W marcu 2014 roku, parę miesięcy po premierze Playstation 4, ukazała się pierwsza gra studia Sucker Punch na nową generację konsol. Infamous Second Son była solidną kontynuacją serii lubianej przez graczy. Podobnie było z jej mini-kontynuacją Infamous First Light, która ukazała się parę miesięcy później. Następnie… cisza. Żadnych wieści o nowych grach, doniesienia o zwolnieniach i skasowanych projektach. Czarne chmury wisiały nad studiem aż do drugiej połowy 2017 roku, gdy zapowiedziano ich nową produkcję, zatytułowaną "Ghost of Tsushima". Na premierę musieliśmy czekać kolejnych parę lat. Oj, warto było poczekać.
Zacznę od tego, że "Ghost of Tsushima" jest niezwykle piękną i stylową grą. Twórcy odwalili tu kawał dobrej roboty. Tytułowa Cuszima (wyspa w połowie drogi między Półwyspem Koreańskim a Kiusiu) jest różnorodna, kolorowa i klimatyczna. Znajdziemy tu po trochu wszystkiego, co typowo "japońskie" – lasy pełne czerwonych klonów, skaliste wybrzeża, malownicze góry, bambusowe lasy i gorące źródła. Krajobraz urozmaicają wielopoziomowe pagody, skromne cmentarze, malutkie kapliczki poświęcone lokalnym bóstwom, wioski, gospodarstwa i piękny zamek w stylu japońskim. Rzuca się w oczy, że wiele budynków jest tworzonych od kalki, ale kompletnie to nie przeszkadza w odbiorze całości. Oświetlenie i efekty pogodowe również są fenomenalne – mgła, deszcz, smugi światła między wysokimi pędami bambusów czy rozległe łąki powiewające na wietrze. Praktycznie ciągle jest na czym zawiesić oko, to niezwykle malownicza gra, wystarczy spojrzeć na screenshoty dołączone do tego tekstu. Twórcy pewnie byli tego w pełni świadomi, bo oddali w ręce graczy niezwykle rozbudowany tryb fotograficzny pozwalający do woli dopasowywać daną scenę do naszego widzimisię. Chcesz dodać spadające powoli czerwone liście klonu? Proszę bardzo. Stada latających ptaszków? Śmiało! Zmienić porę dnia, pogodę i dodać mgły? Szalej do woli! I to wszystko jest dostępne natychmiast, przez jedno kliknięcie w przycisk na d-padzie, w dowolnym momencie rozgrywki, nawet w środku walki! Możemy również zagrać w "Ghost of Tsushima" w tzw. trybie Kurosawy, który zmienia oprawę na czarno-białą oraz dodaje kilka efektów audiowizualnych tak, aby gra przypominała filmy od legendy japońskiej kinematografii. Tryb ten wypada naprawdę nieźle, chociaż wypranie tej przepięknej wyspy z kolorów troszkę niweluje wysiłki artystów.
Skoro już mowa o czerpaniu inspiracji od Kurosawy, przyjrzyjmy się fabule. Skupia się ona na samurajach i ich dylematach między trzymaniem się honorowej tradycji a stosowaniem niestandardowych metod wobec kompletnie nowego wroga. Akcja gry toczy się w XIII wieku podczas pierwszej mongolskiej inwazji na wyspy japońskie. Wcielamy się w skórę Jina Sakaia – jednego z samurajów rządzących Cuszimą. Dołączamy do niego na początku pierwszej bitwy z Mongołami, która kończy się sromotną klęską Japończyków. Jin zostaje uratowany od śmierci przez złodziejkę Yunę i razem udaje im się wymknąć z kotła. Naszym celem staje się wyzwolenie Cuszimy z rąk okupanta oraz niedopuszczenie do najazdu na resztę Japonii. Aby tego dokonać, będziemy musieli zabić Khotun Khana – fikcyjnego przywódcę mongolskiej armii, oraz odbić z jego rąk naszego wuja – Lorda Shimurę. Pomoże nam w tym grono towarzyszy reprezentujących wszystkie warstwy japońskiego feudalnego społeczeństwa. Każdy z nich ma swój indywidualny wątek fabularny sprowadzający się do ciągu misji pobocznych, w trakcie których stopniowo poznajemy historię i charakter danej postaci. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, jest dość zrównoważona ilość śmiechu, powagi i tragedii. Mnie osobiście najbardziej zapadł w pamięć dość zabawny wątek kupca Kenjiego oraz bardziej poważna opowieść o mistrzu Ishikawie, a także słodko-gorzka historia staruszki Yuriko. Ogółem zarówno wątek główny jak i poboczne są całkiem solidne. W fabułę zostały również wplecione retrospekcje przybliżające nam przeszłość Jina. Jest on dość stoickim bohaterem, opanowanym klasycznym samurajem, bardzo przeżywającym pierwsze gardło, które podrzyna w niehonorowy sposób. Potem już robi to dość rutynowo… lub nie, to zależy od nas.
