Po dużym sukcesie “Dungeons Siege” oraz zdobyciu przez grę licznych nagród (m.in. za najlepszą grafikę czy innowacyjną grę PC), Microsoft do spółki z Gas Powered Games i Mad Doc Software stworzyli w roku 2003 oficjalny dodatek pod tytułem “Dungeon Siege: Legends of Arana”. Nie jest on w żaden sposób związany z fabułą podstawowej wersji rozgrywki i przenosi nas na kontynent Arany, gdzie przemierzać będziemy zupełnie nowe tereny i spotkamy wielu nowych przyjaciół.
No dobrze, przesadziłem z tymi “przyjaciółmi”. Zgodnie z oczekiwaniami, napadać nas będą kolejne rzesze nieprawdopodobnych, ukierunkowanych na eksterminację wszystkiego i wszystkich poczwar rodem nie wiadomo skąd. Jeszcze bardziej przesadziłem z określeniem “kontynent”. Jest to w rzeczywistości malutka wysepka, której zwiedzenie zajmie nam – przy dobrym tempie – część dnia pomiędzy śniadaniem a kolacją. “Legends of Arana” jest dodatkiem krótkim, choć niekoniecznie należy poczytywać to za wadę. W przeciwieństwie do wersji podstawowej, przygoda nie dłuży się i nie nudzi, gdyż nie bardzo ma ku temu możliwości. Pomimo swych niezbyt okazałych rozmiarów, gra wprowadza kilka istotnych zmian i usprawnień, które czynią ją godną polecenia. Jakie to zmiany?
Zacznijmy od czegoś małego: fabuła. Ktoś nareszcie zdał sobie sprawę, że taka rzecz istnieje i może być całkiem użytecznym detalem. Zaczynając wojaże w znajdującym się jeszcze w Królestwie Ehb mieście Arhok, ścigać będziemy bliżej niezidentyfikowanego demona imieniem Shadowjumper, który w swej bezczelności ukradł niezwykle potężny artefakt – Staff of Stars, którego zamierza użyć (co zaskakujące) do pogrążenia świata w totalnym chaosie. I choć w tej opowieści brakować nam może odrobiny finezji, to inaczej niż w podstawowej wersji “Dungeon Siege” nasza postać ma jasno określony cel. Wiemy dokąd, dlaczego i po co zmierzamy, czego szukamy, a także w jakim celu (poza satysfakcją) miażdżymy, niszczymy i kroimy kolejne paskudztwa stojące na naszej drodze. Zadania nabierają pozoru sensowności i nareszcie jesteśmy za nie należycie nagradzani.
Do dyspozycji oddano nam nową rasę postaci – półolbrzyma. Jest on o połowę większy i o połowę brzydszy od zwykłego człowieka oraz w stu procentach identyczny, jeśli chodzi o możliwości rozwoju i preferencje bojowe. Dużym plusem “Legends of Arana” jest 70 nowych zaklęć oraz wiele nowych przedmiotów, pośród których możemy natrafić również na wyjątkowe artefakty łączone w zestawy z kilkoma innymi, które po połączeniu dają dodatkowe moce. Również bossowie występują w większym natężeniu i sprawiają nam o wiele większe problemy od szeregowych bestii.
Kolejnym ważnym usprawnieniem są platformy teleportacyjne, przenoszące nas w mgnieniu oka do miasta, gdzie możemy sprzedać zebrane przedmioty, zakupić nowy ekwipunek czy też odebrać nagrodę za wykonane zadanie. To duże udogodnienie w stosunku do podstawowej wersji gry, choć twórcy nie pozbawili nas zupełnie “przyjemności” błądzenia w kółko i gubienia się w ślepych zaułkach.
Grafika i muzyka stoją na niezmiennie wysokim poziomie. Tak jak i wcześniej cieszymy się dopracowanym otoczeniem, płatkami śniegu leniwie osiadającymi na ziemi czy szumem deszczu pośród wysokiej trawy. Przemierzać będziemy 9 nowych, starannie przygotowanych obszarów, jak lodowe pustkowia czy tropikalna dżungla. Zapewne nieraz zdarzy nam się stanąć na chwilę na moście, by z wysokości podziwiać otoczenie. Niestety, używane przez nas przedmioty nadal prezentują się niezbyt atrakcyjnie. Ciężka magiczna zbroja wygląda jak nieprana od wieków połamana koszula, zaś hełmy naszych herosów przypominają niezbyt starannie ociosane nocniki. Irytuje to zwłaszcza na zbliżeniach i psuje bardzo przyjemny dla oka obraz całości.
Kupowanie przedmiotów u miejskich sprzedawców tak jak poprzednio stanowi ostateczność na wypadek desperackiej potrzeby założenia na siebie “czegokolwiek”. Oferowane nam towary są nadal niewspółmiernie drogie do swej faktycznej wartości. Co więcej, już po kilkunastu minutach mordowania potworów możemy zdobyć coś o wiele lepszego. Niewielkim, choć przyjemnym ulepszeniem jest automatyczne podświetlanie się przedmiotów leżących na ziemi, a także mapa świata, dająca nam jako takie pojęcie o przebytej dotąd drodze. W przeciwieństwie do “podstawki”, nasi towarzysze nie atakują grupą szarżujących na nas przeciwników. W myśl szlachetnej zasady fair play, drużyna stoi bezczynnie, gdy jeden z jej członków zmaga się z bestią, która go napadła i nie ruszy się dopóki poprzez dodatkowe kliknięcia nie wyperswadujemy każdemu z osobna zmiany poglądów.
Zaklęcia, choć liczne i spektakularne, poza kilkoma dobrze już znanymi przykładami, są znacznie bardziej efektowne niż efektywne, zaś całą kampanię możemy przejść (tak jak poprzednio) za pomocą jednego czaru.
“Dungeon Siege: Legends of Arana” jest doskonałym przykładem pojęcia “dodatek do gry”. Nie wprowadza rewolucyjnych zmian, modyfikujących nie do poznania całą produkcję, lecz poprawia niektóre błędy, wprowadzając zarazem ciekawe i korzystne innowacje. Tytuł ten stworzono na tyle sprawnie, by mógł zainteresować i wciągnąć gracza, a zarazem nie zmęczyć go monotonią i powtarzalnością. Chociaż nie można z czystym sumieniem nazwać tej gry idealną, to bez wątpienia zasługuje ona na wysoką ocenę.
Plusy
- Platformy teleportacyjne do i z miast
- Łączenie przedmiotów w zestawy
- Dodatkowe, cieszące oko lokacje
- Wiele nowych przedmiotów, zaklęć i przeciwników
- Silniejsi bossowie
- Podświetlanie przedmiotów i mapa świata
- Pojawienie się fabuły i sensowności zadań
Minusy
- Pogorszenie SI drużyny
- Niezmiennie niedopracowane modele używanych przedmiotów
- Nikła przydatność oferowanych zaklęć
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz