Falkon 2011 (10-13.11, Lublin)

11 minut czytania

Czwartek

Wszystko zaczęło się po południu, kiedy to razem z Gehtem spędziliśmy ponad pięć godzin telepiąc się w dwóch cudnych polskich pociągach – w jednym zimno, w drugim gorąco, w obu ciasno i niewygodnie. Podróż, choć niezbyt przyjemna, udała się bez większych problemów. Te zaczęły się jednak w Lublinie, gdzie bez pomocy znajomej wyżej wspomnianego już mojego towarzysza, zgubilibyśmy się prawie na pewno. Również przy wejściu nie obyło się bez trudności – nie było nas w spisie gości z darmowym wejściem. Na szczęście, dzięki uprzejmości dziewczyn zajmujących się akredytacją, dostaliśmy wreszcie opaski oraz identyfikatory i zostaliśmy dopisani do listy mediów. Była godzina 20:00 z minutami.

Falkon 2011 Falkon 2011 Falkon 2011
"Kramik" z przypinkami | Stoisko "Kuźni Gier" | Stoisko wydawnictwa Solaris

Geht, po odebraniu fantów, zmył się do koleżanki i pojawił się dopiero następnego dnia. Ja natomiast spędziłem parę godzin głównie zwiedzając budynek i rozkoszując się atmosferą konwentu. Przez ten czas zdążyłem się tam zgubić raz czy dwa, poznać kilku miłych ludzi z obsługi i jednego organizatora oraz zaznaczyć sobie co ciekawsze punkty z programu na piątek. W międzyczasie wysłuchałem prelekcji o Wirtualnej Encyklopedii Fantastyki. Prowadził ją Wojciech Sedeńko, który jest jednym z twórców owej encyklopedii. Początkowo nawiązał do problemów związanych z papierowymi wersjami, z których najgorszym jest ich szybka dezaktualizacja – zanim zostanie skończona i wydana, już przestaje być aktualna, bo w tym czasie zdążą się ukazać nowe książki, które powinny być w niej opisane. Później opowiedział pokrótce o portalu Webook. Jest to niejako połączenie Facebooka, LubieCzytać.pl i Grona skierowane ku czytelnikom książek wszelakich, nie tylko fantastycznych. Serwis ten ma dodatkowo kilka (choć naprawdę niewiele) oryginalnych i pomysłowych innowacji – zainteresowanych odsyłam na stronę www.webook.pl, gdzie można zobaczyć to na własne oczy.

Sedeńko wspomniał o tym portalu, ponieważ Encyklopedia Fantastyki będzie jego częścią. O samym projekcie mówił długo, lecz przydatnych informacji nie było wiele – przede wszystkim będzie to oparte o silnik Wikipedii, a więc użytkownicy będą mogli (a nawet powinni) pomagać w uzupełnianiu i sprawdzaniu treści. Znajdą się tam książki i opowiadania wyłącznie polskie lub przełożone na język polski. Będą również osobne działy o autorach, o czasopismach fantastycznych, a także o tłumaczach i o „działaczach” Fandomu. Cały projekt został zatwierdzony przez Unię Europejską, dzięki czemu otrzyma pieniądze na rozwój oraz utrzymanie. Słyszałem z jaką pasją i zapałem mówił o tym Sedeńko i zapewniam was – jeśli ta encyklopedia nie powstanie, zjem własne gacie. Wersja beta ukaże się nie później niż do marca 2012 roku. Autor prosił również o jak najliczniejszą pomoc – zachęcam was więc: zgłaszajcie się do twórców i pomagajcie, bo warto by powstało coś takiego.

Po tej prelekcji nie było tam już dla mnie nic ciekawego, poszedłem więc do sleep roomów, znajdujących się w drugim budynku, oddalonym o prawie kilometr od pierwszego. Po drodze spotkałem sympatycznego konwentowicza, z którym zakręciłem do Stolarni, czyli pubu współpracującego z Falkonem, gdzie spędziłem kilka godzin gawędząc przy piwie. I tak właściwie zakończył się ten dzień.

Piątek

Ranek zaczął się niezbyt przyjemnie, bo po spaniu na podłodze w cienkim śpiworze byłem dosłownie wymięty, a na dodatek potwornie zgłodniałem i nie mogłem nic kupić – kto normalny robi święto narodowe podczas trwania konwentu?! Na szczęście okazało się, że na terenie Falkonu był otwarty bufet, w którym można było zjeść coś ciepłego za niezbyt wygórowaną cenę. W czasie, gdy jadłem całkiem smaczny żurek, na konwent dotarł Geht i udaliśmy się na „Konkurs Wiedźminowski” (nadal nie wiemy niestety dlaczego „Wiedźminowski”, a nie „Wiedźmiński”), który jednak okazał się dla nas zbyt trudny – odpadliśmy już w eliminacjach. Mimo to, była tam kupa śmiechu. Warto dodać, że nagrodą w konkursach na Falkonie była pewna kwota w specjalnej „walucie”, którą można było spożytkować w konwentowym sklepiku – o nim powiem więcej pod koniec tej relacji.

Falkon 2011 Falkon 2011
J. Grzędowicz rozdający autografy | Maja Lidia Kossakowska rozmawiająca z fanami

Kolejnym relatywnie ciekawym punktem programu było spotkanie autorskie z Jarosławem Grzędowiczem. Ten były redaktor, a obecny pisarz opowiadał przede wszystkich o swoich książkach (o których niestety nie miałem i nadal nie mam bladego pojęcia), ale zahaczył także o swoje doświadczenia z czasów kiedy prowadził dział prozy polskiej w czasopiśmie fantastycznym Fenix. Porównując te dwie profesje, stwierdził że woli tworzyć niż oceniać cudzą twórczość. Wtedy, słuchając o szczegółach pracy redaktorskiej, doszedłem do wniosku, że mi jest jednak łatwiej i przyjemniej recenzować niż być recenzowanym. Koniec dygresji. Myślę, że to spotkanie było całkiem udane – zarówno dla Grzędowicza, jak i dla czytelników żądnych informacji o dalszych planach autora.

Po chwili Geht znów gdzieś znikł, a ja ponownie szwendałem się po terenie szkoły. Obejrzałem wtedy Games Room, w którym można było zagrać chyba w każdą wydaną w Polsce grę planszową oraz w parę zręcznościówek, jednak tych niekomputerowych. Nie zabrakło na Falkonie również rozrywek elektronicznych – były trzy komputerowe sale i dwie konsolowe, jednak były tam takie tłumy, że zrezygnowałem z prób zagrania.

Zbliżała się 13:00, kiedy miałem w planie pójść na spotkanie z kolejnym pisarzem – ze Stefanem Dardą. Okazało się jednak, że ów autor nie dotarł na konwent, zamiast tego jeden z organizatorów poprowadził warsztaty pisania recenzji. Nie będę ich tu streszczać, bo niestety tego nie nagrałem i niewiele zapisałem, a szkoda, bo były naprawdę pouczające i ciekawe. Dodam tylko, że bardzo zdziwiła mnie frekwencja – nie było tam nawet dziesięciu osób; osobiście plułbym sobie w brodę, gdybym pozwolił by ominęło mnie coś tak przydatnego.

Następnie zawędrowałem do stoisk z literaturą – warte wymienienia są trzy: Solarisu, ArsMachiny oraz jedno chyba prywatne lub konwentowe. To ostatnie miało bardzo szeroką ofertę – od starych, kolekcjonerskich wręcz komiksów, przez archiwalne egzemplarze wszelakich fantastycznych czasopism, aż do książek, tych nowszych i tych starszych. Ceny były tam niezbyt wygórowane, a z pewnością mniejsze niż na dwu pozostałych stoiskach. ArsMachina nie zaprezentowała praktycznie nic – bo jedynie dwie powieści Wattsa, antologię „Steampunk” i jeszcze coś, czego tytuł wyleciał mi z głowy. Solaris natomiast miał ofertę tak bogatą, że aż się zachwyciłem widząc tyle książek naraz. Choć większość z nich kosztowała wręcz bajońskie sumy, to jednak każdy konwentowicz przy akredytacji dostał specjalny kupon dający 20zł zniżki na dowolną pozycję wydaną przez Solaris. Tak – na dowolną pozycję wydawnictwa, a nie na dowolną z oferty ich sklepiku; ilekroć tam wszedłem, słychać było poirytowanych sprzedawców tłumaczących po raz enty, że „rabat jest tylko na te książki!”.

Dzięki owemu upustowi nabyłem „Gdzie dawniej śpiewał ptak” Kate Wilhelm, które co prawda już czytałem, ale od dawna planowałem kupić. Warto również dodać, że to właśnie na stoisku Solarisu przebywali pisarze, gdy podpisywali swoje dzieła – pochwalę się wam, że zdobyłem autograf Wita Szostaka na świeżo zakupionych „Chochołach”!

Falkon 2011 Falkon 2011 Falkon 2011
Spotkanie autorskie z Peterem Wattsem i jego prelekcja

Później poszedłem na spotkanie autorskie z falkonowym gościem specjalnym – Peterem Wattsem. Początkowo było prowadzone z udziałem tłumacza, a właściwie tłumaczki, lecz już po chwili wszyscy zgodnie uznali, że łatwiej i prościej będzie rozmawiać z Wattsem bezpośrednio. Sporo mówił o swoich książkach i o planach wydawniczych, wyraził także swoje zdumienie tym, że jest u nas, w Polsce, taki popularny. Ciężko jest powiedzieć mi coś więcej o tym spotkaniu, bo choć trwało dwukrotnie dłużej niż pozostałe, to jednak poruszano tyle tematów, że sam już większości nie pamiętam, a słuchanie tego po angielsku z czasem stało się jednak trochę męczące i nie wszystko rozumiałem. Mimo tych trudności, było bardzo ciekawie i po zakończeniu z niecierpliwością oczekiwałem jego prelekcji, która miała się odbyć następnego dnia.

Falkon 2011 Falkon 2011 Falkon 2011
Stoisko Bioware – na ekranie Mass Effect 3 | Games Room pełny konwentowiczów żądnych grania

I to właściwie byłby mógłby być koniec tego dnia, gdybym przez przypadek nie zawędrował do jednej, w czwartek zamkniętej, sali komputerowej. Okazało się, że jest tam stoisko, o ile można to tak nazwać, Bioware’u i to tam można zagrać w Mass Effect 3. Były cztery stanowiska z tą właśnie grą oraz cztery, na których zagrać było można w inne gry Bioware’u. Choć organizacja była godna pozazdroszczenia, to jednak atmosferę psuła niewielka sala oraz tłumy rozwrzeszczanych i niewychowanych dzieciaków, wciąż klnących i wciąż się przepychających – na szczęście szybko pozbyli się „gównażerii” przez egzekwowanie zakazu przebywania w sali osób nieletnich (wymagania PEGI). Po odstaniu swojego w kolejce rodem z PRL-u udało mi się zagrać w przedpremierową wersję ME3. Nie jestem pewny czy mogę oceniać to po zaledwie jednej misji (bo tyle zostało udostępnione konwentowiczom), jednak jestem rozczarowany. Grafika się nie zmieniła chyba wcale w porównaniu do ME2, również sterowanie i sam sposób gry jest taki sam (wprowadzili nieco udogodnień w rozwoju postaci). Z nowych rzeczy zauważyłem jedynie to, co zapewne wszyscy już wiedzą z notek prasowych – będzie można zagrać jednym z trzech dostępnych bohaterów, a fabuła nawiązuje raczej do pierwszej niż do drugiej części gry.

Falkon 2011 Falkon 2011 Falkon 2011
Przedstawiciele Bioware'u i pokaz ME3 | Podczas pokazuodwiedzili nas konwentowicze rodem z Gwiezdnych Wojen

Następnego dnia, w sobotę, czekał na nas również pokaz i krótkie omówienie nowego tytułu przez reprezentantów Bioware, już oficjalnie i w formie prelekcji na jednej z auli. Nie powiedziano tam raczej nic ciekawego o samej grze, pojawił się natomiast polski grafik częściowo tworzący grafikę ME3. Odpowiedział na parę standardowych pytań i zachęcał młodych artystów do freelance’ingu, od którego sam zaczynał. Na koniec rozdano kilka koszulek i egzemplarzy gier (o ile mnie pamięć nie zawodzi, były to Mass Effect 2 i Dragon Age 2), a przy wyjściu każdy, kto chciał mógł wziąć sobie smycz z logiem ME3.

Jeszcze zanim przejdę do opisu soboty, słów kilka o samej nocy, której większą część spędziłem w Games Roomie. Grałem w „Jungle Speeda” (lub jakoś tak – dziwna nazwa), czyli bardzo dla mnie dziwną, ale jednak fajną i śmieszną grę zręcznościową. Udało mi się również pograć chwile w najnowszą „Neuroshimę Hex”, czyli planszówkę osadzoną w realiach „Neuroshimy”. Ludzie okazali się być bardzo towarzyscy i wyrozumiali dla tego „erpegowego ignoranta”, jakim jestem i chcieli mnie nawet trochę podszkolić, jednak z racji późnej pory musiałem odmówić.

Sobota

Dzień zaczął się od tego, że znalazłem wreszcie jakiś market i najadłem się do syta, choć nieźle po drodze zmarzłem – mam nauczkę by nigdy więcej nie brać na konwent jedynie cienkiej bluzy zamiast kurtki. Pierwsza prelekcja jaką wysłuchałem tego dnia, dotyczyła Polskiego Towarzystwa Badania Gier, o którym opowiadał dr Jerzy Szeja. Na razie wystarczy jeśli powiem, że PTBD to jedyne oficjalne zrzeszenie polskich ludologów, czyli naukowców zajmujących się badaniem gier – zarówno pod względem ekonomicznym, jak i psychologicznym oraz kulturalnym. Więcej o tym jednak dowiecie się z mojej rozmowy z dr Szeją, którą opublikujemy już wkrótce.

Kolejny punkt programu, który zaliczyłem to wspomniana już prelekcja Petera Wattsa, tym razem w całości i od początku po angielsku. Przyznam, że naprawdę ciężko było mi czasem połapać się w temacie dyskusji, dlatego nie napiszę tutaj o tym wiele. Chętnych do odsłuchania zapraszam na blog ShadowMage’a, który w całości nagrał i udostępnił tę prelekcję. Nagranie znajdziecie tu: http://shadowmage.na...kon/#more-2902.

Falkon 2011
Rafał Kosik, na stole stoi najnowsza książka jego wydawnictwa ("Science Fiction", Powergraph)

Później poszedłem na spotkanie autorskie z Rafałem Kosikiem, który właściwie więcej mówił o swoim wydawnictwie niż o książkach. Jeśli jednak nawiązywał do tych ostatnich, to przede wszystkim do młodzieżowej serii „Felix, Net i Nika”, której nie czytałem i jakoś nie mam chęci zaczynać – choć podobno jest całkiem niezła.

Zaraz potem odbyła się prelekcja pt. „Ostatni dynamitardzi” prowadzona przez (a jakże) Andrzeja Pilipiuka. W życiu nie spodziewałbym się takich tłumów, więc wchodząc na aulę dostałem wytrzeszczu widząc wszystkie miejsca zajęte (dodam, że sala miała ponad 100 krzeseł, może nawet 150), siadłem więc na schodach, podobnie jak dziesiątki innych ludzi. Temat był mi obcy i raczej nieciekawy – w skrócie wystarczy jeśli powiem, że dotyczył „przedbolszewickich terrorystów”, chcących zlikwidować carską Rosję za pomocą dynamitu i terroru. Niestety była to sama historia, zapewne nieco ubarwiona, i choć z pewnością niejeden bard zazdrościłby Pilipiukowi jego stylu „bajdurzenia”, to jednak spodziewałem się czegoś innego po prelekcji autora fantastyki na fantastycznym konwencie…

Falkon 2011 Falkon 2011 Falkon 2011
Gala nagrody literackiej im. Jerzego Żuławskiego, na pierwszym planie statuetki dla laureatów

Wreszcie, o 18:00, przyszła pora na Galę Nagrody im. Jerzego Żuławskiego. Tutaj z kolei ludzi było jak na lekarstwo, z pewnością nie więcej niż trzydziestu. Być może było to spowodowane tym, że była to właściwie impreza wyłącznie pokazowa, bo laureaci byli znani już wcześniej – Szostak, Dukaj i Huberath; odpowiednio: nagroda, wyróżnienie złote i srebrne. Dukaj, jak to zwykle u niego bywa, nie pojawił się „z powodów osobistych”, Huberath, choć był na Falkonie poprzedniego dnia, na Galę również nie przybył, gdyż miał wypadek samochodowy. Był tylko Wit Szostak, który strasznie się stresował, ale był też wyraźnie ucieszony docenieniem jego twórczości. Po wręczeniu nagród przez Andrzeja Zimniaka, zostały odczytane fragmenty zwycięskich utworów, a później miała toczyć się dyskusja na temat fantastyki w Polsce. Mówię „miała”, bo nikt z widowni nie kwapił się by coś powiedzieć, więc po krótkiej wymianie dosłownie kilku zdań Szostaka i Zimniaka, spotkanie dobiegło końca. Szczerze mówiąc, myślałem, że wygląda to bardziej oficjalnie…

Falkon 2011 Falkon 2011 Falkon 2011
Konsol-Room | Konkurs o PS3, na pierwszym planie Geht (po lewej) dostający baty, grając w Tekkena

Resztę wieczora spędziłem już dosyć leniwie. Na chwilę zawitałem znów w Stolarni, wypiłem piwo i o 21:00 wróciłem na teren konwentu, by wziąć udział w turnieju Mortal Kombat na PlayStation3. Oczywiście dostałem bęcki i odpadłem już po pierwszej walce. Mimo to, cały konkurs był bardzo fajnie pomyślany (nie tylko samo granie, ale także pytania na temat fabuły gry i serialu), lecz niestety organizacja znów kulała – mała klitka wręcz po brzegi wypełniona rozwrzeszczanym motłochem. Później jeszcze łaziłem po całym budynku w poszukiwaniu czegoś interesującego, lecz już nic mnie nie zaciekawiło, więc poszedłem spać.

Następnego dnia już niestety nic nie zobaczyłem na konwencie, bo zdecydowaliśmy się wrócić do domu jednym z wcześniejszych pociągów.

Podsumowanie

Na końcu obiecałem powiedzieć coś o sklepiku konwentowym. Była to równie ciasna klitka, jak sala z konsolami, jednak nie było tam aż takich tłumów. Jak już wspomniałem, obowiązywała tam specjalna waluta, lecz mimo to można było również płacić polskimi złotymi. W swojej ofercie mieli przede wszystkim książki i czasopisma, ale do kupienia były także konwentowe koszulki, kubki i przypinki. Osobiście zaopatrzyłem się tylko w tę ostatnią, bo koszulki były w naprawdę obrzydliwym, zgniłozielonym kolorze, do tego z niezbyt interesującym logiem, a kubków mam już w domu wiele.

Choć nie byłem specjalnie zainteresowany RPGami ani LARPami, to jednak nie uszło mojej uwagi, że toczyły się one praktycznie 24 godziny na dobę przez cały czas trwania konwentu, choć nie rzucało się to tak w oczy, bo wszystko z tej dziedziny działo się w drugim budynku. Nie wiem jak wyglądało to „od środka”, bo nie brałem w żadnym udziału, jednak słyszałem, że każdy mógł tam znaleźć coś dla siebie, a niektóre były naprawdę dobrze prowadzone. Ostatnią rzeczą o jakiej pragnę wspomnieć to Sleep Roomy. Były to zwykłe sale lekcyjne, w gimnazjum (lub podstawówce) i choć było ich wiele, to jednak konwentowiczów było więcej i panował tam straszny ścisk – kilka razy ktoś na mnie stanął glanem kiedy spałem, co chwile ktoś hałasował czy zaświecał światło po czwartej w nocy… Krótko mówiąc – nie cierpię takich miejsc i sytuacji, więc ledwo to zniosłem i więcej nie powtórzę; już wolę wydać kilkadziesiąt złotych więcej, by odciąć się od motłochu i móc spać w normalnym łóżku. Kolejnym problemem w konwentowej „noclegowni” był brak łazienek z prawdziwego zdarzenia. Do użytku mieliśmy jedynie zwykłe krany i na szczęście była w nich ciepła woda. Mimo iż wszyscy z nich skwapliwie korzystali, to po tych dwóch dniach prawie każdy wyglądał dosyć „nieświeżo”.

Bez względu jednak na niewygody czy czasem niezbyt dobrą organizację, Falkon 2011 uważam za całkiem udany. Nie mam niestety porównania, bo to moja pierwsza tego typu impreza, lecz wszystkim, którzy nie przyjechali, a mogli mówię: żałujcie! Chociażby z powodu na bogactwa programu, w którym z pewnością każdy znalazłby coś interesującego oraz ze względu na Games Room pękający w szwach od ilości darmowych gier.

Komentarze

0
·
Czy ja tam naprawdę widzę packmana?
0
·
Owszem Jedną z gier w turnieju o PS3 był właśnie Packman

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...