Prolog
Mężczyzna, który wtoczył się przez drzwi szpitala, był cały zalany krwią. Spływała mu po twarzy i ubraniu, sączyła się spomiędzy przyciśniętych do czoła palców. Kiedy zobaczyli go ludzie w sali przyjęć, wszyscy umilkli, ale po chwili gwar i zamieszanie powróciły. Przecież ktoś się nim zajmie.
Wygląda na to, że ten ktoś to ja, pomyślała kapłanka Ellareen, gdy spojrzała na innych pracujących. Wszyscy kapłani i uzdrowiciele byli zajęci, choć tkacz Fareeh zaczął szybciej bandażować ramię pacjenta.
Kiedy nowo przybyły zobaczył, że Ellareen nadchodzi, wydawało się, że poczuł ulgę.
– Witaj w szpitalu – powiedziała. – Jak się nazywasz?
– Mal Toolmaker.
– Co ci się stało?
– Napadli na mnie.
– Pozwól, że to obejrzę.
Niechętnie pozwolił jej, by odsunęła mu dłoń z czoła. Z rozcięcia sięgającego do kości polało się więcej krwi. Znów przycisnęła mu dłoń do rany.
– Trzeba to zszyć.
Zerknął na najbliższego tkacza snów.
– Ty to zrobisz?
Stłumiła westchnienie i skinęła na niego.
– Tak. Chodź ze mną.
Nie było rzeczą niesłychaną, by pacjent w szpitalu żądał cyrkliańskiego uzdrowiciela, ale było to nietypowe. Większość po przyjściu skłonna była przyjąć każdą pomoc. Ci, którzy nie lubili tkaczy lub im nie ufali, chodzili gdzie indziej.
Tkacze snów chętnie pracowali z cyrkliańskimi kapłanami i odwrotnie. Wiedzieli, że leczą wielu ludzi, którzy wcześniej nie mogli liczyć na żadną pomoc. Ale stulecie przesądów wobec tkaczy nie dało się wymazać w ciągu kilku miesięcy. Ella zresztą tego nie oczekiwała. Ani nawet nie chciała. Tkacze snów nie oddawali czci bogom, a zatem ich dusze umierały wraz z ciałami. Żywiła wielki szacunek dla nich jako uzdrowicieli – nikt, kto pracował u ich boku, nie mógłby powiedzieć, że nie imponuje mu ich wiedza i talent. Jednak ich pełen nieufności i lekceważący stosunek do bogów często ją irytował.
Ale nie akceptuję też ślepej nietolerancji. Skłonność niektórych ludzi, by wobec tych, którzy się różnią, odczuwać lęk i niechęć, aż do granic irracjonalnej nienawiści, niepokoiła ją bardziej niż typowa przemoc i zwykła nędza, które sprowadzały do szpitala większość pacjentów. Ostatnio pracujących tutaj zaczęła nękać nowa grupa, zwąca siebie „prawdziwymi cyrklianami”. Ich arogancka wiara, że ich cześć dla bogów jest więcej warta niż jej, irytowała ją nawet bardziej niż obojętność tkaczy. Jedyna kwestia, w której się z nimi zgadzała, to stosunek do pentadrian. Jednak w przeciwieństwie do tych ostatnich tkacze snów nigdy nie twierdzili, że wyznają bogów, którzy nie istnieją. Nie wykorzystywali takiej bajki, by mieszkańców całego kontynentu przekonać, że cyrklianie są poganami i zasługują na wymordowanie.
Przynajmniej ten człowiek nie jest zbyt dumny, aby szukać naszej pomocy, myślała, prowadząc go korytarzem do wolnego pokoju. Wskazała mu ławę, podeszła z misą do koryta, przez które cały czas przepływała woda, i ogrzała ją magicznie. Wzięła z kosza ściereczkę, nalała na nią kilka kropli oczyszczającego olejku i przemyła mężczyźnie twarz. A potem zaczęła zszywać rozcięcie.
Młody kapłan Naen stanął w drzwiach, kiedy już niemal kończyła.
– Twoja matka przybyła, kapłanko Ello.
Zmarszczyła brwi.
– Powiedz, że zobaczę się z nią, gdy tylko skończę z tym pacjentem.
Yranno, spraw, by czekała cierpliwie, aż będę gotowa, i żeby nie dostała ataku tego swojego złego humoru.
:Naen dopilnuje, żeby ci nie przeszkadzała, Ellareen
Ella wyprostowała się i rozejrzała. Nie zobaczyła nawet śladu kobiety, która się przed chwilą odezwała. Czyżbym słyszała głosy, jak ten zwariowany staruszek, który cały czas tu przychodzi?
:Nie, nie jesteś szalona. Jesteś zdrowa na umyśle jak większość śmiertelników. Nawet bardziej. Nawet jeśli cały czas ze mną rozmawiasz
:Rozmawiam… Z tobą… Yranno?
:No… Jesteś bogiem. Boginią. Dlaczego miałabyś ze mną rozmawiać?
Dreszcz podniecenia i lęku przebiegł Elli po karku. Równocześnie usłyszała, jak jeden z kapłanów podnosi głos w sali przyjęć.
– Tłum blokuje ulicę na zewnątrz. Nie pozwolą nam opuścić szpitala. Nie, nie możemy… Najlepiej to przeczekać.
To chyba nie znowu ci „prawdziwi cyrklianie”, pomyślała, zawiązując ostatni szew.
:Tak, to oni. Otoczyli szpital
Ella westchnęła, a potem nagle zrozumiała.
:Ale… Ta blokada musi być inna niż wcześniejsze, inaczej nie prosiłabyś mnie, żebym wykonała dla ciebie zadanie.
:Chcę, żebyś unieruchomiła tego człowieka, którego właśnie opatrujesz. Użyj magii, leków, czegokolwiek, co zadziała.
Ella zamarła, spoglądając na siedzącego przed nią mężczyznę. Patrzył na nią, a źrenice miał rozszerzone. Nie tylko z powodu bólu jest taki zdenerwowany, uświadomiła sobie. To raczej strach.
W gardle jej zaschło, a serce zabiło szybciej. Być może jest bardziej Obdarzony od niej. A z pewnością jest silniejszy. Jeśli coś źle pójdzie…
Nie myśl o tym, powiedziała sobie. Kiedy bogowie proszą, aby coś zrobić, mogę się tylko jak najlepiej starać, aby wykonać ich polecenie.
Siła jej magii pchnęła go na ścianę i wycisnęła powietrze z płuc. Potem Ella znów pchnęła go na ławę i przytrzymała w nadziei, że jest zbyt zajęty walką o oddech, by użyć Darów, jakie być może posiada.
Ale szybko się pozbiera. Yranna sugerowała leki…
Ella chwyciła butelkę sennego waporu, wylała trochę na ściereczkę i przytrzymała mu przed nosem, aż oczy mężczyzny się zaszkliły. To go uciszy na kilka minut, ale co potem? Ta blokada może trwać parę godzin.
Potrzebuję środka nasennego.
Rozejrzała się po pokoju i znalazła prawie pusty słój proszku usypiałki. Wymieszała napój z tych resztek i ostrożnie wlała mu do gardła. To niemal go obudziło. Zakaszlał, a potem połknął miksturę i znowu stracił świadomość.
Cofnęła się, aby ocenić swoje dzieło, i uświadomiła sobie, że nie wie, na jak długo wystarczy ta niewielka dawka leku. Pół kubka wywoływało całonocny sen. Doza, którą mu zaaplikowała, może wystarczyć na godzinę, o ile będzie miała szczęście. Mogłaby poszukać więcej usypiałki, ale substancja ta była niebezpieczna i trudna do aplikowania nieprzytomnemu pacjentowi. Może przedostać się do płuc… Znowu przyjrzała się mężczyźnie.
Yranna kazała mi cię unieruchomić, pomyślała, a nie zabić. Co takiego planowałeś, Malu Toolmakerze?
Pod wpływem impulsu chwyciła kilka pasów bandaża, związała mu ręce i nogi i zakneblowała usta. Aby go ukryć, chwyciła koc i nakryła pacjenta, zostawiając odsłonięty tylko czubek głowy.
To mu jednak nie przeszkodzi, aby zwrócić na siebie uwagę, gdy już się obudzi. Inni będą chcieli wiedzieć, dlaczego to zrobiła. I co im wtedy powiem?
Nie była pewna, czy uwierzą, jeśli im powie, że to bogini kazała unieruchomić mężczyznę. W końcu może i tak, ale pewnie go uwolnią i będzie mógł zrobić to, co sobie zaplanował.
Miał ranę na czole, więc wiarygodne będzie wyjaśnienie, że cierpiał na zawroty głowy i ataki dezorientacji. Jednak środki nasenne nie były wtedy typową metodą leczenia. Musi znaleźć inny sposób, by to wytłumaczyć.
– Ella! – zawołał z korytarza znajomy głos.
Odwróciła się – to jej matka musiała się wymknąć Naenowi. Ella szybko wyszła z pokoju, zanim starsza kobieta odkryła ją ze skrępowanym i zakneblowanym pacjentem.
W korytarzu ta szczupła, siwiejąca kobieta ubrana w czysty, dobrze skrojony taul z drogiego materiału z dezaprobatą zmarszczyła brwi.
– Nareszcie, Ello. Muszę z tobą chwilę porozmawiać.
– Pod warunkiem że będzie to chwila – odparła, starając się mówić rzeczowo. – Wracajmy do sali przyjęć.
– Nie możesz tu dłużej pracować – powiedziała matka cichym głosem, podążając za kapłanką. – To zbyt niebezpieczne. I tak fatalnie się czuję, wiedząc, że wciąż jesteś pod wpływem tych pogan, a teraz doszło coś jeszcze gorszego. Po całym mieście krążą plotki. Jestem zdziwiona, że nie miałaś dość rozsądku, aby się wynieść…
– Mamo – przerwała Ella. – O czym ty mówisz?
– Mirar wrócił – odparła jej matka. – Może nie słyszałaś?
– Najwyraźniej nie.
– Był, to znaczy jest przywódcą tkaczy snów. No wiesz, Dziki. Mówili, że zginął sto lat temu, ale przeżył. Ukrywał się, a teraz wrócił.
– Kto tak mówi? – spytała Ella, unikając nazbyt sceptycznego tonu.
– Wszyscy mówią i nie patrz tak na mnie. Wielu ludzi go widziało. A Biali nie zaprzeczają.
– A mieli szansę?
– Oczywiście, że mieli. A teraz posłuchaj. Nie możesz tu dłużej pracować. Musisz z tym skończyć!
– Z powodu jakiejś plotki nie opuszczę ludzi, którzy mnie potrzebują.
– To nie jest plotka! – wykrzyknęła matka, zapominając już, że sama tak określiła pogłoski o powrocie Mirara. – To prawda! A jeśli on tu przyjdzie? Pomyśl, co może ci zrobić! Nawet go nie rozpoznasz. Może już teraz tu pracuje w przebraniu! Może cię uwieść!
Ella nie bez wysiłku zdołała ukryć uśmiech. Uwieść, rzeczywiście!
– Tkacze snów mnie nie interesują, mamo.
Ale kobieta nie słuchała. Kiedy możliwe zagrożenia stawały się coraz bardziej wymyślne, Ella pokierowała matkę w stronę ławki w sali przyjęć.
– A teraz zobacz, co się stało – rzekła nagle matka, siadając. – Z powodu jego powrotu jesteśmy tu uwięzieni. Czy nie macie żadnego tylnego wyjścia? Czy nie możemy…
– Nie. Kiedy dzieje się coś takiego, przy tylnym wyjściu zawsze czekają jacyś rozrabiacze.
– Gdybyś była wysoką kapłanką, toby się nie ośmielili.
Ella zdusiła westchnienie. Powiedz mi, Yranno, czy wszystkie matki są takie same? Czy nigdy nie są zadowolone ze swoich dzieci? Gdyby udało mi się zostać wysoką kapłanką, czy uznałaby, że powinnam być Białą? A gdybym jakimś cudem została Białą, czy zaczęłaby mnie męczyć, abym została boginią?
Udzieliła matce zwykłej odpowiedzi.
– Gdybym została wysoką kapłanką, nie miałabym czasu, aby się z wami spotykać.
Matka wzruszyła ramionami i odwróciła się.
– I tak prawie cię nie widujemy.
Ledwie co drugi, najwyżej co trzeci dzień, pomyślała Ella. Ależ jestem niedbała. Jakże nieszczęśliwi są moi rodzice. Jeśli kiedyś stanę się do niej podobna, proszę, Yranno, niech ktoś mnie zabije.
– Czy słyszałaś, kto ma zastąpić Aurayę? – spytała matka.
– Nie.
– Na pewno już coś wiadomo.
W jaki sposób potrafiła sprawić, by nawet to proste stwierdzenie brzmiało jak zarzut?
– Jak już wielokrotnie wskazywałaś, jestem tylko nisko postawioną kapłanką, niegodną zauważenia czy szacunku, czy nawet wiedzy o najgłębszych sekretach cyrklian – odparła oschle Ella, oczekując skarcenia za ten sarkazm.
Lecz matka nie słuchała.
– To pewnie będzie jeden z wysokich kapłanów – powiedziała głównie do siebie. – Potrzebujemy kogoś silnego, a nie jakiejś frywolnej młodej dziewczyny, która dziwnie lubi pogan. Bogowie mieli rację, że wykopali tę młodą Aurayę spośród Białych.
– Nie wykopali. Zrezygnowała, żeby pomóc Siyee.
– Nie to słyszałam. – Oczy matki błyszczały radością i dumą z plotek, które zdążyła poznać. – Słyszałam, że odmówiła wykonania polecenia bogów, więc odebrali jej całą moc.
Ella zgrzytnęła zębami.
– Wiesz, ja rozmawiam z Yranną przez cały czas i nic mi o tym nie wspominała. A poza tym dobry uzdrowiciel nie poświęca godzin pracy na plotki.
Matka zmrużyła oczy i uniosła lekko brodę. Zanim jednak zdążyła się odezwać, Ella usłyszała, że ktoś ją woła. Obejrzała się i poczuła ucisk w żołądku, widząc, że kapłani Naen i Kleven idą w jej stronę ze zmarszczonymi czołami.
– Gdzie się podział ten człowiek z rozciętą głową, Ello? – zapytał Kleven.
– On… Rozzłościł się, kiedy usłyszał, że jesteśmy tu uwięzieni.
– Więc go uśpiłaś?
Zostawiła matkę na ławce, wstała i podeszła do Klevena, zniżając głos.
– Tak. Był bardzo… rozzłoszczony. Użyłam waporu sennego, a kiedy nie zdradzał żadnych niepożądanych efektów, dałam mu małą dawkę usypiałki.
– Usypiałki? Ten człowiek został uderzony w głowę! – zdumiał się Kleven i ruszył korytarzem.
Elli na moment zamarło serce, ale zaraz pobiegła za nim.
– Każdy, kto doznał urazu głowy i zdradza dziwne zachowanie, powinien być uważnie obserwowany – mówił Kleven, wchodząc do pokoju. Zsunął koc z głowy Mala Toolmakera i odsłonił knebel. – A to co takiego? – spytał.
Ściągnął cały koc i wykrzyknął ze zdziwienia, gdy ujrzał bandaże krępujące stopy i ręce mężczyzny.
– Zaatakował mnie – wyjaśniła.
Spojrzał na nią ostro.
– Dobrze się czujesz?
– Tak. Nawet mnie nie dotknął.
– Powinnaś mi o tym powiedzieć.
– Miałam taki zamiar, ale matka mnie zatrzymała.
Kiwnął głową i wrócił do nieprzytomnego mężczyzny. Dreszcz przeszedł po jej plecach, gdy zaczął rozwiązywać bandaże.
– Czy to rozsądne? – spytała z wahaniem.
– Naen będzie go pilnował. Ile mu dałaś usypiałki?
– Niewiele. Najwyżej małą łyżeczkę.
Powieki mężczyzny poruszyły się w reakcji na dotknięcie Klevena. Nie obudził się jeszcze, ale wkrótce miało to nastąpić.
– Zostaw go – usłyszała własny głos. – Nie możemy pozwolić, żeby się obudził. Musimy ponownie go uśpić.
Kleven spojrzał na nią zdziwiony.
– Dlaczego?
– To niesamowite, ale naprawdę się zdarzyło. Zostałam przed nim ostrzeżona i polecono mi go unieruchomić… – Skrzywiła się. – Wiem, że trudno ci będzie uwierzyć, ale to była Yranna.
Kleven uniósł brwi.
– Bogini?
– Tak. Odezwała się do mnie w moich myślach. I nie, normalnie nie słyszę głosów w głowie.
Kapłan przyglądał się jej zamyślony. Dostrzegła powątpiewanie w jego oczach, lecz nie mogła ocenić, czy waha się, czy jej uwierzyć, czy raczej zaryzykować działanie wbrew boskim rozkazom.
– Skąd mam wiedzieć, że tego nie wymyśliłaś?
– Nie potrafię tego udowodnić, jeśli o to ci chodzi. Ale przypomnij sobie: nigdy nie zachowałam się nierozsądnie i nie zdradzałam oznak szaleństwa.
– Rzeczywiście – zgodził się Kleven. – Ale to nie ma sensu, że Yranna przemówiła właśnie do ciebie, a nie do kogoś z pozostałych. Jeśli ten mężczyzna jest zagrożeniem dla szpitala, wszyscy powinniśmy o tym wiedzieć.
– Też mnie to zdziwiło – przyznała. – Może niebezpieczeństwo już minęło, ale wolałabym nie ryzykować. A ty?
Kleven przyjrzał się z powątpiewaniem śpiącemu mężczyźnie.
– Czy mogę w czymś pomóc?
Obejrzeli się. W drzwiach stał tkacz Fareeh. Ella jęknęła bezgłośnie. Kleven nie rozwiązał jeszcze wszystkich bandaży, a tkacz uniósł brwi, gdy je zauważył.
– Kłopotliwy pacjent?
Kleven zerknął na Ellę.
– Nie tylko w zwykłym sensie.
Tkacz snów popatrzył na śpiącego, potem na nich i kiwnął głową. Skierował się do wyjścia. Kleven westchnął.
– Ella twierdzi, że Yranna poleciła jej unieruchomić tego człowieka.
Odwróciła się ze zdumieniem.
– Ach – odparł krótko Fareeh.
Dlaczego Kleven mu to powiedział? I nagle zrozumiała. Gdyby tego nie zrobił, Fareeh wiedziałby, że coś przed nim ukrywają, a to mogłoby zmienić ich stosunki. Pokręciła głową. Tak łatwo można zakłócić równowagę zaufania i podejrzliwości między naszymi ludami…
– Wierzysz jej? – spytał Kleven.
Tkacz znów wzruszył ramionami.
– Nie wierzę w to, czego nie mogę potwierdzić własnymi zmysłami, więc wiara nie ma tu nic do rzeczy. Albo się myli, albo ma rację. Jedno i drugie budzi niepokój. Proponuję, żeby przenieść pacjenta i kapłankę do sali przyjęć, gdzie wszyscy będziemy mogli obserwować i reagować, gdyby wyniknęły z tego jakieś kłopoty.
Starszy kapłan skinął głową.
– Dobra rada.
Ella patrzyła niespokojnie, jak za pomocą magii Kleven unosi nieprzytomnego człowieka i przenosi go do sali. Pacjenci i uzdrowiciele, znudzeni i szukający czegokolwiek, co zajęłoby ich uwagę, z ciekawością obserwowali, jak obcy zostaje ułożony na ławie. Jednak czas mijał, a mężczyzna tylko spał, więc szybko stracili zainteresowanie.
Obserwując obcego, Ella zastanawiała się, co takiego planował. Czy chciałeś nas zaatakować? Miałeś zamiar wymknąć się z pokoju, gdy będziemy zajęci, i wpuścić swoich ludzi tylnym wejściem? Za każdym razem kiedy się poruszał, serce Elli biło szybciej.
Kiedy w końcu otworzył oczy, wstała, przygotowana do obrony przed każdym magicznym atakiem.
– Usiądź, kapłanko Ello – powiedział Kleven spokojnie, lecz stanowczo.
Posłuchała go. Obcy uniósł się na łokciach i rozejrzał sennie. Zauważył Ellę i drgnął.
– Co się stało? – spytał. – Napadła na mnie.
– Spokojnie, nic ci nie grozi – zapewnił go łagodnie Kleven. – Postaraj się wszystko sobie przypomnieć.
Wzrok mężczyzny przebiegł po sali.
– Wciąż tu jestem. Dla… Jestem więźniem?
– Nie.
Zaczął wstawać z wysiłkiem. Kleven podszedł i go przytrzymał.
– Puść mnie.
– Wszystko w swoim czasie. Dostałeś niewielką dawkę środka nasennego. Zaczekaj, aż przestanie działać.
– Nasennego… Dlaczego mnie uśpiliście?
– Jedno z nas uważało, że planujesz nas skrzywdzić. Czy to prawda?
Grymas, jaki przemknął po twarzy mężczyzny, wzbudził u Elli dreszcz. Poczucie winy, uznała. Coś planował.
– Nie. Przyszedłem tylko…
Uniósł dłoń i dotknął czoła. Skrzywił się, gdy palce trafiły na szwy. Odetchnął głęboko, uniósł się i wstał. Kołysał się przez chwilę, a potem zrobił kilka kroków. Działanie leku szybko mijało i nikt nie próbował go zatrzymać, gdy z coraz większą pewnością przeszedł do ściany i z powrotem.
– Czuję się dobrze. Czy mogę już iść?
Kleven wzruszył ramionami i skinął głową.
– Nie widzę powodu, aby cię tu zatrzymywać… Tyle że na zewnątrz czeka niechętny tłum. Jeśli spróbujesz odejść, w najlepszym razie zarobisz jeszcze jedną ranę.
Mężczyzna spojrzał znacząco na Ellę.
– Zaryzykuję.
Kapłan wzruszył ramionami.
– Nie zatrzymamy cię. Możemy tylko ostrzegać. Zaraz otworzę drzwi.
Nikt się nie poruszył, kiedy mężczyzna szedł do wyjścia. Ella zmarszczyła czoło. Powinna się cieszyć, że obcy odchodzi, że jego plan się nie powiódł. Coś ją jednak dręczyło. Dlaczego Yranna miała mu pozwolić odejść, jeśli zagrażał szpitalowi? Przecież powiedziała…
I nagle zrozumiała, o co chodzi.
– Stój – krzyknęła, podrywając się z miejsca.
Mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi.
– Ello – zaczął Kleven.
Mężczyzna wyciągał już rękę do drzwi, gdy Ella ściągnęła magię i wysłała barierę, by go zatrzymać. Nacisnął na niewidoczną tarczę i odwrócił się, patrząc gniewnie.
– Ello – warknął Kleven. – Puść go!
– Nie – odpowiedziała spokojnie. – Yranna kazała mi go unieruchomić. Nie powiedziała dlaczego. Może miałam nie dopuścić, aby nam zaszkodził, a może nie pozwolić mu odejść.
Mężczyzna cofnął się od drzwi i odwrócił do niej. Twarz miał wykrzywioną gniewem.
Poczuła, jak Kleven chwyta ją za ramię.
– Ello, nie możemy…
Jego głos ucichł i usłyszała, jak nabiera tchu. Od strony drzwi dobiegło pukanie. Kleven puścił ją.
– Opuść barierę, Ello – mruknął. – Przybył Rian z Białych.
Spełniła jego polecenie. Drzwi otworzyły się szeroko i przez próg przestąpił mężczyzna w cyrkli bez zdobień.
Rudowłosy Rian spojrzał na obcego mądrymi oczami.
– Długo musieliśmy cię ścigać, Lemarnie Shipmakerze.
Obcy cofnął się i pobladł. Do szpitala wkroczyła wysoka kapłanka. Rian kiwnął głową, a ona skinęła na mężczyznę. Minął ją sztywno i przeszedł do drzwi, najwidoczniej popychany niewidzialną siłą.
Rian odwrócił się do obecnych.
– Napastnicy rozsądnie poszukali sobie innego miejsca pobytu. Możecie wychodzić bezpiecznie. Możecie też zostać, by kontynuować swoją pracę i leczenie. Wedle woli.
Wokół rozległo się kilka westchnień ulgi. Kleven wystąpił naprzód i oburącz wykonał formalny znak kręgu.
– Dziękujemy ci, Rianie z Białych.
Rian skinął głową, a potem spojrzał na Ellę.
– Dobra robota, kapłanko Ellareen. Szukaliśmy tego człowieka od miesięcy. Bogom spodobała się twoja lojalność i posłuszeństwo. Nie byłbym zdziwiony, gdyby w porę zaproponowano ci stanowisko wysokiej kapłanki.
Wpatrywała się w niego zdumiona. Odwrócił się, najwidoczniej nie czekając na odpowiedź, i wyszedł.
Stanowisko wysokiej kapłanki? Przecież chyba nie sugeruje… Nie, na pewno nie.
Ale Ceremonia Wyboru następnego z Białych jest już za miesiąc. Jaki może być inny powód awansu na wysoką kapłankę, żeby był w porę?
Muszę zaczekać i sama się przekonam.
Lekko oszołomiona wróciła do pracy.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz