
Jay Kristoff pasjami pogrywa sobie z czytelnikiem – uwielbia nagłe zwroty akcji, które zaskakują odbiorcę. Sojusznicy zdradzają, wrogowie nieoczekiwanie podejmują współpracę i człowiek w którymś momencie łapie się na tym, że podejrzliwie patrzy na wszystkich bohaterów i żaden nie wydaje mu się godzien zaufania. Opowieść nie jest przy tym całkowicie nieprzewidywalna, w tekście nie brakuje bowiem rzucanych jakby mimochodem wskazówek, które bądź to nakierowują na właściwy trop, bądź też, wspomniane po czasie, każą pomyśleć: "No tak, przecież to było do przewidzenia".