Prawie każdy fan fantastyki i science-fiction zna tego rosyjskiego autora. Dmitry Glukhovsky, bo to o nim mowa, ma na swoim koncie kilka słynnych powieści. Jego postapokaliptyczne „Metro 2033” zapoczątkowało ciekawe, ciągle rozwijane uniwersum.
Jednak świat przedstawiony w „Futu.re” zasadniczo różni się od wcześniejszych dzieł pisarza. Akcja nadal umieszczona jest w przyszłości, ale tym razem ludzkość rozmnożyła się do niewyobrażalnych rozmiarów. W samej Europie żyje ponad sto dwadzieścia miliardów ludzi, jeszcze więcej w Ameryce i w Azji. Jedynie Rosja została względnie niezaludniona. Dlaczego tak się stało? Otóż genialni naukowcy trzysta lat temu odkryli sposób na nieśmiertelne życie. Na Starym Kontynencie każdy rodzi się z prawem do wieczności, w Ameryce można ją kupić, a w Chinach i Rosji dostępna jest wyłącznie dla oligarchów.
Książka Glukhovsky’ego nie przedstawia świata wymyślonego. Być może już się zorientowaliście i tylko ja odkryłem tę prawdę późno, bo w połowie powieści. Opis wydawcy – „refleksja na temat kondycji społeczeństwa” – nie przykuł wcześniej mojej uwagi. O tej kondycji opowiada autor. Tak naprawdę to przemyślenia, które można porównać z filozofią Nietzschego, ale podane w fantastyczny sposób.
Główny bohater, Jan Nachtigall jest bardzo tajemniczy, ale na pewno nie papierowy. Autor doskonale oddaje jego emocje, a sam Jan jest doskonałym przewodnikiem po nowym świecie. Jego refleksje, a także retrospekcje, pomagają zrozumieć jego samego i prawa, którymi rządzi się nowa, całkowicie zjednoczona, Europa. Ponieważ jest Nieśmiertelnym – nie tylko dlatego, że żyje wiecznie, ale jego praca polega na dbaniu o to, aby ludzkość nie rozmnożyła się ponad wszelkie granice. Tym, którzy sprzeciwią się prawu, wstrzykuje akcelerator.
Muszę przyznać, że kiedy zaczął się wątek miłosny, jęknąłem z rozpaczy. Czy nie przedstawiano mi tej pozycji jako porządnej i solidnej książki?! Owszem. I nikt się nie pomylił. Gorące uczucie nie zawsze psuje opowieść. Jest dramatyzm i poświęcenie, bez nadmiaru jednak. Efekt jest bardzo zadowalający.
Kilkakrotnie spotkałem się z pojęciem „kac książkowy”, czyli stan, kiedy nie wiesz, co zrobić ze swoim życiem po przeczytaniu jakiejś pozycji. I chociaż jestem zaciekłym fanem fantastyki, nie sądziłem, że kiedykolwiek ten kac spotka mnie w tym gatunku. Mimo wszystko nie miałem uczucia niedosytu. Dmitry doskonale wyważył wszystkie składniki powieści, a także dobrze przemyślał zakończenie tej obszernej, bo ponad sześćsetstronicowej, książki.
Podobała mi się również oprawa graficzna, na którą zwykle nie zwracam uwagi. Sama okładka, czyli maska Apollina, ma duże znaczenie, o czym dowiadujemy się dopiero później. W środku czytelnik znajduje trzy wkładki z kolorowymi obrazami. Są to grafiki autorstwa Siergieja Kirckiego, dedykowane specjalnie tej pozycji. Co ciekawe, „Futu.re” to nie tylko tytuł, ale również adres strony internetowej, gdzie znajdziemy utwory muzyczne, które pomogą całkowicie zagłębić się w lekturze.
Mimo wszystko dostrzegam pewną zasadniczą wadę, dla niektórych będącą przeszkodą nie do pokonania. Otóż tempo akcji nie jest zawsze zadowalające. Często wlecze się ona przez cały rozdział albo i dwa, by potem na kilku stronach gwałtownie się rozładować. Ci, którzy wolą wartką akcję, zapewne się zawiodą. Jednak według mnie, nie jest to powód, aby nie zapoznać się z tą opowieścią.
Podsumowując, zdecydowanie polecam tę powieść. Zaliczam ją do rankingu „10 najlepszych tytułów ostatniej dekady”, na trzecim miejscu. Jeśli szukacie lekkiej i niewymagającej lektury, również ją znajdziecie, bo (nie wychodzę ze zdumienia, jak to się autorowi udało) nie trzeba brać udziału w jego refleksjach. Ale naprawdę warto.
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz