Diabelski młyn

3 minuty czytania

Każdy kraj ma coś, co jest jego cechą charakterystyczną. Gdy mówimy na przykład o Rosji, to pierwszym, co widzimy przed oczami, jest Kreml (a tak mi się przynajmniej wydaje). Kiedy pada hasło Hiszpania, to myślimy albo o Realu Madryt lub Barcelonie, albo też o gonitwie byków na ulicach Pampeluny. Myślisz Francja – widzisz wieżę Eiffla. A co nam się kojarzy z Holandią? Tulipany, chodaki i wiatraki. Tylko czy wiatraki mają aż taką otoczkę, aby robić o nich film?

Diabelski młyn

Fabuła kręci się wokół nastoletniej Jennifer, próbującej zacząć nowe życie w Holandii. Niestety, jej przeszłość nie jest usłana różami, dziewczyna wyraźnie ukrywa to, kim jest, a szukając ucieczki przed ewentualnym złapaniem przez stróżów prawa, w ostatniej chwili dołącza do grupy turystów, która jedzie na wycieczkę po najsłynniejszych wiatrakach Holandii. Na jednym z postojów okazuje się, że ich pobyt w tym miejscu niespodziewanie się przedłuży, a dla wielu będzie to ostatnia podróż w życiu, bowiem jak się okaże, nie wszystkie legendy są tylko i wyłącznie bajkami, a obecność wczasowiczów na tej wyprawie nie jest przypadkowa.

Diabelski młyn

Można mieć wiedzę na dany temat, można obserwować, jak ktoś inny pracuje, ale trzeba też wiedzieć, jak uzyskane informacje wykorzystać. "Diabelski młyn" to debiut filmowy w wykonaniu Nicka Jongeriusa. Nie jest on jednak zielony w świecie kinematografii, bowiem wyprodukował kilka filmów, lecz "najsłynniejszym" jego dziełem jest "Frankenstein's Army". Pozostałe tytuły są raczej obce polskim widzom: "Snif i nawiedzony zamek" (hol. Snuf de hond en het spookslot) czy "Deadend" (hol. Doodeind). Jak widać, tytuły nie rzucają na kolana i niestety brak doświadczenia odbił się na poziomie filmu.

Oglądając kolejne sceny, można odnieść wrażenie, że scenariusz był pisany na kolanie, a goniący twórców deadline sprawił, że oddali niedokończony skrypt i liczyli, iż w trakcie kręcenia będą mogli coś jeszcze w nim dopisać. Ale jak się okazało, najzwyczajniej w świecie o tym zapomnieli.

Diabelski młyn

Bezpłciowość postaci aż razi po oczach. Wiem, że to slasher i zadaniem postaci jest ginąć jak najefektowniej, aby widz mógł być zachwycony rozbryzgiem krwi na ekranie, ale w żaden sposób nie mogłem poczuć jakiejkolwiek sympatii do któregokolwiek uczestnika wycieczki. Antypatię to już owszem. Brak reakcji na zaginięcia innych towarzyszy podróży, zero jakiegokolwiek działania, które można by zakwalifikować do sensownego i logicznego. Po prostu niczym owce na rzeź, na każdego przyjdzie w końcu kolej. Mimo bycia na kompletnym zadupiu, działają bez planu i chaotycznie, co jest chyba normą od długiego czasu, jeżeli chodzi o horrory. Zastanawiające jest też to, że przez większą część filmu pada deszcz, ale bohaterowie mają suche ubrania. Magia?

Problemem "Diabelskiego młyna" jest również fakt, że brak tu jakiegoś napięcia, które powodowałoby, iż widz oglądałby to, co się dzieje na ekranie, ze skupieniem, bacznie obserwując bohaterów i czyhającego na ich życie "tego złego". Ze zobojętnieniem w oczach oglądamy, jak śmierć zbiera swe żniwo.

Diabelski młynDiabelski młyn

Jeżeli chodzi o scenerię "Diabelskiego młyna", to trzeba powiedzieć, że wykonano wszystko porządnie. Czuć obskurną, holenderską wieś, z tym złowieszczo wyglądającym młynem i diabelskim młynarzem, który czai się gdzieś w pobliżu. A jeżeli o naszym antagoniście mowa, to brawa dla twórców za jego kreację. Milczący, dobrze zbudowany i z kosą w łapie, taki był Kenan Raven, który budził respekt, pokazując, że dla grzeszników nie ma litości.

Sceny gore? Niby są, ale nie za wiele, chociaż wyglądają nawet fajnie. Urwana głowa tu, latające flaki tam, ale jest ich za mało, aby poczuć jakiś klimat. Chociaż nie ukrywam, ostatnie "ukaranie" grzesznika spodobało mi się na tyle, że minimalnie podwyższyło ocenę filmu.

Diabelski młyn

Podsumowując, mamy do czynienia z filmem, który nie wywołuje większych emocji. Oglądamy go z poczuciem znudzenia, a przez kolejne sceny zabójstw przechodzimy obok, nie przejmując się za bardzo tym, co dzieje się na ekranie. Hasło filmu brzmi "To nie Holandia. To piekło" i rzeczywiście podczas seansu widz może czuć się jak w piekle. Znudzeni, po wyjściu z kina najprawdopodobniej będziemy szukali innych atrakcji, aby lepiej spędzić czas.

Ocena Game Exe
3.5
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...