Umiejętności Jina dzielą się z grubsza na dwie kategorie – samurajskie oraz "ducha" (czyt. ninja). Możemy je rozwijać, łączyć i mieszać wedle uznania, gra nas w tym nie ogranicza. System walki jest bardzo przyjemny, bohater z czasem ma do dyspozycji cztery style siekania kataną, różniące się skutecznością w eliminowaniu poszczególnych typów wrogów. Każdy styl posiada ataki szybkie, ciężkie i specjalne. W trakcie potyczek możemy w dowolnym momencie zmienić styl, a poznajemy je poprzez zabijanie mongolskich dowódców lub podglądanie ich treningów w obozach. Do tego możemy stosować mieszankę uników, parowania i kontrataków. Początki gry są jednak trochę mozolne do czasu, aż zdobędziemy styl zorientowany na zabijanie pikinierów. I mankamentem jest brak możliwości skupienia ataków na jednym celu, przez co zbyt często siekamy powietrze. Mamy również do dyspozycji łuk, pozwalający przerzedzić szeregi wroga z dystansu. Do tego dochodzą wszystkie narzędzia "ducha", czyli bomby czarnoprochowe, noże do rzucania, bomby dymne, trucizny itp. Nie ma tu rzeczy zbędnych – to, czego używamy, zależy od naszego stylu gry. Możemy przechodzić przez obozy wroga niczym duch, skacząc po dachach, podrzynając gardła i ładując wrogom strzały w plecy. Z drugiej strony można po prostu podejść na chojraka pod bramę wroga i wyzwać wszystkich na pojedynek. Albo dowolnie mieszać te elementy, gra daje nam w tym wolną rękę. Wygrane starcia i wykonane zadania zwiększają naszą legendę i dają nam punkty rozwoju postaci. Do tego dochodzi możliwość ulepszania i modyfikacji naszego ekwipunku – kilku rodzajów zbroi, miecza i łuku. Ogółem mechanika rozgrywki jest dość rozbudowana, animacje walki mieczem są śliczne, a nabijanie Mongołów na katanę w ogóle mi się nie znudziło.
Eksploracja jest kolejnym ważnym elementem gry. Świat jest otwarty i podzielony na trzy części, które stopniowo odblokowujemy w toku fabuły. Jest to wyspa, więc możemy dotrzeć do każdego miejsca, które widzimy na horyzoncie. W przemieszczaniu się pomaga nam nasz wierzchowiec, Drogę do wybranych celów wskazuje powiew wiatru, który możemy przywołać w dowolnym momencie (w rzeczywistości Cuszima jest bardzo wietrznym miejscem). Otoczenie dynamicznie reaguje na przywoływany przez nas wiatr – trawy, drzewa i bambusy falują na wietrze, jest to świetny detal. Nasza minimapa stopniowo wypełnia się punktami do odwiedzenia, znajdźkami do znalezienia i obozami wroga do wyzwolenia. Twórcy zachęcają jednak do eksploracji bez ciągłego zerkania na mapę poprzez sprytną konstrukcję świata gry. Bramy tori znaczą drogę do kapliczek, smugi dymu na horyzoncie zdradzają położenie nowych lokacji i misji pobocznych, a pod charakterystycznymi złotolistnymi drzewami zawsze czeka lis, który zaprowadzi nas do ołtarzyka Inari. Nowe miejsca odkryjemy również podążając za pomocnymi złotymi ptaszkami. Pojawiają się one, gdy galopujemy w pobliżu gorących źródeł, ukrytej znajdźki lub… miejsca do ułożenia haiku. Próbowałem grać bez użycia minimapy i przyznam, że to naprawdę działa, w subtelny sposób eliminuje element odhaczania rzeczy z listy. Świat jest na tyle piękny i różnorodny, że minie sporo czasu, nim przemierzanie go się nam po prostu znudzi. Wszystkie lokacje są w jakiś sposób powiązane z rozwojem naszego bohatera – kąpiele w gorących źródłach podwyższają ilość punktów życia, kapliczki zawierają talizmany modyfikujące parametry naszego uzbrojenia, a znajdźki są elementami ubioru.
Gra nie jest pozbawiona wad. Twórcy wielokrotnie podkreślali przed premierą, że włożyli wiele wysiłku w japońską lokalizację. Jest zatem karygodne, że nie zgrali ruchu ust postaci z japońskim dubbingiem. Tym bardziej, że wspomniany wcześniej tryb Kurosawy przełącza język na mowę z kraju kwitnącej wiśni. Postacie brzmią dobrze, ale ten brak zgrania ust z wypowiadanymi kwestiami kompletnie wytrąca z rozgrywki i szybko wróciłem do angielskiego. Nieźle za to wypada pełna polska wersja językowa, choć przyznam, że trochę dziwnie jest oglądać Japończyków mówiących płynną polszczyzną. Troszkę to nie współgra. A wracając do mistrza Kurosawy trochę szkoda, że twórcy nie włożyli więcej pracy w niektóre cutscenki i kadrowanie dialogów. Jasne, mamy tu piękne ujęcia na początek każdej misji głównej i pobocznej, pojedynki rozpoczynają się od klimatycznego wprowadzenia, a wiele scen fabularnych chwyta za serce i jest pełne emocji. Ale niektóre przejścia od dialogów do rozgrywki są po prostu zbyt szybkie. Postać ledwo kończy mówić, a ekran już się ściemnia i wracamy do gry. Można to było przytrzymać troszkę dłużej, choćby parę sekund, by oddać Kurosawie należną mu cześć.
Wspomniane mankamenty nie ważą znacząco na odbiorze całości. W "Ghost of Tsushima" po prostu bardzo przyjemnie się GRA. Słowo klucz to solidność. Solidna, choć niezbyt odkrywcza fabuła, solidny i rozbudowany system walki. Do tego zapierający dech w piersiach otwarty świat zachęcający do swobodnej eksploracji. To wszystko naprawdę bardzo mi się podobało i z pewnością wrócę do tej produkcji, by wyzwolić ostatnie gospodarstwa, oddać pokłony buddom w świątyniach i gonić lisy po lesie w celu podrapania ich za uszami. Gra ma ponadto otrzymać pod koniec roku darmowe rozszerzenie "Legends", wprowadzające kooperacyjny tryb wieloosobowy. "Ghost of Tsushima" jest świetną odtrutką po wyśmienitym, lecz bardzo gorzkim doświadczeniu, jakim było "The Last of Us Part II". Obie gry przejdą z pewnością do historii jako znakomity finisz konsoli Playstation 4.
Plusy
- przyzwoita fabuła
- przepiękna oprawa audiowizualna
- rozbudowany tryb fotograficzny
- solidny system walki i rozwoju postaci
- sprytnie poprowadzona eksploracja
- pełna polska wersja językowa
Minusy
- niedopracowana japońska wersja językowa woła o pomstę do nieba!
- chaotyczne celowanie w walce wręcz
- walka jest trochę toporna, zanim odblokujemy wszystkie style
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz