Uniwersum "Conana" od dawna rozpala wyobraźnię miłośników fantasy i jest miejscem akcji setek komiksów. A jednak pomimo upływu czasu era hyborejska wciąż obfituje w białe plamy. Za jedną z nich można uznać rzadko poruszaną przeszłość Belit, królowej piratów Czarnego Wybrzeża.
Pierwszy tom "Ery Conana" rozpoczyna się, kiedy straszliwego admirała Atrahasisa dopada przeszłość i zbliża się do końca swojego żywota. Wówczas to córka admirała, tytułowa Belit, przejmuje we władanie jeden z jego okrętów i obwołuje się królową piratów. Aby okryć się sławą na Czarnym Wybrzeżu, postanawia wyruszyć na spotkanie z Lewiatanem, potworem rodem z morskich legend.
Nie miałem wielkich oczekiwań względem "Belit", ale i tak mogę stwierdzić, że srodze się zawiodłem. Postacie są zupełnie bezpłciowe, ich motywacje – tytułowa bohaterka nie jest tu wyjątkiem – słabo uargumentowane, dialogi naiwne i pisane jakby na kolanie, a rozwój wydarzeń jest prosty do przewidzenia. Ponadto scenarzystka zapomniała o należytej ekspozycji i musimy uwierzyć na słowo, że – jak wskazuje blurb – potwory morskie od zawsze przyzywały Belit.
Dziewczyna, mimo iż istotna w twórczości Roberta E. Howarda, nie budzi ani sympatii, ani zaciekawienia. Przez długi czas przypomina rozwydrzoną nastolatkę, której inni nie wiedzieć czemu – i to kolejny zarzut do scenariusza – pozwalają na śmiałe wybryki wbrew jakiejkolwiek logice. Zachowania i czyny bohaterki w żadnym razie nie tłumaczą szacunku i posłuszeństwa, jakimi cieszy się wśród załogi. Opowieść snuta przez Tini Howard trąci fanfikiem i jedyny jasny punkt stanowi to, że bohaterka nie jest na tyle "przykokszona", żeby ze wszystkimi trudami radzić sobie w pojedynkę.
Autorka rozpościera przed czytelnikami opowieść o młodej dziewczynie mierzącej się z własnymi marzeniami i dziedzictwem osławionego ojca. "Belit" mogłaby zatem bronić teza, że to pozycja skierowana do nastoletnich czytelników. Obawiam się jednak, że i oni nie docenią jej przez wyczuwalną sztampowość oraz drętwe dialogi, chyba że trafi w ich dłonie na początku przygody z fantasy. Dla tych, którzy od tego gatunku nie stronią, będzie to zaś niezbyt przyjemna przygoda.
Rysunkowo jest o niebo lepiej, choć i tu mam mieszane uczucia. Doceniam przyjemne dla oka, choć uproszczone i kreślone grubą kreską rysunki Katarzyny Niemczyk. Czasami jednak brak detali daje się we znaki, podobnie jak statyczne kadry, co w przypadku pozycji przygodowej niestety razi. Dziwi także decyzja o wykorzystaniu okładki Sany Takedy, która zmajstrowała ilustrację w stylistyce odpowiadającej "Monstressie". Nie jest to grafika tak udana jak w sztandarowym projekcie artystki, a na dodatek nie licuje z zawartością komiksu.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zapowiedzi nowych komiksów osadzonych w uniwersum "Conana", żywiłem nadzieję, że to dobry pomysł na wsparcie sprzedaży zbiorczych albumów rozpoczętych przez "Narodziny legendy". Po przygodzie z Belit powątpiewam, czy "Era Conana" pozytywnie wpłynie na tamtą serię, a wręcz obawiam się zupełnie odwrotnego rezultatu.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz