Po dwóch – w dodatku obszernych – rozczarowujących tomach na ogół nie liczę, że trzecia część nagle mnie czymś zaskoczy. Ba, wówczas po trzecią odsłonę sięgam głównie ze względu na uporczywą chęć dokończenia serii. Czasami dzięki temu czeka mnie miłe zaskoczenie – jak w przypadku "Fear Agent".
O wydarzeniach z poprzednich tomów serii można by pisać długo, bo galaktyczna wojna zaangażowała różnorakie stronnictwa, a autorzy zadbali, aby bohaterowie nie mieli czasu na nudę. Telegraficzny skrót informowałby o tym, że agresja tetaldiańskiego imperium robotów doprowadziła do tego, że Heath Huston – protagonista "Fear Agent" – wraz z rosyjskim towarzyszem trafili w jakieś bliżej nieokreślone miejsce na obszarze pustynnym obcej planety. Tymczasem Tetaldianie popadli w konflikt ze swoimi współspiskowcami, co otwiera przed Hustonem drogę do rehabilitacji. Zhańbiony i pogrążony w alkoholu Agent Strachu ponownie rusza do walki, a stawka jest najwyższa z możliwych.
Zasadniczo trzeci i zarazem ostatni tom "Fear Agent" ulepiono z tej samej gliny, co wcześniejsze części. Nadal mamy do czynienia z bohaterem tragicznym (niejednokrotnie wręcz antybohaterem mimo woli), próbującym stłumić wyrzuty sumienia i traumatyczne przeżycia poprzez nieustanne zaglądanie do butelki. To w nim doszukuję się największej, pozytywnej dla mnie zmiany w serii – dopiero na etapie końcowej odsłony Heath stał się mi bliższy, zaczął wzbudzać emocje, a nie tylko spełniać funkcje wyznaczone mu przez scenarzystę. Pomimo tragicznej historii protagonisty Rick Remender nie próbował stworzyć czegoś bardzo ambitnego i pozostał przy naznaczeniu zakręconej, rozrywkowej fabuły dojrzalszymi akcentami. I to w trzecim tomie mu się udało.
A poza tym? Wszystko po staremu, choć mniej chaotycznie, dzięki czemu odbiór zakończenia jest pozytywniejszy. Dalej mamy mnóstwo motywów, których mnogość i różnorodność nijak nie potrafią przekonać o autentyczności świata przedstawionego, lecz jednocześnie można się przy nich dobrze bawić. Kosmiczne wojenki, roboty, podróże w czasie, sztuczna inteligencja, szukanie odkupienia, mózgi w słoikach, różne stwory, pościgi i strzelaniny kosmiczne, lasery świstające obok potężnych machin... Czasem ta mieszanka działa lepiej, czasem gorzej, jednak ostatecznie "Fear Agent" zapewnia przyzwoitą rozrywkę, choć niekoniecznie każdemu wystarczy cierpliwości, aby się do niej przebić – w końcu Remender lubuje się w obszernych dialogach, które nie zawsze są wartością dodaną dla fabuły. Niemniej na ostatniej prostej "Fear Agent" mnie kupił i prędzej czy później chętnie przeproszę się ze wcześniejszymi tomami.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz