Galapagos

3 minuty czytania

galapagos

Mimo najszczerszych chęci nigdy nie będę w stanie nadrobić klasyków filmu czy literatury fantastycznej. Ilość pozycji, które "należy znać", jest równie duża, jak nowych produkcji zbierających pozytywne recenzje krytyków. Jednym z do tej pory nieodkrytych przeze mnie pisarzy pozostawał Kurt Vonnegut. Jego najbardziej znane i szanowane dzieła, "Rzeźnia numer pięć" oraz "Kocia kołyska", zostały docenione przez moich redakcyjnych kolegów. Gdy nadeszła propozycja zapoznania się z "Galapagos", przeczytałem jej dziwaczny opis i wyraziłem chęć bliższego spotkania z równie dziwnymi bohaterami.

Rok 1986 nie był łaskawy dla ludzkości i można śmiało go uznać za początek apokalipsy. Świat dotknął kryzys ekonomiczny o nieznanej dotychczas skali, sprawiając, że pieniądze we wszystkich krajach powoli przestały mieć jakąkolwiek wartość. Biedniejsze państwa nawiedziła klęska głodu, co, jak nietrudno się domyślić, doprowadziło do wybuchu globalnej wojny. Jak by tego było mało, pojawił się nowy wirus, powodujący bezpłodność. Zrządzeniem losu kilkoro uczestników "Przyrodniczej Wyprawy Stulecia" ominęła zawierucha, gdyż osiedli na mieliźnie na jednej z wysp archipelagu Galapagos, Santa Rosalii. Nie tylko zdołali ocaleć, ale też dali początek nowemu gatunkowi, mającemu przetrwać przynajmniej milion lat.

Hola, hola, czyżbym za daleko się zapędził? Cóż to za spoilery? Możecie jednak spać spokojnie, nie zepsułem wam przyjemności z lektury – cała fabuła została streszczona na kilku pierwszych stronach. Dość zgrabnie opowiedział ją narrator, którym jest duch Leona Trouta, towarzyszący zarówno protagonistom, jak i ich potomkom przez równe milion lat. Vonnegut nie tylko oparł swoje dzieło na założeniu "od ogółu do szczegółu", lecz także mocno zamieszał chronologią zdarzeń, czasami kompletnie losowo przedstawiając retrospekcje z dawnego życia bohaterów, poganiane wydarzeniem z bardzo dalekiej przyszłości.

Ma to uzasadnienie w głównym założeniu "Galapagos", czyli prześmiewczym przedstawieniu teorii ewolucji Darwina. Pisarz wielokrotnie podkreśla, że największym mankamentem człowieka jest wielki mózg zdolny do abstrakcyjnego myślenia i cechujący się olbrzymią wyobraźnią. To właśnie za jego sprawą homo sapiens postępuje czasami kompletnie nielogicznie. Narrator, będący właścicielem jednego z takich mózgów, opowiada historię z głowy, więc mówi o tym, co mu w danej chwili przyjdzie na myśl. Zagadka wyjaśniona, pozostaje jednak pytanie, jak to się czyta. Jeżeli pochłoniecie lekturę w jedno posiedzenie, to bezproblemowo. Przy podziale na raty niejednokrotnie musiałem wracać kilka rozdziałów, bowiem kompletnie zgubiłem wątek. Członkowie "Przyrodniczej Wyprawy Stulecia" mają ze sobą maszynkę-tłumacza, sypiącą na żądanie cytatami sławnych ludzi. Z jednej strony chciałbym powiedzieć, że te celne puenty uatrakcyjniają książkę, jednak z drugiej, powstały chaos jest jeszcze większy.

głuptak niebieskonogi,galapagos
Głuptak niebieskonogi – jeden z istotnych mieszkańców archipelagu Galapagos, którego zwyczaje godowe Vonnegut niejednokrotnie przywołuje na łamach powieści

Duży plus należy się za kreację bohaterów – każdy z nich ma w sobie coś wyrazistego oraz z innej strony pokazuje dysfunkcje wielkiego mózgu, metaforycznie pokazując, jacy jesteśmy niedoskonali. Gdyby nie zbytni chaos, retrospekcje wyjaśniające obecne zachowanie postaci czytałoby się niczym kolejne odcinki "Zagubionych". Całkiem nieźle sprawdza się również sarkastyczny humor, ukazujący głównie przewrotność oraz całkowitą nieprzewidywalność losu. Wspomniani protagoniści dobrze się w tym odnajdują, bowiem ta zbieranina nie ma ze sobą nic wspólnego, co daje okazję do kolejnych ironicznych sytuacji.

Słówko rzeknę o wybornym wydaniu. Celna okładka, doskonałej jakości papier i oprawa sprawiają, że książkę aż chce się trzymać w rękach. Dla malkontentów tylko jedna rzecz – litery mogłyby być mniejsze, dzięki czemu ta grubaśna powieść łatwiej zmieściłaby się na półce.

Chciałbym powiedzieć, że pierwsze spotkanie z twórczością Kurta Vonneguta było prawdziwą przyjemnością, ale niestety wiele rzeczy w "Galapagos" mi przeszkadzało. Pomijając wszelkie niedogodności, które wyłuszczyłem powyżej, momentami lektura zwyczajnie mnie męczyła. Jeżeli macie dużo czasu i dacie radę wchłonąć powieść w jeden dzień, możecie po nią sięgnąć. Innych kieruję do bardziej znanych dzieł pisarza, które i ja kiedyś nadrobię.

Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
5
Ocena użytkowników
5 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Ja z Vonneguta najbardziej polecam "Śniadanie mistrzów" od niego zaczęłam, prawie turlałam się ze śmiechu niemal przy każdej stronie. Potem przeczytałam "Kocią kołyskę", bo wydawało mi się, że to pozycja obowiązkowa i chociaż naprawdę mi się podobała, to nie byłam aż tak totalnie zachwycona, było bardzo dobrze, ale już nie było genialnie.
0
·
"Kocia kołyska" mi się bardzo podobała, ale czytałem ją ładnych parę lat temu. Polecam również "Rzeźnię numer pięć".
0
·
Tego autora czytałem tylko "Rzeźnię numer pięć", ale powiem szczerze, że mocno mnie zawiodła, niby czarny humor był, pokazanie okrucieństwa i bezsensowności wojny też. Mimo wszystko czytało mi się to bardzo słabo, chyba po prostu styl autora nie przypadł mi do gustu.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...