„Dziedzictwo przodków” Surena Cormudiana to kolejna część wchodząca w skład międzynarodowego projektu „Metro 2033”, zapoczątkowanego przez Dmitrija Glukhovsky’ego. Wszystkie książki z tej serii łączy wspólny czynnik – świat po wybuchu bomby atomowej czy innej apokalipsie. Zazwyczaj jest to całkowite zniszczenie. A co znajdziemy w tej powieści? Czy jest podobna do poprzedniczek? Przekonajcie się.
Autor swoją powieść rozpoczyna lekką i przyjemną retrospekcją, dzięki której poznajemy kilka ciekawych postaci. Odsłania nam ona ostatnie godziny przed eksplozją, co ułatwia dalsze poznawanie losów Kőnisbergu, czyli miejscowości, w której rozgrywa się akcja. To miejsce, dziś nazywane Kaliningradem, wciąż skrywa wiele nieodkrytych tajemnic, zostawionych przez inżynierów III Rzeszy. Cóż więcej można napisać o fabule? Postapokalipsa w pełnym tego słowa znaczeniu. Nieliczna garstka ludzi przetrwała i podzieliła się. Dwaj przywódcy – obaj charyzmatyczni, ale tylko jeden z nich prawy, toczą ze sobą wojnę, która może jeszcze bardziej zdziesiątkować i tak małą ludność zniszczonej Ziemi.
Kiedy czytałem tę powieść, na początku byłem pełen entuzjazmu, gdyż poprzednie części były na znośnym poziomie – może nie wspaniałe, ale z zaciekawieniem można je przeczytać. Z tą pozycją było zgoła inaczej – zaciąłem się około setnej strony, a akcja za nic nie chciała ruszyć dalej. Chociaż rozpaczliwie ją o to błagałem, była głucha na moje prośby i nic nie przekonało jej do zmiany zdania. Dopiero jakiś czas później posunęła się do przodu, jednak nie szaleńczym tempem, ale powoli, powoli rozpędziła się do truchtu, a potem stopniowo przechodziła w sprint, aby opaść z sił i powrócić do regularnego biegu, tylko nieco szybszego od marszu.
Poprzeczka ustawiona przez Glukhovsky’ego jest – jak wcześniej pisałem – dość wysoka. Czy przy którejś części będziemy mogli mówić o wyczerpaniu tematu, skoro do projektu dochodzą coraz to nowi autorzy, ze świeżymi pomysłami? Studnia bez dna! Jednak każda z książek sagi różni się od poprzedniej – stylem pisania. Ta cecha nadawała „Metru” niepowtarzalny klimat, który niejeden raz mnie przyciągał. „Dziedzictwo przodków” nie pozostaje wyjątkiem, chociaż tutaj na niekorzyść działa znaczące podobieństwo do pozostałych. Owszem, styl miejscami był odmienny, ale przeważająca większość była utrzymana w tonie naśladownictwa, co nie wpłynęło dobrze na kształt powieści.
Jeśli mówimy o zmianach, warto też zaznaczyć, że zwykle poprzednie części były totalną apokalipsą – życie pod ziemią, w metrze, bardzo nieliczne, szybkie i niebezpieczne wypady na powierzchnię. Tutaj znajdziemy coś innego. Nie jest to tak bezlitosny i wrogi każdemu życiu świat. W porównaniu z poprzednimi powieściami, przedstawia się całkiem atrakcyjnie, patrząc pod kątem warunków. Tylko niewielka ilość zmutowanych zwierząt i mały wskaźnik promieniowania czyni to uniwersum bardziej zdatnym do przetrwania. Atrakcyjność zmiany zależy wyłącznie od subiektywnego punktu widzenia – mi zbytnio nie przeszkadzała, a nawet była miłą odskocznią od stałego nastroju przygnębienia, ale zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą być zawiedzeni.
Do plusów lektury zdecydowanie można zaliczyć barwność i mnogość bohaterów. Nie są oni papierowymi lalkami bez celu istnienia, ale przekazują nam swoje odczucia, złość, strach czy też nienawiść. Dzięki temu powieść staje się przyjemniejsza i o wiele bardziej realistyczna. Z drugiej jednak strony, Suren Cormudian nie pozostawił czytelnikowi miejsca na wyobraźnię i wolę opowiedzenia się po którejś ze stron, a wyraźnie wskazał nam kolory czarny i biały, co mnie osobiście dość przeszkadzało w odbiorze. Oddając honor autorowi, trzeba przyznać, że przedstawił nam dwa punkty widzenia i dwa różne cele, lecz – jak wspominałem – zrobił to w sposób niedający pola manewru.
Patrząc na to wszystko, bardzo ciężko jest jednoznacznie ocenić „Dziedzictwo przodków”. Z pewnością nie będzie to ocena bardzo wysoka ani bardzo niska. Myślę, że 6,5 będzie odpowiednią punktacją. Wielcy fani „Metra” mogą się ze mną nie zgadzać, dlatego zostawiam pół oczka swobody – w dół lub w górę – zależnie od upodobania.
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz